Jon Kent dał radę. Superman w młodszym wydaniu obronił Ziemię i nikt nawet nie zauważył nieobecności Kal-Ela. Duża w tym zasługa Toma Taylora, który z nastolatka wyciągnął maksimum, otwierając przy okazji DC na wątki homoseksualne, jak nikt wcześniej.
„Superman. Syn Kal-Ela” to komiks, o którym głośno było zarówno przed, jak i już w trakcie wydawania kolejnych zeszytów. Na szczęście Tom Taylor sprawił, że to nie o orientacji seksualnej syna Supermana mówiło się najwcześniej, a o niezłej, wielowątkowej historii, pełnej wykluczeń, uprzedzeń i nietolerancji. Uczciwie przyznaję, że scenariuszowo „Bitwa o Gamorrę” niczym was nie zaskoczy, bo pamiętając wydarzenia z poprzednich tomów, dochodzi w końcu do nieuchronnego, tytułowego pojedynku o wolność mieszkańców Gamorry.
Jon Kent w komiksie Toma Taylora dojrzał. Nie jest już dzieciakiem, a nastolatkiem potrafiącym nieść odpowiedzialność na swoich barkach. Oczywiście popełnia błędy i częściej działa pod wpływem emocji, niż rozsądku. To normalne w jego wieku. Najważniejsze jest jednak to, że w tej historii nie czuć braku starego Supermana. Mało tego, niespecjalnie Taylor musi o nim wspominać. „Superman. Syn Kal-Ela” to komiks w pełni samodzielny i trochę szkoda, że zaraz się skończy, gdy tatulek wróci na Ziemię po kosmicznych przygodach w serii „Superman. Action Comics”.
„Bitwa o Gamorrę” zaczyna się dość nostalgicznie, bo główną pałeczkę w tej historii przejmuje Batman, dowiadujący się nieco więcej o Jonie od jego dziadka (wspominając przy okazji Alfreda). Wayne jak zwykle jest ostrożny, lubi mieć wszystko pod kontrolą i w dość stanowczy sposób stara się wytłumaczyć Jonowi, jak powinien postąpić. Ten z kolei wie swoje i uczucie, jakim darzy Jaya Nakamurę — jak zawsze w tego typu sytuacjach — wygrywa. W komiksie pojawia się też Śniąca, nowa superbohaterka, która tak naprawdę uświadamia Jona, co może się wydarzyć ze światem i Ligą Sprawiedliwości, jeśli ten odpowiednio nie zareaguje. I to też moment, w którym scenariusz Toma Taylora przestaje zaskakiwać.
Taylor w trzecim tomie korzysta z możliwości uniwersum DC i wprowadza do komiksu Dicka Greysona i Damiana Wayne’a. Bliskich kupli Jona, którzy pomagają mu się rozprawić z zagrożeniem. Scenariuszowo historia wykłada się niemal na ostatniej prostej. Przemiana amerykańskiego profesora w potwora i ostateczna bitwa z wykorzystaniem Jaya w dość osobliwym stroju wypadają nie tylko przewidywalnie, ale też zbyt bezpiecznie. Taylor nie ryzykuje i domyka wątki w oczywistym stylu.
Czytając trzeci tom „Superman. Syn Kal-Ela” zdałem sobie też sprawę, że ten komiks kierowany jest raczej do młodszego czytelnika. Widać to też po warstwie wizualnej, która jest mocno pastelowa, pełna jaskrawych, ciepłych barw i dość łatwych w odbiorze rysunków, które pomagają w szybkim pochłonięciu całej historii.
Podsumowanie
„Superman. Syn Kal-Ela” to komiks, który uczy tolerancji. Zarówno przez główny wątek fabularny związany z mieszkańcami Gamorry, jak i z przez orientację Jona Kenta. To ważna pozycja na rynku wydawniczym, pokazująca jak bardzo otwartym medium są komiksy. Nawet jeśli kończy się zbyt łatwo i cukierkowo (co do Toma Taylora niespecjalnie pasuje).
Oceny końcowe komiksu
Oceny przyznawane są w skali od 1 do 6.
Przystępność – stopień zrozumiałości komiksu dla nowego czytelnika, który nie zna poprzednich albumów z danej serii lub uniwersum.
Specyfikacja
Scenariusz |
Tom Taylor, Nicole Maines |
Rysunki |
Clayton Henry, Cian Tormey |
Oprawa |
miękka ze skrzydełkami |
Druk |
Kolor |
Liczba stron |
132 |
Tłumaczenie |
Jakub Syty |
Data premiery |
14 sierpnia 2024 roku |
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza komiksu.
zdj. Egmont / DC Comics