W Nostalgicznej Niedzieli przybliżamy Wam produkcje kinowe i telewizyjne z ubiegłych dekad. Dziś akcyjniak, który przestawił karierę Liama Neesona na nowe tory – „Uprowadzona” w reżyserii Pierre'a Morela.
Przeważnie sięgam w naszym cyklu po filmy z lat 80 czy 90., czasami również starsze, a wszystko powstałe po 2000 roku wciąż mam tendencję uważać za „nowe filmy”. Tymczasem w pewnym momencie człowiek zdaje sobie sprawę, że od premiery tej czy innej produkcji minęły całe lata – filmy z 2008 roku oglądałem jeszcze jako kawaler, któremu nie przeszło nawet przez myśl, że kiedyś będzie je oglądał z własnym nastoletnim dzieckiem. Tymczasem od premiery „Uprowadzonej” minęło w kończącym się właśnie roku piętnaście lat i gdy się nad tym chwilę zastanowić, nostalgia jak najbardziej zaczyna mieć tu zastosowanie.
Gdy Liam Neeson przyjmował rolę Bryana Millsa, byłego agenta CIA, z której zrezygnował Jeff Bridges, nie spodziewał się jaki wpływ na jego karierę będzie miała ta decyzja. Chcąc dla odmiany wystąpić w nieco bardziej fizycznie wymagającej roli, 56-letni aktor traktował projekt jako jednorazową odskocznię, okazję do spędzenia kilku miesięcy w Paryżu i potrenowania sztuk walki. Na sukces nie liczył, przeciwnie, spodziewał się wręcz porażki, a sam film postrzegał w kategoriach niemalże produkcji straight-to-dvd. Tymczasem „Uprowadzona” miała zredefiniować całą jego karierę na nadchodzące lata, czyniąc zeń gwiazdora kina akcji. Film okazał się sukcesem finansowym, zarabiając dziesięciokrotność budżetu, a kariera Neesona nabrała wiatru w żagle. Wkrótce potem wystąpił w takich filmach jak „Drużyna A” czy remake „Starcia Tytanów”, w którym wcielił się w Zeusa, a także szeregu thrillerów i filmów akcji (w tym także w sequalach „Uprowadzonej”). Wróćmy jednak do sedna.
Fabuła filmu, którego producentem i jednym ze scenarzystów był Luc Besson, przywodzi na myśl akcyjniaki z poprzednich dekad i ma w zasadzie całkiem sporo wspólnego z kultowym „Commando” - emerytowany agent CIA, po rozwodzie próbujący podtrzymać relację z córką (Maggie Grace), dowiaduje się, że zamierza ona wybrać się na wakacje do Europy. Na wyjazd za granicę dziewczyna potrzebuje zgody ojca. Ten po dłuższym wahaniu zgody udziela, jednak zaraz po dotarciu do Paryża Kim zostaje uprowadzona przez albańskich handlarzy żywym towarem. Dochodzi do tego dokładnie w chwili, gdy rozmawia z ojcem przez telefon. W tym momencie następuje kultowy już monolog w wykonaniu Neesona (który zdążył już stać się internetowym memem). Bohater w rozmowie z porywaczem stwierdza, że dysponuje zestawem umiejętności, które pozwolą mu odnaleźć tych, którzy skrzywdzili jego dziecko i wyciągnąć konsekwencje (z wysłaniem delikwentów na tamten świat włącznie). Porywacze nic sobie jednak z tego nie robią, co oczywiście będzie ich drogo kosztowało. Trzeba w tym miejscu przyznać, że wykorzystanie tej sceny w materiałach promocyjnych było strzałem w dziesiątkę. Do dziś pamiętam, jak po obejrzeniu zwiastuna natychmiast dopisałem film do listy pozycji do obejrzenia.
Od tego momentu śledzimy poczynania ojca, który nie cofnie się przed niczym, by odnaleźć i uratować swoją córkę. Bryan Mills to jednak inna postać niż John Matrix, w którego w „Commando” wcielał się Arnold Schwarzenegger, a więc i charakter jego misji jest nieco odmienny. Przez sporą część filmu więcej tu śledztwa niż rozwałki, ale gdy przyjdzie co do czego, Bryan także potrafi przywalić i można liczyć na sporo niezłych scen akcji, choć sfilmowanych w dość poszatkowanym stylu kojarzącym się nieco z filmami Paula Greengrassa o Jasonie Bournie (jeśli wierzyć internetowym źródłom po drodze nasz bohater likwiduje tu 35 osób). Mocnymi stronami filmu pozostają z pewnością jego szybkie tempo, a także zdolność wzbudzenia emocjonalnego zaangażowania ze strony widza, co jest w dużej mierze zasługą przekonującej gry aktorskiej Neesona, któremu trudno nie kibicować (ma tu miejsce podobna sytuacja jak w przypadku omawianego niedawno „Incydentu” z Kurtem Russelem). Muszę przyznać, że dziś film działa na mnie pod tym względem zdecydowanie bardziej niż wtedy, gdy widziałem go po raz pierwszy – nic dziwnego – w końcu wiek i życiowe okoliczności pozwalają bardziej identyfikować się z bohaterem i lepiej wczuć się w jego sytuację.
Na drugim planie pojawiają się między innymi Famke Janssen jako była żona Bryana, znany z drugiego Terminatora Xander Berkeley jako jej nowy mąż, Leland Orser jako współpracownik naszego bohatera oraz Olivier Rabourdin jako wysoko postawiony oficer francuskiej policji, dawny przyjaciel Bryana. Brakuje tu być może wyrazistych antagonistów (czy tym bardziej znanych aktorów w ich rolach), ale to już właściwie czepianie się na siłę. Od chwili porwania film koncentruje się całkowicie na głównym bohaterze, przedstawiając wydarzenia z jego perspektywy i na skupianie się na kimkolwiek innym zwyczajnie nie ma tu czasu. Bryan prze do przodu, błyskawicznie rozprawiając się z kolejnymi przeciwnościami i bezlitośnie likwidując kolejnych złoczyńców. Nie cacka się przy tym z nikim, o czym boleśnie przekonują się nawet osoby, które niczym mu nie zawiniły, ale miały pecha być blisko związane z tymi, którzy próbowali stanąć mu na drodze.
„Uprowadzona” to solidny thriller akcji, świetnie znoszący kolejne powtórki (do tej pory obejrzałem go pewnie sześć lub siedem razy i w przyszłości z przyjemnością zasiądę do kolejnych seansów), którego sukces był jak najbardziej zasłużony. W świetle takich, a nie innych wyników nic dziwnego, że film doczekał się kontynuacji, z których pierwsza pojawiła się w kinach w 2012 roku. Również i tym razem odnotowano sukces finansowy, a sam film, choć już zdecydowanie słabszy od oryginału (oceny ze strony krytyków otrzymał drastycznie wręcz niższe), wciąż nieźle się oglądało i również do niego zdarzało mi się od czasu do czasu wrócić. Zdecydowanie gorzej wypadła za to część trzecia, która zmieniała nieco formułę i, podobnie jak w przypadku trzeciej „Szklanej pułapki”, której po dziś dzień nie trawię, nie wyszło jej to na dobre (przez film przebrnąłem w wielkich bólach, by nigdy więcej do niego nie wracać). Jednak marka pozostawała wciąż silna, a nazwisko Neesona raz jeszcze przyciągnęło ludzi do kin, gwarantując kasowy sukces. Kilka lat po trzecim filmie powstał także serial będący prequelem filmowej trylogii, w którym to w Bryana Millsa wcielił się Clive Standen. Na jego temat nie zabiorę jednak głosu, gdyż nie miałem okazji (ani chęci) się z nim zapoznać.
Filmy w Polsce zostały wydane na DVD i Blu-ray przez Monolith, jednak w przypadku części pierwszej dostaliśmy kadrowanie w 1.78:1 niezgodne z kinowym oryginałem (problem dotykający w tamtych czasach wielu wydań od tego dystrybutora). Jako że ten mankament automatycznie dyskwalifikuje dla mnie wydanie, uznałem za stosowne sięgnąć po edycję z UK. Znajdujący się na jej okładce dopisek „Extended Harder Cut” oznacza tylko i wyłącznie to, że film na płycie jest w wersji nieocenzurowanej (podobnie zresztą jak polskie wydanie). Część druga i trzecia zostały u nas wydane już z poprawnymi proporcjami obrazu, jednak nie dostaliśmy wersji rozszerzonych/nieocenzurowanych.
Zdj. Lionsgate