„Wonder Woman 1984” – recenzja filmu i wydania Blu-ray. Joel Schumacher byłby dumny

23 kwietnia miały swą premierę wydania 4K UHD, Blu-ray i DVD filmu „Wonder Woman 1984”. Jak drugie solowe widowisko o przygodach superbohaterki granej przez Gal Gadot wypada na niebieskim krążku? Zapraszamy do lektury naszej recenzji wydania Blu-ray.

„Wonder Woman 1984” (2020), reż. Patty Jenkins

(dystrybucja w Polsce: Galapagos)

Film

Gdy „Wonder Woman” z 2017 roku w reżyserii Patty Jenkins odniosła spektakularny sukces kasowy, jednocześnie zbierając bardzo dobre recenzje, stało się jasne, że kierunek, w jakim podążało do tej pory filmowe uniwersum DC, będzie musiał ulec zmianie. Wizja Zacka Snydera nie sprostała oczekiwaniom wytwórni, jego filmy nie spotkały się z tak życzliwym przyjęciem, jak trzaskane od jednego szablonu produkcje Marvela, zatem z punktu widzenia decydentów wytwórni wypadało się dostować do obowiązujących trendów, nawet jeśli oznaczało to zatracenie charakteru rozwijanego filmowego świata. Pierwsza „Wonder Woman” odwoływała się do kina superbohaterskiego w klasycznym ujęciu, jednocześnie małpując konkurencję. Jedynym novum, jakie miała do zaoferowania ta mieszanka pierwszego „Kapitana Ameryki” i „Thora”, była kobieta w roli głównej. I to w zasadzie chyba wystarczyło, by okrzyknąć tę produkcję przełomową. Po dziś dzień nie jestem w stanie pojąć zachwytów nad tym mocno przeciętnym, a przy tym także i dość wtórnym filmem, który ratuje właściwie tylko para głównych bohaterów i wcielający się w nich Gal Gadot i Chris Pine. Mniejsza jednak z tym – sukces pozostaje faktem, a skoro miał miejsce to i należało się spodziewać, że obrany kierunek winien być kontynuowany. Za kamerą sequela ponownie stanęła Patty Jenkins, tym razem jednak pani reżyser maczała palce także i w scenariuszu. Co więcej, podobnie jak to swego czasu miało miejsce w przypadku Tima Burtona i Joela Schumachera, gdy pierwsze wyreżyserowane przez nich filmy o Batmanie sprostały oczekiwaniom wytwórni, tak i Patty Jenkins za drugim razem otrzymała znacznie większą swobodę twórczą. Co z tego wyniknęło?

Kręciłem nosem na większość newsów dotyczących nowej „Wonder Woman”. Absolutnie nie przypadł mi do gustu pomysł, by z drugiego filmu robić kolejny prequel filmów Snydera, nie chciałem dalszego dłubania w przeszłości (które w dodatku nie miało prawa się fabularnie zgrywać z resztą filmów uniwersum, ale wytwórni to już najwyraźniej nie obchodziło), liczyłem na kontynuację i pokazanie dalszych losów bohaterki. Osadzenie akcji w latach 80. wyglądało na klasyczne zagranie pod publiczkę – w końcu „ejtis” są ostatnio modne, więc czemu nie? W dodatku w filmie miał się ponownie pojawić Chris Pine w roli Steve’a Trevora uśmierconego w finale „jedynki”, co także zalicza się do zabiegów, za którymi osobiście nie przepadam. Również zwiastuny nie porywały, przynajmniej do czasu gdy jeden z nich okraszono muzyką utrzymaną w duchu epoki, w której miała się rozgrywać akcja filmu. Dopiero wtedy odczułem coś na kształt lekkiego zainteresowania tą produkcją. Cóż, przynęta zadziałała, a że nie miała wiele wspólnego z faktyczną zawartością oferowanego produktu, to już inna sprawa.

Gal Gadot jako Wonder Woman w filmie „Wonder Woman 1984”

W tym miejscu muszę przyznać jedno – „Wonder Woman 1984” potrafi zaskoczyć. Szkoda tylko, że trudno tu mówić o zaskoczeniu pozytywnym. Po pierwsze – lata 80. to, kolokwialnie rzecz ujmując, ściema. Widać i czuć je (w mocno przerysowanej postaci) głównie w jednej sekwencji na początku filmu, później – prawie wcale – owszem, ubrania z epoki starano się odwzorować, jeśli ktoś zwraca na takie rzeczy uwagę, może odczuje lata 80. bardziej, dla mnie akurat ten aspekt nie robił specjalnej różnicy. Nie ma co liczyć na elektroniczną muzykę, jaka znalazła się we wspomnianym zwiastunie, a gdy nawet dostajemy scenę, w której aż się prosiło o jakiś „ejtisowy” hicior w tle, to zamiast tego słuchamy muzyki klasycznej. 80s objawiają się nam jednak w inny sposób, niż można by oczekiwać. Otóż produkcja ta, pod względem scenariuszowym i fabularnym, rzeczywiście wygląda jak coś, co mogłoby powstać w 1984 roku (przypomnijmy, właśnie wtedy miała swą premierę „Supergirl” w reżyserii Jeannota Szwarca), zaraz po „Supermanie III” Richarda Lestera. Nie brak też odwołań do serialu z lat 70. z Lyndą Carter. To w końcu tylko fantastyka, może być infantylnie i bez sensu, nie ma problemu – tak zapewne wyglądało podstawowe założenie twórców, którego konsekwencje pozostają odczuwalne przez niemal cały seans.

Mamy więc rok 1984 rok, Diana Prince (Gal Gadot) pracuje w Instytucie Smithsonian, w międzyczasie walcząc z drobnymi opryszkami jako Wonder Woman. Nowa pracowniczka muzeum, niezauważana przez nikogo Barbara Minerva (Kristen Wiig), podziwia Dianę i chciałaby być taka jak ona. Pewnego dnia w jej ręce wpada kamień spełniający życzenia (nie, nie żartuję) i jej pragnienie zostaje zrealizowane (nie bez konsekwencji jednak). Kamieniem interesuje się także niejaki Maxwell Lord (Pedro Pascal), przedsiębiorca na skraju bankructwa, który zamierza z jego pomocą zapewnić sobie władzę i bogactwo. Artefakt przysłuży się także i samej Dianie, która przez blisko siedemdziesiąt lat wciąż nie otrząsnęła się po utracie ukochanego. Przywraca go więc do życia, choć sposób, w jaki to zmartwychwstanie zostaje przeprowadzone, budzi spore wątpliwości od strony moralnej – ot, duszyczka Steve’a zajmuje ciało przypadkowego gościa, z którego świadomością nie wiadomo co się właściwie dzieje, ale nasza bohaterka nie widzi tu żadnego problemu (przynajmniej do czasu, aż jej samej przyjdzie płacić cenę za spełnione życzenie) i ochoczo wskakuje z nim do łóżka. Zastanówmy się przez krótką chwilę, jak odebranoby tego typu zabieg, gdyby zamienić tu miejscami kobietę i mężczyznę. Zastanowiliśmy się? To jedziemy dalej.

Z grubsza chodzi więc o to, by powstrzymać Maxa przed realizacją jego diabolicznego planu, w międzyczasie odhaczyć kilka potyczek z fiksującą Barbarą, poromansować ze wskrzeszonym ukochanym i na koniec… Bez spoilerów powiem tylko, że o ile naiwność stosowanych przez scenarzystów rozwiązań bije po oczach przez niemal cały film, tak już sposób rozegrania finałowej konfrontacji przekracza wszelkie granice przyzwoitości i sprawia wrażenie żywcem wyciągniętego z kreskówki dla ośmiolatków. A co ze scenami akcji, pytacie? Czy są one w stanie choć po części zrekompensować inne niedostatki? Przykro mi, ale i tu brak dobrych wiadomości. Nie dość, że akcji w filmie jest mało (w pierwszej połowie filmu Wonder Woman w swym kostiumie pojawia się raz, na chwilę), to jeszcze zrealizowana jest zdecydowanie słabiej niż w części pierwszej (która pod tym względem również rewelacyjna nie była, ale przynajmniej miewała przebłyski). Szczególnie rażą sztucznością ujęcia, w których Diana biega – miejscami można wręcz odnieść wrażenie, że jeździ na niewidzialnych wrotkach (policzmy jednak twórcom na plus fakt, że większość scen akcji realizowano klasycznymi metodami, podwieszając aktorkę na linkach, o czym możemy się przekonać oglądając materiały dodatkowe). Jednak jakich by metod realizacji nie zastosowano, nie zmienia to faktu, że nie ma tu ani jednej naprawdę udanej i robiącej wrażenie sceny akcji, a już zdecydowanie najbardziej rozczarowuje finałowy pojedynek, w którym to zakuto Dianę od stóp do głów w tandetną zbroję (w końcu trzeba sprzedać nowe zabawki).

Pedro Pascal jako Maxwell Lord w filmie „Wonder Woman 1984”

Czy da się znaleźć jakieś plusy? Owszem, pomijając ładne zdjęcia (film ma soczyście kolorowy, żywy wygląd), jest jeden – obsada. Gal Gadot nigdy, co prawda, nie powalała swoim kunsztem aktorskim, ale jak zwykle nadrabia urokiem i, w przeciwieństwie do takiej Brie Larson w roli Kapitan Marvel, zawsze budzi sympatię. Również Kristen Wiig stara się jak może i dobrze się ją ogląda, ale że jej rola jest mocno ograniczona, to i trudno tu oczekiwać cudów (postać Wiig to taka podróbka Seliny Kyle z „Batman Returns” doprawiona elementami Edwarda Nygmy z „Batman Forever”). Całkiem nieźle wypada szarżujący Pedro Pascal, który czasu ekranowego ma całkiem sporo, i choć jest to rola mocno przerysowana, to jednak wciąż mogąca uchodzić za udaną. W dodatku swą ekspresją miejscami przywodzi na myśl Billa Murraya (a to zawsze plus). Niewiele dobrego niesie ze sobą obecność Chrisa Pine’a, który był jednym z mocnych punktów oryginału. Choć i tym razem się stara (i nawet nieźle wpasowuje się w schemat „fish out of the water”), to rola, jaką przewidział mu scenariusz, jest jednym z głównych zgrzytów filmu, a przecież wcale nie musiało tak być. Wystarczyło przywrócić go do życia bez dziwacznych kombinacji (szczególnie że i tak istnieje inny „haczyk” tego życzenia).

Film jest zdecydowanie za długi, przez co miejscami robi się nużący, a nie bardzo jest tu na co czekać, bo większych atrakcji i tak nie uświadczymy. Mamy za to sporo głupawych zagrywek (niech za przykłady posłużą niemająca za grosz sensu scena z samolotem czy znane ze zwiastunów bujanie się na błyskawicach), niekonsekwencji, jakby nikt nie ustalił jasnych zasad, których scenariusz winien się trzymać. Raz za razem wyciągane są niczym królik z kapelusza elementy, które akurat przydadzą się scenarzyście w danej scenie (choć tak naprawdę film doskonale obszedłby się bez nich), a na dodatek moralne zasady bohaterki budzą poważne wątpliwości, choć film niby próbuje ją „ugrzeczniać” (np. pozbawiając miecza, by przypadkiem komuś nie zrobiła zbyt dużej krzywdy). Pozostaje się skupić na odtwórcach głównych ról, którzy robią, co mogą, by ratować ten sterowany przez niekompetentnego kapitana statek przed rozbiciem się na rafach i zamiast tego osadzić go na mieliźnie. Na szczęśliwe zawinięcie do portu nie ma bowiem najmniejszych szans. Z całego filmowego uniwersum DC, chyba tylko „Suicide Squad” wypadał słabiej. Tam nawet obsada niczego nie ratowała.

Szkoda, że w związku z sytuacją pandemiczną nie mieliśmy okazji się przekonać, jak „WW1984” poradziłaby sobie w kinach w normalnych warunkach i czy widzom oglądającym filmy w 2020 roku odpowiada taka stylistyka (choć rzut oka na ocenę na IMDb każe sądzić, że niekoniecznie). Tymczasem zapowiedziano już kolejną część, którą również ma reżyserować Jenkins. Jeśli już naprawdę nie da jej się wymienić na kogoś, kto wie co robi, wypadałoby przynajmniej, by ktoś stał jej nad głową i hamował jej zapędy. No chyba, że cofnięcie się kina komiksowego w rozwoju do 1984 roku to rzeczywiście przepis na sukces włodarzy Warnera i zamierzają się tej koncepcji trzymać.

2+
Film

Obraz

Film zaprezentowano w proporcjach kinowych 2.39:1, z wyjątkiem otwierającej sekwencji i kończącej film sceny, które otrzymały typowe dla IMAXa proporcje 1.90:1. Film nakręcono z wykorzystaniem szerokiego wachlarza kamer 65 mm, 35 mm, 3.4K oraz 6.5K digital i wykończono w 4K, co powinno przynieść wymierne korzyści w przypadku prezentacji UHD, ta jednak nie jest przedmiotem niniejszej recenzji.

Obraz w „Wonder Woman 84” cechuje się bogactwem soczyście nasyconych kolorów (wystarczy porównać kostium głównej bohaterki z innymi filmami, w których występowała, by dostrzec, o czym mowa). Już otwierająca sekwencja zapewnia spektakularny pokaz wizualny (w ramach możliwości formatu), a to, co ma film do zaoferowania w aspekcie kolorów, w pełni zaprezentuje nam sekwencja w galerii handlowej. Sceny prezentowane w kinowych proporcjach cechuje miłe oku ziarno (zdaje się zresztą przywodzić na myśl filmy z epoki, w której osadzono akcję), nie ma śladu po sztucznym wygładzaniu, obraz jest żywy i naturalny, prezentuje się bardzo dobrze zarówno w przypadku scen w pełnym słońcu, jak i sekwencji nocnych. Uważny obserwator będzie, co prawda, w stanie miejscami dostrzec pewne niedoskonałości wynikające z kompresji, ale są to raczej drobne usterki niewpływające zbytnio na odbiór podczas seansu. Prezentacja video stanowi niezaprzeczalny atut niniejszego wydania.

„Wonder Woman 1984” – recenzja filmu i wydania Blu-ray [opakowanie plastikowe] „Wonder Woman 1984” – recenzja filmu i wydania Blu-ray [opakowanie plastikowe]

„Wonder Woman 1984” – recenzja filmu i wydania Blu-ray [opakowanie plastikowe] „Wonder Woman 1984” – recenzja filmu i wydania Blu-ray [opakowanie plastikowe]

„Wonder Woman 1984” – recenzja filmu i wydania Blu-ray [opakowanie plastikowe] „Wonder Woman 1984” – recenzja filmu i wydania Blu-ray [opakowanie plastikowe]

„Wonder Woman 1984” – recenzja filmu i wydania Blu-ray [opakowanie plastikowe] „Wonder Woman 1984” – recenzja filmu i wydania Blu-ray [opakowanie plastikowe]

„Wonder Woman 1984” – recenzja filmu i wydania Blu-ray [opakowanie plastikowe] „Wonder Woman 1984” – recenzja filmu i wydania Blu-ray [opakowanie plastikowe]

„Wonder Woman 1984” – recenzja filmu i wydania Blu-ray [opakowanie plastikowe] „Wonder Woman 1984” – recenzja filmu i wydania Blu-ray [opakowanie plastikowe]

Wykres bitrate'u wideo na płycie Blu-ray

Poniżej prezentujemy wykresy bitrate'u video recenzowanej płyty Blu-ray, a dodatkowo także bitrate obrazu filmu „Wonder Woman 1984 dostępnego w polskiej bibliotece serwisu iTunes dla posiadaczy urządzeń Apple TV i Apple TV 4K w rozdzielczości 4K i Full HD. Pamiętajcie, że w przypadku filmu 4K został użyty inny kodek.

Po kliknięciu w obrazek przejdziecie do narzędzia, w którym można wyłączyć wybrany wykres i sprawdzać bitrate w konkretnym miejscu.

Wykres bitrate'u wideo na płycie Blu-ray „Wonder Woman 1984”

5
Obraz

Dźwięk

Na płycie otrzymujemy ścieżkę Dolby Atmos / Dolby True HD 7.1, odznaczającą się solidną dynamiką, bogactwem dźwiękowych detali. Od początku do końca sprawdza się ona bez zarzutu. Szczególnie imponująco przedstawia się warstwa dźwiękowa w otwierającej scenie na Themyscirze, sekwencji z samolotem czy scenach akcji takich jak pościg w Egipcie, czy też finałowa konfrontacja. Dialogi brzmią czysto i wyraźnie, tylne głośniki są należycie wykorzystane, subwoofer ma co robić, a muzyka Hansa Zimmera wybrzmiewa z należytą mocą. Zastrzeżenia, które mieli niektórzy wobec basu w wersji streamingowej, nie znajdują odzwierciedlenia w ścieżce, którą otrzymaliśmy na płycie. Prezentacja audio stanowi bodaj najmocniejszy punkt wydania. Dodatkowo do wyboru mamy także ścieżkę angielską Dolby Digital 5.1 (448 kbps), choć trudno powiedzieć, w jakim dokładnie celu się tam znalazła.

Wbrew informacji na okładce o polskim lektorze, polskie audio to niestety (acz zgodnie z oczekiwaniami) wyłącznie dubbing. Jeśli ktoś lubi ten sposób tłumaczenia filmów, zapewne będzie zadowolony, choć tradycyjnie już ścieżka ta została zamieszczona w formacie właściwym dla płyt DVD. W roli Diany ponownie Olga Bołądź, a Steve'owi Trevorowi głosu użyczył Kamil Kula.

6
Dźwięk

Dodatki

W skład materiałów dodatkowych na płycie wchodzą:

  • The Making of Wonder Woman 1984: Expanding the Wonder (36:21) – klasyczny „making of” poruszający szereg zagadnień związanych z produkcją filmu. Skupia się na aktorach, postaciach, lokacjach, w których kręcono poszczególne sceny, epoce, w której osadzono akcję filmu, podejściu twórców do przedstawianej historii.
  • Gal & Kristen: Friends Forever (5:10) – drugi dokument skupia się na przyjacielskiej relacji, jaką nawiązały na planie dwie główne aktorki.
  • Small But Mighty (10:44) – kolejny dodatek poświęcono odtwórczyni roli małej Diany, Lilly Aspell, i otwierającej film sekwencji, w której występuje.
  • Scene Studies: The Open Road (6:11); The Mall (5:04) – omówienie realizacji dwóch scen akcji: pościgu na drodze i sceny w galerii handlowej. Mamy tu okazję przekonać się, jak wiele scen w filmie realizowano klasycznymi sposobami.
  • Gal & Krissy Having Fun (1:10) – wygłupy Gal i Kristen z piosenką w tle.
  • Meet the Amazons (21:28) – wywiad internetowy z udziałem reżyserki, Lilly Aspell, projektantki kostiumów oraz odtwórczyń ról Amazonek.
  • Black Gold Infomercial (1:38) – pełna wersja znanej z filmu reklamy.
  • Gag Reel (6:26) – gagi z planu, które miejscami nawet bawią, co w przypadku tego typu materiałów niekoniecznie jest normą.
  • Wonder Woman 1984 Retro Remix (1:36) – przeróbka intra starego serialu o Wonder Woman.

Zestaw dodatków, choć nie jest szczególnie obszerny, to jednak ogląda się bez znudzenia (choć zdarza się kilka powtórzeń) i z przyjemnością – prawdopodobnie większą niż sam film (jedynie wywiad z Amazonkami niespecjalnie mi podszedł). Tak naprawdę dopiero tutaj odczułem w pełni atmosferę lat 80., szczególnie że w niektórych spośród materiałów podłożono bardziej adekwatną do epoki muzykę niż ta, która znalazła się w samym filmie.

4
Dodatki

Opis i prezentacja wydania

Wydanie w standardowym plastikowym pudełku otrzymało wyjątkowo paskudną grafikę na froncie z tytułem pisanym do bólu zwyczajną czcionką. Z tyłu znajdziemy zaś mieszczący się w jednym zdaniu opis fabuły (który tak naprawdę kompletnie nic nam o niej nie mówi), listę dodatków i kilka fotek. Nadruk na płycie trzyma poziom całej reszty. Brzydota tego wydania skutecznie skłania do zainwestowania w któryś z dostępnych w sprzedaży steelbooków.

Wonder Woman 1984 okładka Blu-ray Wonder Woman 1984 okładka Blu-ray tył

2
Opakowanie

Podstawowe informacje z raportu BDInfo

Disc Title: Wonder Woman 1984
Disc Size: 43,084,646,044 bytes
Length: 2:31:07.725 (h:m:s.ms)
Size: 34,217,748,480 bytes
Total Bitrate: 30.19 Mbps

VIDEO:

Codec Bitrate Description
----- ------- -----------
MPEG-4 AVC Video 21041 kbps 1080p / 23.976 fps / 16:9 / High Profile 4.1

AUDIO:

Codec Language Bitrate Description
----- -------- ------- -----------
Dolby TrueHD/Atmos Audio English 3308 kbps 7.1 / 48 kHz / 2860 kbps / 16-bit (AC3 Embedded: 5.1-EX / 48 kHz / 448 kbps / DN -27dB)
Dolby Digital Audio English 448 kbps 5.1 / 48 kHz / 448 kbps / DN -27dB
Dolby Digital Audio Polish 448 kbps 5.1 / 48 kHz / 448 kbps / DN -27dB

SUBTITLES:

Codec Language Bitrate Description
----- -------- ------- -----------
Presentation Graphics English 33.035 kbps
Presentation Graphics Polish 0.421 kbps

Pełny raport BD-info dostępny jest pod odnośnikiem: „Wonder Woman 1984” – raport BDInfo z płyty 2D.

Specyfikacja

Dystrybucja

Galapagos

Data wydania

23.04.2021

Opakowanie

Plastikowe

Czas trwania [min.]

151

Liczba nośników

1

Obraz

Aspect Ratio: 16:9 - 2.39:1/1.90:1

Dźwięk oryginalny

Dolby Atmos / True HD 7.1; DD5.1

Polska wersja

Dubbing DD 5.1 i napisy

Podsumowanie

Sequel „Wonder Woman”, choć wyszedł spod ręki tej samej reżyserki co jego poprzednik, wykonuje dość nieoczekiwany zwrot, serwując nam szereg zagrywek w mocno oldschoolowym stylu. Pozostaje kwestią otwartą, w jaki sposób będziemy takie podejście odbierać. Jako sympatyk filmów superbohaterskich Zacka Snydera, u którego zresztą Gal Gadot debiutowała w roli Wonder Woman i który trzymał pieczę nad jej pierwszym solowym filmem, delikatnie rzecz ujmując, nie byłem takim obrotem spraw zachwycony. W mojej opinii najlepszy jak dotąd występ bohaterka ta zaliczyła w tegorocznej „Lidze Sprawiedliwości Zacka Snydera”, z kolei z najgorszym mamy się okazję zapoznać tutaj, a na pierwszy w pełni udany solowy film o superbohaterce wciąż czekamy. Jeśli jednak ktoś tęskni za Supermanem w wykonaniu Richarda Lestera i podejściem do superbohaterów sprzed blisko czterech dekad, może będzie zadowolony. Film z pewnością nadrabia nieco prezentacją audiowizualną, a i zamieszczony na płycie zestaw dodatków wypada całkiem nieźle.

Kompletne informacje na temat wydania Blu-ray z filmem „Wonder Woman 1984” znajdziecie na Filmoskopie.

2+
Film
5
Obraz
6
Dźwięk
4
Dodatki
2
Opakowanie
3+
Średnia

Oceny przyznawane są w skali od 1 do 6.

Gdzie kupić wydanie filmu „Wonder Woman 1984”?

Film do recenzji otrzymaliśmy dzięki uprzejmości firmy Galapagos.

źródło: Galapagos / Warner Bros. / DC Comics