„Sandman Uniwersum. Księgi Magii” tom 1: „Dobór składu” – recenzja komiksu

Końcem ubiegłego roku do sprzedaży trafił kolejny pierwszy tom w rozrastającym się katalogu spin-offów „Sandmana” Neila Gaimana. Za scenariusz debiutanckiego zbioru opowieści z cyklu „Księgi Magii” odpowiada Kat Howard, zaś stronę wizualną zaprojektowali Tom Fowler i Jordan Boyd. Zapraszamy do naszej recenzji komiksu.

Timothy Hunter, główny bohater nowego cyklu spod znaku „Sandman Uniwersum”, zadebiutował na kartach własnej serii komiksowej ponad trzydzieści lat temu. Wówczas to za spin-offującą serię, mającą przybliżyć czytelnikom tę bardziej „magiczną” stronę uniwersum DC, odpowiadał sam Neil Gaiman. Przez utrzymaną w stosunkowo lekkim tonie serię przewinęli się najpopularniejsi bohaterowie nadprzyrodzonego odłamu uniwersum (w tym sam Sandman i John Constantine z serii „Hellblazer”). W kolejnych latach postacią Tima Huntera, nastolatka, któremu przyrzeczono karierę „największego maga swoich czasów”, zajęło się jeszcze paru innych autorów, ale opowieści te nie zostały uwzględnione w cyklu „Sandman Uniwersum”. Tak jak i w przypadku „Lucyfera: Diabelskiej komedii”, nowe „Księgi Magii” wycinają z kanonu wszystko, co dopisano do niego po Gaimanie, i zwracają się do czytelników, którzy albo rozeznania w dziejach niedoszłego młodego czarownika nie mają wcale, albo (preferowalnie) zaliczyli lekturę czterech oryginalnych tomów z imprintu Vertigo.

W duchu takich właśnie nowych początków, w prologu „Doboru składu”, pierwszego tomu w ramach serii „Sandman Uniwersum”, Tim Hunter zostaje czytelnikom przedstawiony na nowo: jako nastolatek, który nie potrafi przepracować traumatyzującego zaginięcia mamy i który zarazem dzierży w sobie potężny, magiczny talent. Ten ostatni jest dla niego do tej pory źródłem upokorzenia i wyobcowania aniżeli zaczątkiem przyszłej potęgi. Zamiast rzucać klątwy na szkolnych dręczycieli, uratować dziewczynę i wędrować po alternatywnych wymiarach, Hunter bezowocnie włóczy się po korytarzach ogólniaka i nadwyręża cierpliwość utopionego w depresji ojca. Do czasu oczywiście, bo nie trzeba wielu stron, by w szaroburą pospolitość Huntera magia wkradła się ponownie – tym razem niosąc ze sobą obietnicę dopełnienia nauki i okiełznania drzemiącego wewnątrz talentu. Nastolatek chwyta za śrubokręt, który posłuży mu za różdżkę, i wraz z magiczną sową oraz wtajemniczoną nauczycielką rusza w podróż między regały szkolnej biblioteki i staje w szranki z tajemniczym kultem Zimnego Płomienia. W pierwszym tomie nie brakuje akcji, zaś narracyjne tempo konsekwentnie wyjaśnia, że niepogłębianie postaci jest tu najważniejsze, a lekkość i przygoda. Pierwsze rozdziały komiksu Kat Howard czyta się szybko, ale też bez większego zaangażowania w postaci i świat przedstawiony. Kolejne zwroty akcji, nacechowane dziwnością i makabrą, wciągają w wir wydarzeń, ale zastosowana struktura pozostawia historię w stanie nieplanowanego rozproszenia. Z kolei zamiast wyraźniej przynależeć do świata „Sandmana” sam Hunter kojarzy się pod koniec tomu z bohaterem nakreślonym na stronach przeciętnej powieści dla nastolatków.

Dobre strony komiksu ujawniają się w odczytaniu świata wykreowanego w symbolach, rozpisanych w scenariuszu i rozrysowanych na surrealistycznych planszach przez znakomitego Toma Fowlera. Za fantazyjną stroną „Ksiąg Magii” kryje się rzeczywista walka z poczuciem winy, stratą, rozpaczą, których jedynym panaceum może okazać się ucieczka w świat książek i alternatywnych światów. Magia kryje się w starych tomach, a dostępu do niej bronią dziwaczni kultyści, wyczytujący przyszłość z beczki pełnej fosforyzującego kwasu. Krótko po tym, jak Hunter konstruuje klucz do śnienia z biurkowych bibeltów, opowieść dryfuje bliżej klasycznego koktajlu Gaimana: w narracji pojawiają się opowieści wewnątrz opowieści, drobne metaodniesienia i wzmianki o niewiarygodnym narratorze. Na etapie czwartego rozdziału wydostajemy się z nierównej narracyjnie mielizny na otwarte morze Śnienia, ale i w tym przypadku narzucone tempo komiksu nie pozwala, by wędrówka odbiła się w fabule większym echem (przynajmniej na etapie pierwszego tomu).

Trudno też pozbyć się oczywistych skojarzeń z serią przygód o Harrym Potterze. Poczynając od samej fabuły i zapożyczeń ikonograficznych po rażąco podobną stylizację samego bohatera, cykl J.K. Rowling powraca znacznie częściej, niż powinien. Nawet mając w pamięci, że Gaiman stworzył postać Tima Huntera, na długo nim pani Rowling po raz pierwszy posadziła czytelników w ekspresie do Hogwartu, trudno czytać nową serię bez ciągłego wyłapywania oczywistych zapożyczeń. Być może, idąc szlakiem pokrewieństwa z książkami o Potterze, „Księgi Magii” szykują się do opowiedzenia ciekawszej historii w konwencji fantazyjnego coming-of-age w następnych tomach. Być może nie. Jakkolwiek by było, na ten moment komiks Howard ugina się pod naporem własnej lekkości, pozostając lekturą tyleż ładną i przystępną, co bezosobową i wypłaszczoną.

Oceny końcowe:

3
Scenariusz
4
Rysunki
5
Tłumaczenie
4
Wydanie
4
Przystępność*
4
Średnia

Oceny przyznawane są w skali od 1 do 6.

* Przystępność – stopień zrozumiałości komiksu dla nowego czytelnika, który nie zna poprzednich albumów z danej serii lub uniwersum.

Zapowiedzi na listopad 2020 roku od Egmontu

Specyfikacja

Scenariusz

Kat Howard

Rysunki

Tom Fowler, Jordan Boyd

Oprawa

twarda

Druk

Kolor

Liczba stron

144

Tłumaczenie

Paulina Braiter

Data premiery

12 listopada 2020 roku

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza komiksu.

źródło: Egmont / zdj. DC Comics