9 grudnia na platformę Apple TV+ trafi film „Wyzwolenie” z główną rolą Willa Smitha. To pierwsza produkcja, w której popularny aktor wraca na ekran po tym, jak w marcu tego roku spoliczkował na oscarowej scenie Chrisa Rocka. Czy Smith zalicza udany powrót i może liczyć na nominację do kolejnych nagród? Sprawdźcie naszą przedpremierową recenzję.
Will Smith stał się najgłośniejszym uczestnikiem 94. ceremonii rozdania Oscarów, o której za jego sprawą usłyszał nie tylko filmowy świat. Aktor nie zapracował jednak na to swoją płomienną przemową czy wybitną kreacją aktorską. Mimo że Smith faktycznie odebrał swojego pierwszego Oscara (była to jednocześnie trzecia nominacja) za rolę w filmie „King Richard: Zwycięska rodzina”, to zarówno jego osobiste chwile radości, jak i wszyscy laureaci gali zostali przyćmieni wybrykiem Smitha podczas jednego z komediowych przerywników. Aktor wdarł się na scenę podczas wystąpienia Chrisa Rocka i wymierzył komikowi siarczysty cios w policzek za żart na temat ogolonej głowy jego żony. Sprawa momentalnie stała się tematem numer jeden w branży i zdominowała wszystkie inne wydarzenia na rozdaniu Oscarów. Przez moment aktorska kariera Smitha stanęła nawet pod znakiem zapytania, a wszystkie jego projekty zostały wstrzymane. Największy ból głowy mieli przedstawiciele platformy Apple TV+, którzy przygotowywali się do premiery historycznego dramatu „Emancipation”.
Ostatecznie Akademia zdecydowała, że Smith przez najbliższe 10 lat nie będzie mógł brać udziału w żadnych wydarzeniach organizowanych przez Amerykańską Akademię Sztuki i Wiedzy Filmowej. Choć był to bolesny cios, to aktor cały czas będzie mógł otrzymywać nominacje do Oscarów i sięgać po statuetki. Nie będzie mógł natomiast odbierać ich w Dolby Theatre. Po tym, jak sprawa policzka wymierzonego przez Smitha Rockowi zaczęła tracić na popularności, włodarze Apple TV+ zdecydowali się na wyznaczenie daty premiery „Wyzwolenia”, a ustawienie debiutu na grudzień potwierdzało, że film będzie aspirował do najważniejszych nagród jeszcze w tym sezonie. Czy ma jednak ku temu powody?
„Wyzwolenie” zabiera nas do Stanów Zjednoczonych z początków 1863 roku, kiedy to w życie wszedł prezydencki dekret nazywany Proklamacją Emancypacji. Ustalony przez Abrahama Lincolna akt prawny znosił niewolnictwo na obszarach Skonfederowanych Stanów Ameryki i pozbawiał wszystkich dotychczasowych właścicieli niewolników prawa do odszkodowań – ówczesny prezydent Stanów Zjednoczonych podpisując dekret we wrześniu 1862 roku, zastrzegł, że jeśli Konfederaci poddadzą się w ciągu najbliższych 100 dni, to wszyscy właściciele niewolników będą mogli ubiegać się względem rządu o wypłacenie zadośćuczynienia. Will Smith wciela się w niewolnika o imieniu Peter – jego bohater inspirowany jest luźno historyczną postacią określaną mianem „Ubiczowanego Petera”, który w 1863 roku uciekł z niewoli w stanie Luizjana i zdołał dotrzeć do wojsk Unii, gdzie otrzymał wolność za wstąpienie do armii. Peter zapisał się w historii amerykańskiej walki o zniesienie niewolnictwa za sprawą zdjęcia pokazującego jego rozległe blizny na plecach będące wynikiem chłost. Szczegóły dotyczące historii ucieczki Petera pozostają niejasne i nie są przedmiotem źródeł historycznych, dlatego twórcy mogli pozwolić sobie na stworzenie autorskiej wersji scenariusza. Peter mieszkający do tej pory wspólnie ze swoją żoną i dziećmi na jednej z wielu plantacji bawełny zostaje zaprzęgnięty do pracy przy budowie kolejowych linii. To właśnie tam poznaje prawdziwe i brutalne oblicze niewolnictwa, ale także dowiaduje się o wchodzącym właśnie w życie dekrecie Lincolna stwarzającym okazję do uzyskania wolności. Wspólnie z kilkoma innymi niewolnikami Peter ucieka z obozu i próbuje przedrzeć się przez niebezpieczne bagna Luizjany. Zagrożeniem nie są jednak tylko czające się na każdym kroku węże, krokodyle czy inne niebezpieczne zwierzęta. Jego tropem wyrusza bowiem grupa wyrachowanych łowców z owianym złą sławą przywódcą na czele (w tej roli Ben Foster), który na pościgach za zbiegami spędza całe dnie i noce.
Brak sztywnych ram narzuconych przez ewentualną relację z ucieczki Petera nie okazały się dobrą wiadomością dla scenarzysty. Bill Collage podążając utartymi schematami filmów sensacyjnych o pościgach, uczynił z rozpaczliwej historii Petera sztampę w najczystszej postaci. Historia bardziej niż na bohaterach, ich uczuciach i tragicznym położeniu koncentruje się na wszelkiego rodzaju zabiegach, mających wypełnić widzowi ponad dwugodzinny metraż. Przedzierający się przez bagna Luizjany protagonista od czasu do czasu będzie musiał w wyjątkowo szczęśliwy sposób uniknąć spotkania ze ścigającymi go łowcami, będzie musiał też zmierzyć się w walce wręcz z potężnymi drapieżnikami i oczywiście trafi też do chwilowego azylu, który pomoże mu zebrać siły oraz załatać kilka z odniesionych ran. Śledząc poczynania Petera trudno nie odnieść wrażenia, że oglądamy po prostu kolejnego akcyjniaka odhaczającego po kolei zaplanowane z góry wydarzenia. Powierzenie adaptacji historii twórcy mającemu na koncie takie produkcje jak „Assassin's Creed”, „Exodus: Bogowie i królowie” czy „Wierna” już na wczesnym etapie produkcji powinno doprowadzić do zapalenia się czerwonej lampki u jednego z producentów. Nie tylko Peter jest tutaj jednak postacią z waty. Na tym polu nie ustępuje mu także główny antagonista, przeżarty nienawiścią do czarnoskórych łowca grany przez Bena Fostera. Reszta obsady stanowi już tylko tło dla – w dużej mierze korespondencyjnego – pojedynku obydwu bohaterów. Mimo że film stawia na wiele brutalnych scen, próbując nadać tym samym pokazywanym wydarzeniom autentyczności, to osiąga przez to zupełnie odwrotny cel. Trudno znaleźć w „Wyzwoleniu” momenty napięcia i prawdziwego ludzkiego dramatu.

Reżyser Antoine Fuqua wspólnie z autorem zdjęć, Robertem Richardsonem robią wiele, aby nadać swojemu filmowi indywidualnego stylu, który pomoże widzowi dostrzec tragizm sytuacji wszystkich niewolników, jednakowo obydwaj ponoszą na tym polu klęskę. W przypadku reżysera jest to zarówno pokłosie kiepskiego scenariusza, jak i wynik jego dotychczasowego doświadczenia. Fuqua mający w swoim dorobku przede wszystkim mniej lub bardziej solidne widowiska akcji zapisał się w świadomości widzów głównie jako reżyser „Dnia próby”, w którym doceniony przez krytykę i publiczność aktorski duet stworzyli Denzel Washington i Ethan Hawke. W swoim najnowszym projekcie reżyser aspiruje do bardziej ambitnego kina i jako kolejny twórca chce przypomnieć amerykańskiemu społeczeństwu o tym wyjątkowo niechlubnym momencie w historii ich młodego – przynajmniej z naszej, europejskiej perspektywy – kraju. Widać jednak gołym okiem, że z takim wyznawaniem Fuqua w swojej karierze jeszcze się nie spotkał. Brakuje mu wyczucia i umiejętności zbilansowania pokazywanych wydarzeń oraz pomysłu na uczynienie z historii Petera czegoś więcej niż kolejnego brutalnego filmu o przetrwaniu w dziczy. Wspólnie z operatorem reżyser zdecydował się na nadanie „Wyzwoleniu” ponurej kolorystyki zahaczającej o sepię, która przeplatana jest przygaszoną czerwienią krwi czy płomieni. I ta metoda nie sprawdza się jednak w budowaniu ponurego obrazu świata, który przyszło nam oglądać. Odbiera za to rozmach zdjęciom i scenografii. Bowiem akurat pod tym względem film wznosi się na wysoki poziom – często śledzimy ogrom obozów pracy czy samej dżungli z lotu ptaka, a świetnie zrealizowana finałowa bitwa jest miłą, choć niewystarczającą nagrodą za wytrwanie dotychczasowego seansu. Wypada jeszcze wspomnieć o samej kreacji Smitha, która na pierwszy rzut oka może przyciągać uwagę widza. Gwiazdor „Facetów w czerni” robi wiele by przekazać nam gigantyczne cierpnie swojego bohatera, jego desperację oraz niezachwianą uporczywość w stawaniu każdego kolejnego kroku na drodze do powrotu do ukochanej żony i dzieci. Za jego rozpaczliwą twarzą nie kryją się jednak żadne większe emocje. Will Smith staje się z czasem jednowymiarowy w swojej kreacji i opiera ją wyłącznie na fizycznych doznaniach swojego bohatera.
Fuqua próbuje nawiązać „Wyzwoleniem” do największych filmowych epopei charakterystycznych dla lat 90. ubiegłego wieku, ale nie potrafi zbilansować swojej opowieści i wyzbyć się naleciałości charakterystycznych dla jego poprzednich filmów akcji, które sprawdzają się niekiedy w typowym kinie sensacyjnym, ale gryzą się z chęcią opowiedzenia poruszającej historii o niewolniku próbującym przedrzeć się przez prawdziwe piekło. Ostatecznie otrzymujemy kolejny film o przetrwaniu z mało angażującym protagonistą, którego aspiracje zostały pogrzebane przez dobór scenarzysty i reżysera. Mając świadomość tego, jak Akademia lubuje się w kreacjach wymagających od aktorów fizycznych poświęceń, można założyć, że gdyby Will Smith otrzymał lepszy materiał i lepszego reżysera mógłby teraz martwić się o to, że przez brak kontroli swoich emocji na ostatniej gali pozbawił się możliwości odebrania drugiego Oscara. Na jego (nie)szczęście Collage i Fuqua uwolnili go od tego zmartwienia.
Film „Wyzwolenie” dostępny będzie na platformie Apple TV+ od 9 grudnia.
Ocena filmu „Wyzwolenie”: 3/6
zdj. Apple TV+