„The Weatherman” tom 2 – recenzja komiksu. Podróż w nieznane

Były prezenter pogody, Nathan Bright, powraca w drugim tomie jednej z najbardziej nowatorskich historii komiksowych ostatnich lat. „The Weatherman” w swej kontynuacji jest jeszcze lepszy niż w debiucie. Szczególnie pod względem szalonego scenariusza, który nie ma słabych momentów.

Jakiś czas temu miałem możliwość recenzować i polecić Wam pierwszy tom „The Weatherman”, który w naszym kraju został wydany przez Non Stop Comics. Chwaliłem w nim niemal wszystko, począwszy od wciągającej historii, przez przegięte i agresywne rysunki, po świetny komentarz do potencjalnej wizji przyszłości, której mogą być świadkiem nasi potomkowie. Jody LeHeup i Nathan Fox w udany sposób zdołali połączyć tematykę science fiction z rasowym, pełnym przemocy i brutalności thrillerem, dodając do tego szczyptę czarnego humoru. Składający się z 6 zeszytów drugi tom nie jest powtórką z rozrywki i to mnie chyba najbardziej ucieszyło. I nie mówię tutaj o ogólnym feelingu z czytania komiksu, bo ten pozostał taki sam. Zmieniło się jednak miejsce akcji i od tego momentu uważajcie na spoilery.

Jak pewnie pamiętacie, pierwszy tom w całości rozgrywa się na skolonizowanym Marsie, 700 lat w przyszłości. Miejsce akcji wybrane zostało nieprzypadkowo, bo ze szczątkowych informacji fabularnych dowiedzieliśmy się, że na Ziemi doszło do potężnego ataku terrorystycznego, który zamienił naszą planetę nie do poznania i praktycznie nie jest ona zdatna do życia. Okazuje się jednak, że nie do końca, co sugerowała ostatnia strona pierwszego tomu, a rozwinięcie jej otrzymujemy już na samym początku drugiej części „The Weatherman”. Dzielna grupa bohaterów wybrała się bowiem w podróż na zniszczoną Ziemię, próbując rozwikłać zagadkę Nathana Brighta i jego prawdziwej tożsamości, która rzekomo odpowiedzialna jest za atak.

Jak to w tego typu przypadkach bywa, sytuacja dość szybko się komplikuje, a i Ziemia, na którą trafiają bohaterowie, wcale nie jest tak wymarła, jak mogłoby się wydawać. Wprost przeciwnie. I tutaj moja pierwsza, totalnie subiektywna uwaga. Zniszczona Ziemia według Jody'ego LeHeupa i Nathana Foxa wyglądała mi dziwnie znajoma już od pierwszych kadrów, a uczucie to jeszcze mocniej zwiększyło się, gdy twórcy wprowadzili potwory zamieszkujące obecnie planetę. No wypisz, wymaluj – „Oblivion Song” Roberta Kirkmana, wydawany przecież też przez Non Stop Comics. Podobne rysunki, podobna stylistyka. Crossover jak się patrzy.

The Weatherman tom 2 plansza.jpg

Podobał mi się sposób, w jaki twórcy starali się pokazać Ziemię po kataklizmie, i problemy, jakich doświadcza resztka mieszkańców, która tam pozostała. Znów jednak, ponownie jak w pierwszym tomie, rysunki w scenach akcji zaczynały mnie męczyć. Rozumiem i doceniam autorski pomysł oraz styl, ale mimo wszystko sporo kadrów było dla mnie zwyczajnie nieczytelnych i zbyt chaotycznych. Koncepcja autorów była dość jasna. Ma być widowiskowo, chaotycznie i głośno. Wszystko fajnie, ale jednocześnie rysunki z czasem zaczęły irytować i wpływać na odbiór całej historii. Zdecydowanie bardziej wolę niedopowiedziane prace artystów niż przekombinowane. O ile jeszcze w pierwszym tomie szczególnie mi to nie przeszkadzało, tak w drugim było już gorzej.

Na szczęście drugi tom „The Weatherman” broni się scenariuszem. I to mocno, bo bez zbędnego przeciągania przechodzi do konkretów. Dodatkowo w siódmym zeszycie scenarzysta postarał się o dość łopatologiczne i dosadne wytłumaczenie, o co w tym całym zamieszaniu chodzi – dla wszystkich tych (w tym dla mnie), którzy pozapominali wydarzenia z pierwszego tomu. Przyznaję, że trochę obawiałem się, że historia będzie się przeciągać i długo nie poznamy prawdziwej wersji głównego bohatera. Nic bardziej mylnego. Fabuła skonstruowana jest na tyle dobrze, że od komiksu trudno się oderwać i jeśli już zaczniecie go czytać, szybko dobrniecie do jego końca.

Pamiętam też, że w pierwszym tomie mocno chwaliłem cliffhangery kończące każdy zeszyt. Faktycznie w „The Weatherman” jest coś, co sprawia, że natychmiast chciało się sięgnąć po kolejny zeszyt. I tutaj jest podobnie, choć w trochę mniejszej skali. Może to po prostu sytuacja, w której minął już początkowy efekt „wow” i widowiskowe końcówki zeszytów trochę spowszedniały? Na szczęście wszystko nadrabia ostatnia strona komiksu. To ten typowy moment, w którym czytelnik zaczyna kwestionować wszystkie 12 zeszytów, które dotychczas przeczytał. Pomysł genialny w swojej prostocie. Szacunek.

Podsumowanie

Drugi tom „The Weatherman” udowodnił, że twórcy komiksu mają doskonale przemyślaną całą historię. W scenariuszu zgadza się wszystko od początku do końca. Nieprzypadkowo w pierwszym tomie wizytowaliśmy wyłącznie Marsa, tylko po to, by akcja drugiego rozgrywała się wyłącznie na Ziemi. I nawet jeśli rysunki trochę mnie frustrowały i przeszkadzały w ostatecznym odbiorze, jestem w stanie zrozumieć i docenić, że pasują one idealnie do pokręconego scenariusza Jody'ego LeHeupa. I pewnie przypadną Wam do gustu dużo bardziej niż mi. Stąd też ich ocena poniżej jest maksymalnie racjonalna.

Co ważne – to wciąż nie jest koniec „The Weathermana". Twórcy zapowiedzieli już kolejny tom (jego okładkę znajdziecie na ostatnich stronach), ale tym razem na jego wydanie w Polsce będziemy musieli poczekać nieco dłużej niż na tom drugi. „Trójka” będąca prawdopodobnie zwieńczeniem całej historii wydana zostanie w USA dopiero pod koniec tego roku, więc do Polski trafi w pierwszej połowie 2022.

Oceny końcowe

5
Scenariusz
4
Rysunki
5
Tłumaczenie
5
Wydanie
3
Przystępność*
4
Średnia

Oceny przyznawane są w skali od 1 do 6.

* Przystępność – stopień zrozumiałości komiksu dla nowego czytelnika, który nie zna poprzednich albumów z danej serii lub uniwersum. 

The Weatherman tom 2

Specyfikacja

Scenariusz

Jody LeHeup

Rysunki

Nathan Fox, Moreno Dinisio

Oprawa

miękka

Druk

Kolor

Liczba stron

208

Tłumaczenie

Marceli Szpak

Data premiery

23 września 2021

Dziękujemy wydawnictwu Non Stop Comics za udostępnienie egzemplarza komiksu.

zdj. Image Comics/Non Stop Comics