Lato nam się skończyło (choć gdy piszę te słowa jakoś jeszcze nie bardzo to widać), pora by więc była najwyższa wrócić do przypominania mniej lub bardziej zakurzonych staroci z minionych dekad – będą jak znalazł na jesienne wieczory. Startujemy więc z nową serią Nostalgicznej Niedzieli: na początek sięgnijmy po coś lekkiego – pierwszą* komedię z Arnoldem Schwarzeneggerem – czyli „Bliźniaków” w reżyserii Ivana Reitmana.
Pod koniec lat 80. Arnie po występach w filmach takich jak „Terminator”, „Commando” czy „Predator” miał już dość solidną pozycję gwiazdora kina akcji, ale największe sukcesy wciąż były przed nim i nie pokładano w nim wiele wiary, gdy przychodziło do eksperymentowania z rolami. Tymczasem były Mister Universe chciał się rozwijać, postanowił więc sprawdzić się w czymś nowym i zaliczyć rolę komediową. Studio nie było jednak do końca przekonane, czy pomysł ten ma szanse powodzenia. Aktor był jednak nieugięty – zdecydował się zrezygnować z wynagrodzenia w zamian za udział w zyskach, to samo zrobili partnerujący mu w głównej roli Danny DeVito oraz reżyser Ivan Reitman. Jak się później okazało, opłaciło im się. Po latach Arnold mówił, że decyzja, by zaryzykować i zainwestować w siebie była jedną z lepszych jakie podjął w życiu. Przy liczącym 18 mln $ budżecie film zarobił w kinach 216 mln, zbierając jednak dość mieszane recenzje (dziś ma ledwie 42% na RT).
Fabuła „Bliźniaków” opowiada o losach braci Juliusa (Schwarzenegger) i Vincenta (DeVito), będących wynikiem eksperymentu genetycznego i rozdzielonych zaraz po urodzeniu. Julius spędził dotychczasową część życia na tropikalnej wyspie, pod opieką jednego z naukowców, którzy organizowali eksperyment, podczas gdy Vincent, postrzegany jako nieprzewidziany i nieudany efekt uboczny trafił do sierocińca, by po latach zostać niestroniącym od nielegalnych sposobów na zarobek cwaniaczkiem. Po latach Julius dowiaduje się o tym, że ma brata i decyduje, że musi go odnaleźć. W tym celu opuszcza wyspę i udaje się do Ameryki. Mamy tu więc klasyczny motyw, w którym nieprzystosowany do życia bohater trafia do społeczeństwa, co oczywiście będzie umożliwiało zaprezentowanie widzom szeregu zabawnych sytuacji. A gdy jeszcze stanie oko w oko ze swoim bratem bliźniakiem, który chyba nie mógłby się bardziej od niego różnić, cóż, wtedy dopiero się zacznie (pierwsze spotkanie Juliusa i Vincenta to bodaj jeden z najzabawniejszych fragmentów filmu). Bracia muszą się najpierw nieco dotrzeć, ale szybko okaże się, że mają to i owo wspólnego, a gdy jeszcze Julius wyciągnie Vincenta z kłopotów, będą już na dobrej drodze do stworzenia prawdziwie braterskiej relacji. Co ciekawe – w filmie pojawia się scena, w której Vincent uczy Juliusa tańczyć – w tym samym roku, ledwie tydzień później miał premierę „Rain Man”, w którym pojawia się bardzo podobna scena.
Wkrótce bracia wyruszają na wspólną wyprawę celem odnalezienia swej matki, jednak Vincent traktuje to jako przykrywkę do realizacji własnych celów zarobkowych, co okaże się wkrótce źródłem poważnych komplikacji. Towarzyszą im dziewczyna Vince’a Linda (Chloe Webb) i jej siostra Marnie (Kelly Preston), możemy się więc także spodziewać wątku romansowego, a że postać Arnolda jest prawiczkiem, będzie sposobność do kilku żartów także i na tym polu. Prócz udanego humoru znajdzie się tu także miejsce na trochę wzruszeń oraz akcji, w końcu odtwórca roli Conana Barbarzyńcy musi czasem zrobić użytek z siły mięśni – będzie to jednak, jak się nietrudno domyślić, akcja lekkiego kalibru o wyraźnie komediowym zabarwieniu.
„Bliźniacy” bazują na prostych, klasycznych rzec by można podstawach, ale jako lekka, niezobowiązująca rozrywka sprawdzają się znakomicie. Duet głównych bohaterów zadziałał tu wręcz idealnie, a Arnold, jak się okazało wbrew obawom producentów, świetnie wpisał się w komediowy charakter filmu. Przełożyło się to potem na wspomniany już sukces finansowy, a Schwarzenegger zaczął otrzymywać propozycje występów w kolejnych komediach. W 1994 roku wraz z Dannym DeVito wystąpili w kolejnym filmie reżyserowanym przez Ivana Reitmana – był nim „Junior” z 1994 roku, w którym to ekranowy twardziel zupełnie zrywał ze swoim dotychczasowym wizerunkiem, wcielając się w rolę… mężczyzny w ciąży. Tym razem wyniki kasowe były jednak rozczarowujące i jakoś mnie to nie dziwi, sam nigdy nie miałem ochoty na powtórkę tego filmu. Tymczasem do „Bliźniaków” wracałem niezliczoną ilość razy. Prawdopodobnie zmieściliby się w dziesiątce komedii, które powtarzam najczęściej. Może nawet w piątce? W moim przekonaniu jest to najbardziej udany występ komediowy Arnolda w całej jego karierze.
Po latach pojawił się pomysł realizacji sequela zatytułowanego „Trojaczki” – dwójka bohaterów miała się natknąć na trzeciego brata, w którego rolę początkowo miał się wcielić Eddie Murphy. Realizacja projektu przesuwała się jednak w czasie o kolejne lata (z początku z powodu politycznej kariery Arnolda). W 2021 roku ogłoszono, że miejsce Murphy’ego zajmie Tracy Morgan, a kiedy w 2022 zmarł Ivan Reitman, projekt ostatecznie pogrzebano co potwierdzili zarówno Arnold jak i syn reżysera, Jason. Z jednej strony trochę szkoda, jednak z drugiej – mając w pamięci jak wypadła nakręcona po 20 latach kontynuacja „Głupiego i głupszego” – może to i lepiej?
Film ukazał się w Polsce na DVD (zetknąłem się z wydaniem od Kina Świat, z obrazem 4:3 i Jackiem Brzostyńskim w roli lektora). Za granicą (między innymi w UK, Niemczech czy Czechach) dostać możemy wydania Blu-ray bez polskiej wersji językowej.
Zdj. Universal
* Arnold wystąpił co prawda wcześniej w komediowym niskobudżetowym filmie "Herkules w Nowym Jorku" z 1970 roku, ale wszystkie jego dialogi zastąpiono tam głosem innego aktora, więc jego pełnoprawnym debiutem komediowym w ramach tej "właściwej" kariery mimo wszystko nazwałbym "Bliźniaków".