„X-terminacja”–  recenzja komiksu. (Wreszcie) finał eksperymentu z młodymi mutantami

Pod koniec sierpnia nakładem wydawnictwa Egmont ukazał się komiksowy album „X-terminacja”. Jak wypada finał historii rozpoczętej w „All-New X-Men”? Sprawdźcie naszą recenzję.

Macie dość wpisywania tych ostentacyjnych „iksów” w nazwę każdego wydarzenia i miniserii, która toczy się z udziałem mutantów? Ja też nie. Tym razem na tapecie szumnie brzmiąca „eksterminacja”, która w innych okolicznościach mogłaby być wielkim samodzielnym eventem, ale dziś ma bardzo konkretną i sprecyzowaną, kameralną misję wydawniczą. No ale od początku.

Gdzieś w odmętach przeszłości Egmont zdecydował się wrócić na rynek polski z mainstreamowym komiksem amerykańskim, płynąc na plecach inicjatywy Marvel Now! Wtedy też podejmowano strategiczne decyzje dotyczące tego, co puścić na „pierwszy rzut”, jako że po odbiorze przez publikę miał się zdecydować rzeczywisty zakres kontynuowania wydawania bieżących „marveli” w naszym kraju. Wśród kilku tytułów znajdowała się seria „All New X-Men” Briana Michaela Bendisa z podtytułem „Wczorajsi X-Men”. Wiem, co powiecie – nazwisko Bendisa to nie najlepsza ostatnio marka, ale trzeba przyznać, że jak chłop się stara (a w większości przypadków mu się średnio chce), to potrafi w wiarygodne, żywe dialogi i solidnie postawić historię. Tu pomysł był genialny. Mamy długą, pokręconą ciągłość fabularną niczym „Moda na sukces”, więc potrzebujemy nowych postaci pod pretekstem bezkarnego sprzedawania im gigantycznych ilości ekspozycji związanych z tym światem, aby w tenże sposób strawniej dotrzeć do, równie co nasi bohaterowie, świeżego czytelnika. No więc co robi Bendis? Beast ma dość Cyclopsa (który jest na etapie zgrywania terrorysty czy tam następcy Magneto), więc stwierdza, że cofnie się w czasie i zgarnie młodego Summersa, żeby pokazać staremu, jak oddalił się od ideałów. Wychodzi mu wybitnie dobrze, bo zgarnia cały pierwszy skład X-Men, w tym młodego siebie, Jean, Angela i Icemana. Młodzi postanawiają zostać w przyszłości jakiś czas, przy czym przez całą serię ciągnie się widmo katastrofy, którą może spowodować nieodstawienie ich na miejsce. Jakiej katastrofy? Na tym etapie Bendis tego nie wiedział, a potem przestał pisać X-Menów. Wiadomo tylko, że rzeczą, której ten scenarzysta ewidentnie nie umiał, to ogarnianie linii czasu, bowiem nagle w przypadku tych postaci nie działa ona tak jak zwykle w Marvelu (stworzenie alternatywnej odnogi linii czasu). Ich los ma bowiem przekładać się bezpośrednio na starsze wersje bohaterów. Niewiele to ma sensu, ale czytało się całkiem nieźle. Z czasem młodym mutantom narósł własny bagaż ciężaru fabularnego i błąkali się bez celu. Przyszła więc pora, aby ostatecznie się ich (dzięki opatrzności) pozbyć.

x-terminacja plansza

Ni stąd, ni zowąd pojawia się Ahab – odwieczny łowca mutantów, którego znakiem rozpoznawczym jest przekształcanie członków X-Men w ogary mające ścigać ziomków – który atakuje po kolei członków młodego zespołu. Ktoś mu najwyraźniej zdradził, jak w tej serii działa czas i że jeśli zabije choćby jednego, to linia czasu się załamie z uwagi na brak udziału tej osoby w przyszłych dla niego, a przeszłych dla nas wydarzeniach. Jakby tego było mało, pojawia się zupełnie nowy gracz na planszy, najwyraźniej również podróżnik w czasie, wyłapujący młodych mutantów w niewiadomym celu (mikrospoiler – to wersja jednego ze znanych nam bohaterów). Wobec niespotykanego zagrożenia regularna drużyna X-Men dzieli się na podgrupy, aby rozdzielić młody zespół, a następnie każdego z członków chronić w innym, oddalonym od siebie miejscu. Czy rzeczywiście obecność młodych w naszej linii czasu może doprowadzić do jej załamania i ostatecznie tytułowej X-terminacji?

Macie przed sobą kawał solidnego rozrywkowego komiksu z absolutnie użytkową fabularnie funkcją – odesłania młodych mutantów w przeszłość. Szczerze – mogło być dużo gorzej (wystarczy spojrzeć na „Powrót Wolverine'a”). Tu jednak poza spektakularnymi scenami akcji Ed Brisson stara się jak może, żeby wpisać dotychczasowe elementy rozwoju naszych młodych bohaterów w historię czy odnosić się do innych równoległych serii (polecam czytanie w towarzystwie „X-Men: Czerwoni”). Będzie więc trochę starych wrogów i na horyzoncie zarysowany powrót pewnej długo niewidzianej w okolicy postaci (mamy ostatnio klimat na wielkie powroty). Na szczęście całość będzie na tyle przyjemna, nienachalna i poprowadzona ze sprawnym tempem, że nie odczujemy znużenia lekturą. W efekcie fabuła zmierza do tego, do czego zmierzać musi, ale czyni to przynajmniej z gracją i chwała scenarzyście za to.

Oprawa graficzna miniserii to prace Pepe Larraza i Ario Anindito dzielące prostą, nieco karykaturalnie kanciastą kreskę, słodki dynamizm oraz ekspresję energetyczną (w ramach obróbki cyfrowej). Do tego kadry będą grzecznie podzielone w scenach statycznych, aby eksplodować siłą i wzajemnie się przenikać w niezwykle naprężonych tempem scenach akcji. Co tu dużo mówić – jest to ten kompromis pomiędzy artystyczną oprawą graficzną a szybkim, użytkowym rysunkiem komiksowym, który bardzo lubię w mainstreamie amerykańskim. Robotę uzupełniają bogate w palecie, idealnie położone i surowo pocieniowane kolory Ario Anindito.

x-terminacja plansza

Wydanie polskie to standardowy Marvel Fresh, czyli wariant miękkiej oprawy ze skrzydełkami w standardzie dotychczasowych Marvel Now!/DC Odrodzenia, tyle że z białym grzbietem. W środku znajdziecie pierwsze 5 zeszytów tytułowej miniserii oraz zestaw kilkunastu okładek alternatywnych. Na zachętę na końcu tomiku czyhać będzie zapowiedź „Uncanny X-Men” od tego samego scenarzysty. Uwaga ogólna – na końcu tomiku (po okładkach alternatywnych) znajduje się kilka plansz zatytułowanych „Odliczanie do X-terminacji”, a stanowiących preludium wydarzeń przedstawionych w serii. Nie mam pojęcia, z jakiej przyczyny te kilka stron znajduje się po, a nie przed główną historią (pewnie to kalka z wydania oryginalnego), ale gdybyście sięgali po ten tomik uzbrojeni w przekazaną przeze mnie wiedzę – zacznijcie od tyłu. Nie pożałujecie.

Podsumowanie

Dla tych, którzy wchodzili w historię z mutantami na etapie Marvel Now!, w szczególności od „All-New X-Men” Bendisa, ten tomik będzie stanowił zarówno całkiem przyjemne czytadełko, jak i domknięcie wątku, który krążył po uniwersum od prawie 10 lat. Dla pozostałych może to być nadal dobra rozrywka, choć bez niezbędnego kontekstu odrobinę niezrozumiała. Rysunki za to będą solidnie ponad przeciętną, żeby wynagrodzić Wam utylitarny charakter tego tytułu. Miło, sympatycznie i z genem X na pierwszym planie, więc jeżeli mutanci to Wasz klimat – śmiało sięgajcie po „X-terminację”. Biorąc pod uwagę, jakie ostatnio dostawaliśmy tytuły z tą grupą bohaterów, jest naprawdę nieźle. Liczę po cichu, że Ed Brisson, odpowiadający również za kolejną serię „Uncanny X-Men”, po tym fabularnym moście dopiero się rozkręci i dostaniemy coś wybitnego.

Oceny końcowe

4+
Scenariusz
4
Rysunki
4
Tłumaczenie
4
Wydanie
3
Przystępność*
3+
Średnia

Oceny przyznawane są w skali od 1 do 6.

* Przystępność – stopień zrozumiałości komiksu dla nowego czytelnika, który nie zna poprzednich albumów z danej serii lub uniwersum.

X-Terminacja komiks

Specyfikacja

Scenariusz

Ed Brisson

Rysunki

Pepe Larraz

Oprawa

miękka ze skrzydełkami

Druk

Kolor

Liczba stron

144

Tłumaczenie

Marek Starosta

Data premiery

25 sierpnia 2021

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza komiksu.

zdj. Egmont / Marvel