NOSTALGICZNA NIEDZIELA #173: „Ślepa furia” (1989)

Nostalgicznej Niedzieli przybliżamy Wam klasyczne, produkcje kinowe i telewizyjne z ubiegłych dekad. Dziś raz jeszcze akcja z elementami wschodnich sztuk walki, w dodatku bezpośrednio zainspirowana japońskim kinem. „Ślepa furia z Rutgerem Hauerem

W latach 90. całkiem często zdarzało mi się nagrywać filmy na VHS z TV, by potem wielokrotnie je oglądać. Szczególnie kłopotliwe było w pewnym momencie nagrywanie ich z Polsatu, który nie dość, że serwował reklamy po kilka razy w ciągu filmu, to jeszcze po wyświetleniu reklam zdarzało się im powtarzać 5 minut filmu, które zostały już wyświetlone przed reklamami. I teraz weź to człowieku nagraj jak należy... Jednym z filmów, z którymi musiałem się nieźle nagimnastykować, by je sensownie nagrać, była właśnie omawiana dziś perełka. 

Akcyjniak z komediowymi naleciałościami, zainspirowany japońskimi filmami o niewidomym szermierzu Zatoichim opowiada o weteranie z Wietnamu, który w trakcie wojny traci wzrok w wyniku eksplozji, by następnie trafić do pobliskiej wioski, gdzie (nie wiedzieć czemu) zostaje wyszkolony we władaniu mieczem i efektywnym wykorzystaniu pozostałych zmysłów. Można by się zastanawiać, odkąd to wietnamscy chłopi są mistrzami we władaniu japońskim mieczem, ale to w końcu lata 80., ma być fajnie, ma być cool, sensu się specjalnie nie dopatrujmy, nie o to tu chodzi. 

Aktor Tim Matheson, miłośnik wspomnianych japońskich produkcji wraz z producentem Danielem Grodnikiem przez siedem lat starali się doprowadzić do realizacji filmu, w tym czasie raz po raz zmieniali się scenarzyści i reżyserzy. Ostatecznie za kamerą stanął Phillip Noyce, a wytwórnia Tri-Star zdecydowała się dystrybuować film. Rutger Hauer, którego producenci od początku widzieli w roli głównej spędził miesiąc, szkoląc się do roli niewidomego Nicka Parkera. Pomógł mu w tym Lynn Manning, aktor, poeta i paraolimpijczyk, który stracił wzrok w wyniku postrzału.  Za trening szermierki odpowiadał z kolei Steven Parker, koordynator walk, z którym Hauer każdego dnia przed rozpoczęciem zdjęć spędzał dwie godziny na treningu. Aktor wspominał później, że była to dla niego jedna z najtrudniejszych ról w życiu.  W jednej z głównych ról u boku Hauera wystąpił Brandon Call, który w tym samym roku pojawił się również w Słonecznym patrolu jako Hobie, ekranowy syn głównego bohatera, w którego wcielał się David Hasselhoff (jednak dwa lata później w drugim sezonie serialu Call już się nie pojawił). 

Ślepa furia film

Czego należy się po „Ślepej furii” spodziewać? Ano dość klasycznej fabuły (nic dziwnego skoro to w zasadzie remake filmu z 1967 roku), w której nasz bohater, powraca po latach do kraju zamierzając, niczym John Rambo (spostrzegawczy wypatrzą zapewne w filmie plakat „Pierwszej krwi”) odwiedzić znajomego z czasów wojny. Okazuje się jednak, że ten gdzieś zniknął. Nick poznaje ex-żonę przyjaciela (Meg Foster AKA „ta pani z dziwnymi oczami”), oraz jego syna, Billy’ego (Brandon Call), którzy wkrótce stają się celem ataku podejrzanych typów. Żeby było ciekawiej, tym ostatnim towarzyszą skorumpowani policjanci. Nick nie od parady nosi ze sobą ukryty w drewnianym kiju miecz, zatem w efekcie spotkania padnie kilka trupów. Znajdzie się wśród nich niestety również matka Billy’ego (wiadomo, wszystkich uratować nie sposób, a kogoś trzeba potem pomścić), która przed śmiercią prosi Nicka, by ten zabrał chłopca do ojca przebywającego w Nevadzie. Ich tropem będą jednak bezustannie podążać ludzie, którzy chcą dorwać dzieciaka w związku z ciemnymi sprawkami, w które uwikłany jest jego ojciec. Za wszystkim stoi niejaki MacCready (Noble Willingham), który sfrustrowany uporczywie brużdżącym mu Nickiem, wynajmuje w końcu japońskiego zabójcę (w tej roli gwiazda wielu filmów o ninja, Sho Kosugi), by ten ostatecznie rozprawił się z naszym bohaterem.

Mamy tu więc nieco kina drogi okraszonego pościgami, chlastaniem na plasterki kolejnych pomagierów MacCready’ego, a także solidną dawkę humoru – jak wiadomo „docieranie się” niezbyt zgranych duetów, to niezłe pole do popisu na tym polu. Również sam fakt, że Nick jest niewidomy,  staje się okazją do kilku udanych gagów (wśród których znalazł się mój ulubiony dialog: „Are you blind? – Yeah. What's your excuse?”). Byłbym skłonny iść o zakład, że gdyby film powstał dziś, pewnie znaleźliby się delikwenci czepiający się tych żarcików, jak również samego faktu, że aktor niebędący niewidomy śmiał zagrać niewidomego.  Cóż, zdaje się, że na tym właśnie polega aktorstwo, ale co ja tam wiem...

Ślepa furia

Rutger Hauer niewątpliwie pozostaje główną zaletą filmu – nieustannie wygląda jakby dobrze się bawił w tej roli. Czuć to w zasadzie już od początkowych scen, gdzie paru szemranych typków próbuje stroić sobie z niewidomego bohatera żarty, dolewając mu do jedzenia ostrego sosu. Wiadomo, że dobrze na tym nie wyjdą. Podobnie jak zresztą każdy, kto stanie na drodze Nicka. W końcu jest to bohater, który podobnie jak jego japoński pierwowzór opiera się w dużej mierze na archetypie westernowego rewolwerowca. Takiego co to po zrobieniu porządku ze wszystkimi łotrami w okolicy, samotnie rusza w stronę zachodzącego słońca, nie oglądając się za siebie. Jest to też w zasadzie jedna z pierwszych ról (o ile nie pierwsza w ogóle), jakie przychodzą mi do głowy na dźwięk nazwiska holenderskiego aktora. 

Dość problematycznym aspektem „Ślepej furii” pozostaje montaż (a może po prostu cenzura?) – w kilku scenach filmu czuć wyraźnie, że czegoś zwyczajnie brakuje. Zdarza się, że w niewyjaśnionych okolicznościach znika gdzieś jeden z przeciwników naszego bohatera (a że bywają dość charakterystyczni, to i rzuca się to w oczy) i tyczy się to nie tylko jakichś mało istotnych postaci. Czy ktoś jest mi w stanie powiedzieć, co właściwie stało się na koniec z MacCreadym? No właśnie. 

„Ślepa furia” ma w zasadzie wszystko, czego trzeba tego typu prostym produkcjom z czasów wypożyczalni VHS, by spędzone przy niej niespełna 90 minut minęło szybko i bezboleśnie. Warto dodać, że także kolejne seanse znosi całkiem dobrze. W związku z powyższym szkoda, że nie odnotowano kasowego sukcesu, bo w planach był również sequel, który bardzo chętnie (i pewnie nie raz) bym obejrzał. Hauer nie był widać aż tak popularny w USA, za to na rynkach europejskich „Ślepa furia” poradziła sobie zdecydowanie lepiej. 

Co się tyczy nośników – w Polsce film został wydany na DVD z napisami. Dostępne za granicą wydania Blu-ray nie są zaopatrzone w polską wersję językową.

Ślepa furia

Zdj. Tri-Star Pictures