Suburbicon - recenzja filmu

10 listopada na ekrany kin trafił Suburbicon, najnowsza produkcja w reżyserii George'a Clooneya. Zapraszamy do zapoznania się z naszymi wrażeniami z seansu.

Recenzja nie zawiera spoilerów.

Oparty na scenariuszu Joela i Ethana Coenów Suburbicon stanowi próbę zakpienia z idyllicznej wizji amerykańskich przedmieści lat pięćdziesiątych, obnażając podszewkę Amerykańskiego Snu jako pełną zepsucia i przesiąkniętą rasizmem. Zaangażowany w reżyserię obrazu George Clooney miał już okazję współpracować z braćmi Coen m.in. przy Bracie, gdzie jesteś? i niezłym Tajne przez poufne. Ponadto Clooney niejednokrotnie udowodnił, że potrafi z sukcesem poruszyć prowokujące i niewygodne tematy. Udało mu się to w nominowanym do sześciu oscarów Good Night and Good Luck Idach Marcowych. Jak wyszło tym razem?

suburbicon.png

Suburbicon bywa dobry, niestety tylko momentami. Obraz jest obarczony przynajmniej jedną poważną wadą, którą dzieli z innym owocem reżyserskich aspiracji Clooneya – niedawnymi Obrońcami Skarbów. Zarówno w przypadku tamtego, dość chłodno przyjętego wojennego komediodramatu, jak i Suburbiconu nie sposób pomyśleć, że George miał spójną wizję na to, jaki film chce zrobić. Z jednej strony Suburbicon jest czarną komedią z przebłyskami coenowskiej ironii, z drugiej – kolejnym poważnym wykładem o absurdzie rasowych uprzedzeń. Na skutek tonalnej polaryzacji, oba zamysły filmu pozostają w większej części niezrealizowane, zamiast tego owocując dwoma niedokończonymi i niewyróżniającymi się na dłuższą metę półproduktami, nieustannie balansującymi na granicy parodii i realizmu. Rozpatrując Suburbicon od strony coenowskich produkcji na miarę Fargo zabrakło w nim błyskotliwych dialogów, czy charakterystycznych aktorskich kreacji. Z wyjątkiem krótkiego występu Oscara Isaaca, film Clooneya nie oferuje obsadzie specjalnego pola do popisu. Matt Damon i Julianne Moore odgrywają swoje role zupełnie poprawnie, ale dwuwymiarowość ich postaci zamyka drogę do znacznie ciekawszych możliwości, prowadząc jedynie do rzemieślniczego odtworzenia skryptu.

Należy jednak podkreślić, że film nie jest jednoznacznie zły. Suburbicon dostarcza kilka perełek, a intryga, podsycana wyśmienitym, chociaż rzadkim czarnym humorem, jest z reguły odpowiednio angażująca. Jak zawsze – nie zawodzi też Alexandre Desplat, wyposażając film Clooney’a w przewrotną i prześmiewczo kontrastującą z towarzyszącymi jej obrazami ścieżkę dźwiękową. Co do wątku przemocy rasowej – wspomniany dysonans narracyjny, chociaż powoduje niemiłe poczucie łopatologicznego przerostu formy nad treścią, to w pojedynczych momentach (zwłaszcza w climaxie opowieści) służy dość dobrze jako drugi plan dla absurdalnych poczynań głównych bohaterów. Gdyby wątek zredukowano właśnie do budującego atmosferę zezwierzęcenia i paranoi tła kryminalnej intrygi – całość współgrałaby nieporównywalnie lepiej, a przede wszystkim mogłaby znacznie stabilniej trzymać się komediowych torów.

7e85b907dd566e8cc0e3134f5ffd42f6.jpg

Słowem podsumowania – Suburbicon miał potencjał, by stać się kolejnym świetnym kryminałem braci Coen, jednak na skutek nierównej realizacji, obraz – jakkolwiek poprawny i z pewnością ciekawszy, niż większość bieżących kinowych propozycji – pozostawia widza w stanie zarówno połowicznego zadowolenia jedną z dwóch splecionych narracji, jak i niepewości, którą z nich, jeśli którąkolwiek, uda mu się rozpamiętywać dłużej niż dwadzieścia cztery godziny od opuszczenia sali kinowej. Od tria artystów odpowiedzialnych za takie dzieła, jak Good Night and Good Luck i Inside Llewyn Davis można oczekiwać znacznie więcej.

Ocena: 3/6

źródło: Paramount Pictures