Z uniwersum Zacka Snydera: „Batman v Superman: Świt sprawiedliwości”

Już za tydzień oferta HBO Max i HBO GO rozrośnie się o epicką, czterogodzinną wersję „Ligi Sprawiedliwości”. Z okazji wywalczonej premiery hiperwidowiska zdecydowaliśmy się przypomnieć Wam oba poprzednie filmy w reżyserii Zacka Snydera. W zeszłym tygodniu opowiedzieliśmy o genezie i najciekawszych elementach „Człowieka ze stali”. Dziś w nieco innej formie podejmiemy kontynuację w postaci filmu „Batman v Superman: Świt sprawiedliwości”. Zapraszamy Was do lektury krótkiego omówienia wczesnych planów wytwórni i ciekawostek ujawnionych podczas ubiegłorocznego, wirtualnego spotkania Snydera z fanami produkcji.

Świt sprawiedliwości

Obserwując finansowy sukces „Człowieka ze stali”, Warner Bros. nie zwlekało z zapowiedzią kontynuacji. Jeszcze w tym samym miesiącu, w którym widowisko z Henrym Cavillem w roli Supermana zadebiutowało na ekranach, włodarze wytwórni ogłosili, że w przygotowaniach znajduje się sequel. Choć pośród krytyków i widzów nie zabrakło głosów rozczarowania filmem Zacka Snydera, „Człowiek ze stali” zarobił dla Warnera niemal 900 milionów dolarów, co poskutkowało natychmiastowym przedłużeniem kontraktu zarówno reżysera, jak i scenarzysty, Davida S. Goyera. Już miesiąc później, w lipcu 2013 roku, podczas pamiętnego panelu na Comic-Conie, doszło do oficjalnego ogłoszenia realizacji widowiska, które miało zestawić ze sobą dwie legendarne postacie z komiksowego panteonu.

Jako jedną z kluczowych inspiracji widowiska, Snyder wymienił wówczas komiks „Batman: Powrót Mrocznego Rycerza” Franka Millera. Jak wiemy obecnie, film nawiązał do kultowego komiksu przynajmniej parokrotnie – pełnymi garściami czerpiąc zwłaszcza w kontekście wizerunku cynicznego i okrutnego Bruce'a Wayne'a. O bezpośrednie zapożyczenie pokuszono się zwłaszcza w scenie otwierającej film (i przetwarzającej dobrze znaną historię-genezę Batmana). 

Do poprawienia scenariusza przygotowanego przez Goyera, w grudniu 2013 roku zatrudniono Chrisa Terrio (mającego wówczas w dorobku tekst do oscarowej „Operacji Argo”, a obecnie również scenariusz do finałowego epizodu „Gwiezdnych wojen”). Jak miało się okazać, nowy scenarzysta podjął się gruntownych zmian oryginalnego tekstu. W wywiadzie opublikowanym w kolejnych miesiącach Terrio ujawnił, że pisząc „BvS” inspiruje się trylogią Christophera Nolana (notabene raz jeszcze zaangażowanego w film jako producent wykonawczy), esejem „The Myth of Superman” Umberta Eco z 1972 roku oraz wierszem dwudziestowiecznego poety W.H. Audena „Muzeum Sztuk Pięknych”, opisującego relację między śmiertelnikami a postaciami rodem z mitów. W tej samej rozmowie Terrio wyjaśnił, że konflikt między Supermanem i Batmanem ma wymiar mitologiczny. Odwołując się do rzymskiej mitologii, jeden z superbohaterów miał jego zdaniem reprezentować Apolla, zaś drugi – Plutona, boga świata podziemi.

Tytuł „Batman v Superman: Świt sprawiedliwości” został ujawniony w maju 2014. Co ciekawe, za postawieniem „v” w miejscu tradycyjnego „vs” stała – jak tłumaczył Snyder – chęć zdystansowania od tradycyjnych filmowych „pojedynków”. Z kolei Henry Cavill, mimo kontynuowania losów postaci po pierwszym filmie, ujawnił, że nie postrzega „BvS” jako sequela do „Człowieka ze stali”. „To coś zupełnie odrębnego” – mówił aktor w wywiadach – „film wprowadzi  Batmana i rozwinie uniwersum, które zapoczątkował Człowiek ze stali ”. Jak wiemy obecnie, widowisko wypełnia rolę częściowej kontynuacji pierwszego filmu o Supermanie, ale przede wszystkim służy jako (mocno w tym kontekście przeładowany i nierówny) wstęp do „Ligi Sprawiedliwości”.

Wkrótce po ogłoszeniu projektu ruszyły poszukiwania kolejnego filmowego Batmana. Choć ostateczny wybór padł na Bena Afflecka, pierwszego kandydata Zacka Snydera, po drodze o rolę ubiegał się między innymi Josh Brolin (późniejszy Thanos w „Avengersach” i Cable w „Deadpoolu”). Przypomnijmy, że na długo przed castingiem, który wzruszył entuzjazmem fanów Batmana, Affleck ubiegał się o stołek reżysera przy „Człowieku ze stali”. W obsadzie „BvS” aktor znalazł się mimo otwartej niechęci do kolejnego po nieudanym „Daredevilu” superbohaterskiego castingu. Na ostateczną decyzję wpłynęły spotkania ze Snyderem, zapewniającym, że nowy Mroczny Rycerz będzie mocno odrębną postacią od tej przedstawionej parę lat wcześniej przez Nolana i Christiana Bale'a.

Choć dla wielu fanów postaci Affleck do samego końca pozostał ryzykownym wyborem, to najbardziej kontrowersyjną decyzją Snydera było obsadzenie Jessego Eisenberga w roli Lexa Luthora. Mimo początkowych planów, by w roli kultowego przeciwnika Supermana obsadzić Bryana Cranstona („Breaking Bad”), reżyser postawił na zupełnie inne podejście, tłumacząc, że gwiazda „Zombielandu” pozwoli na pokazanie „interesującej dynamiki i zabranie postaci w nowym i nieoczekiwanym kierunku”. Dodajmy też, że do roli debiutującej na wielkim ekranie Wonder Woman przymierzano początkowo Olgę Kurylenko („Hitman”), ale rola przypadła ostatecznie Gal Gadot. Gdy kluczowe role zostały obsadzone, prace nad historycznym wielkoekranowym starciem ruszyły pełną parą, zaś entuzjazm fanów DC sięgnął zenitu.

„Do you bleed?”

Koniec końców „Batman v Superman: Świt sprawiedliwości” zadebiutował w marcu 2016 roku, stając się raz jeszcze dobrze uzasadnioną pożywką dla „DC-sceptyków”. Znakomite z początku zwroty notowane przez film w box offisie (w Stanach Zjednoczonych i Kanadzie film zarejestrował ósme najlepsze otwarcie w historii) padły ofiarą „krótkich nóg”, czyli innymi słowy spadającego zainteresowania widzów, zniechęconych niekorzystnymi opiniami i kiepskim marketingiem. Obok miażdżących recenzji, już tydzień po globalnej premierze „BvS” zaliczyło historyczny spadek o ponad osiemdziesiąt procent sprzedanych biletów. Jak informował wówczas portal Box Office Mojo, widowisko odnotowało „jeden z największych spadków między jednym piątkiem a drugim w historii blockbusterów”, mimo że o uwagę widowni nie miało mierzyć się wówczas z żadnym wysokobudżetowym rywalem. Biorąc pod uwagę całościowe wydatki Warnera, analitycy przemysłu filmowego przewidywali, że widowisko będzie musiało przekroczyć granicę 800 milionów dolarów, by monstrualna inwestycja wytwórni się opłaciła. Ostatecznie „BvS” opuściło ekrany, zarabiając ponad 870 milionów dolarów i przynosząc wytwórni zarobek rozczarowujący, ale i otwierający furtkę do dalszej budowy kinowego uniwersum DC.

Oglądając „Świt sprawiedliwości” na tydzień przed debiutem jego organicznej kontynuacji, widowisko Snydera pozostawia w zasadzie z tym samym zgrzytaniem zębów, co niemal dokładnie pięć lat temu. Film powielił w istocie te same błędy co jego poprzednik. Tak jak i „Człowiek ze stali”, „BvS” niosło ze sobą ogromny potencjał, ale niezwykłe starania realizacyjne zostały pogrzebane przez fatalnie rozpisane motywacje postaci, przedziwne kreacje (dzika karta w postaci Eisenberga nie przyniosła pożądanego skutku), toporną strukturę, której nie pomogła nawet rozszerzona wersja filmu, przeładowanie i całościowa drętwota.

8tm5wgin-min.jpg

Być może najbardziej zawodna okazała się zapowiadana przez lata konfrontacja Człowieka ze stali i Mrocznego Rycerza. W ostatecznej wersji filmu znalazła się ona na takim etapie fabuły, na którym ani widownia, ani zaangażowani superbohaterowie nie mieli żadnego fabularnie spójnego powodu, by brać w niej w ogóle udział. Rozczarowaniem „Batman v Superman” okazał się przede wszystkim dlatego, że obok ciekawego pomysłu i jednolicie high-conceptowej realizacji, film wprowadził bodaj najbardziej komiksowopoprawnego Batmana w historii aktorskich produkcji. Affleck też okazał się ostatecznie świetnym kandydatem do roli, ale efektowi niszczęsliwie umniejszył tekst Terrio i Goyera.

Co ciekawe, ci krytycy, którzy byli w stanie przebrnąć przez fabularne nieścisłości „BvS”, doszukali się w filmie alegorii do Ameryki po atakach terrorystycznych z 2001 roku. Widowisko Snydera, mówiące wprost, że „poczucie bezsilności zmienia dobrych ludzi w okrutników”, miało odzwierciedlać moralny dysonans pośród mieszkańców USA. W działaniach podjętych przez obu superbohaterów widziano w takich analizach odbicie szeroko pojętej polityki Republikanów i Demokratów: bezpieczeństwa wykraczającego poza konieczność szanowania praw obywatelskich i liberalnej, idealistycznej Ameryki reprezentowanej przez Supermana.

Obok głosów krytyki, wokół „Świtu sprawiedliwości” zawiązał się kult fanów, który w przededniu premiery wyczekiwanego „Snyder Cut” wbrew najpopularniejszej opinii o widowisku z 2016 roku wydaje się większy niż kiedykolwiek wcześniej. Podczas ubiegłorocznego lockdownu Snyder wziął udział w specjalnym pokazie „BvS”, podczas którego ujawnił kilka nowych szczegółów dotyczących produkcji. Rzućmy okiem na najciekawsze nowości.

Wprowadzenie Supermana

Choć „Batman v Superman” rozpoczyna się od masywnej sekwencji akcji, niewiele brakowało, by Superman doczekał się jeszcze bardziej efektownego wejścia. Krótko po prologu Bruce'a Wayne'a, przedstawiającym zniszczenie Wayne Tower podczas bitwy o Metropolis, akcja przenosi się do Nairomi w Afryce, gdzie (w wersji rozszerzonej) dochodzi do spotkania Jimmy'ego Olsena (Michael Cassidy) i Lois Lane. Superman dołącza do akcji filmu dopiero w kulminacji sceny. W rozmowie z fanami Snyder ujawnił, że planował dla Człowieka ze stali pełnoprawne „wielkie wejście”, ale w związku z natłokiem akcji w pierwszym akcie zadecydował, że wprowadzenie musi odbyć się w bardziej zwięzłej i możliwie skromnej formie. Co ciekawe, obecność (i szybkie zejście) Jimmy'ego Olsena – w komiksach kolegę po fachu Clarka Kenta, a tu agenta CIA – Snyder wytłumaczył jako „pozostałość szerszych planów” wobec dalszego rozwoju DCEU (reżyser miał początkowo nakręcić pięć filmów).

Walka w magazynie poszła na pierwszy ogień

W nowym komentarzu do „Batman v Superman” Snyder ujawnił, że kultowa już scena walki Batmana z oprychami przetrzymującymi Marthę Kent została nakręcona podczas pierwszych dni na planie. Reżyser wytłumaczył, że w przeciwieństwie do większości twórców lubi zaczynać prace nad filmem od dużej sceny akcji, by podkręcić entuzjazm grupy zebranej przed i za kamerami. Dodajmy, że w trakcie wirtualnego spotkania z fanami Snyder pokazał szereg storyboardów przygotowanych na potrzeby kluczowych sekwencji, w tym walki w magazynie. Zarówno ta, jak i każda istotna scena filmu została szczegółowo rozplanowana przed wejściem na plan.

Dowiedzieliśmy się też, że wbrew podejrzeniom niektórych fanów Mrocznego Rycerza, scena w magazynie i techniki walki Batmana nie zostały zaczerpnięte z serii gier „Arkham”. Snyder wyjawił, że kluczową inspiracją dla sekwencji było „Wejście smoka” i „Mad Max”. Świetny zapis z przygotowań choreografii w postaci testowego nagrania walki znajdziecie poniżej.

 Superman to Jezus uniwersum DC

„Człowiekowi ze stali” zarzuciliśmy w zeszłym tygodniu, że szczególnie łopatologicznie rysuje podobieństwa między Kal-Elem a Jezusem. W paru scenach z pierwszego filmu kadrowanie i inscenizacja Supermana narzuca postrzeganie postaci niczym współczesnego mesjasza. W „BvS”, w którym z dużymi fabularnymi konsekwencjami powraca temat poświęcenia dla ludzkości, wspomniane motywy odznaczają się subtelniej. W swoim komentarzu Snyder wskazał, że wizualnym odniesieniem do religijnej symboliki jest przede wszystkim scena, w której superbohatera otacza tłum Meksykanów celebrujących Dzień Zmarłych. Podczas gdy zebrani postrzegają Clarka jako synonim boga, główny bohater kwestionuje swoją rolę pośród ludzkości – Snyder podkreśla, że pytania podniesione w pojedynczym ujęciu pomagają zakomunikować jeden z głównych tematów filmu. Za kluczowym ujęciem kryje się też nieco głębszy symbolizm: „ginąc” w morzu twarzy zakrytych maskami umarłych, Snyder przekazuje odpowiedzialność, jaką Superman odczuwa wobec setek ofiar niszczycielskiej konfrontacji z generałem Zodem z pierwszego filmu.

maxresdefault-min.jpg

Innymi odniesieniami wspierającymi teologiczne odczyty „BvS” są obecność kryptońskiej włóczni jako narzędzia, którego Batman chce użyć, by zabić Supermana, i finałowy pojedynek z Doomsdayem, zwieńczony śmiercią herosa, kojarzącą się oczywiście ze śmiercią Jezusa. Co ciekawe, krzyże znajdujące się w tle sceny, w której Batman, Wonder Woman i Lois opłakują martwego Kenta, miały podkreślać nie tylko obecne poświęcenie, ale i przewidywać planowaną przez Snydera śmierć Mrocznego Rycerza. Reżyser wyjawił, że według jego zamysłów Batman miał oddać życie za ludzkość w finałowej części planowanej wówczas jako trylogia „Ligi Sprawiedliwości”.

Dodajmy też, że w komentarzu Snydera znalazła się krótka wzmianka o scenie Kevina Costnera, powracającego w roli Jonathana Kenta. Jak ujawnił reżyser, twórcy z rozmysłem nie rozwiali wątpliwości, czy rozmowa Kenta ze zmarłym przed laty ojcem rozegrała się jedynie w głowie bohatera, czy może na szczycie góry w istocie pojawił się duch postaci Costnera. Co więcej, scena spotkania z przybranym ojcem miała zobrazować symboliczne uwewnętrznienie przez bohatera Fortecy Samotności, znanej z komiksów kwatery Supermana.

Batfleck

Obok inspirowanego komiksami Millera kostiumu, jednym z elementów wyróżniających stylizację Bena Afflecka jako Mrocznego Rycerza jest cyfrowo pogłębiony głos superbohatera. Podczas gdy wszyscy wcześniejsi odtwórcy kultowej roli samodzielnie wydobywali z siebie brzmienie Batmana, Snyder zadecydował o poddaniu głosu Batflecka komputerowej modyfikacji. W ubiegłorocznym komentarzu usłyszeliśmy, że Snyder nie chciał powielać „growlujących” rozwiązań rodem z filmów Nolana, w których Batmana zagrał Christian Bale, ale podarować Affleckowi własne, bardzo charakterystyczne brzmienie przy jednoczesnym nienaruszaniu strun głosowych aktora.

Snyder podzielił się też założeniami stojącymi za wyglądem Batmana w kluczowym pojedynku filmu. Pęknięcie maski poprzedzające finałowe ciosy wymierzone Supermanowi miało symbolicznie ukazać prawdziwe oblicze Mrocznego Rycerza – zobrazować, że pod ukutą maską herosa kryje się nienawiść, powoli przepoczwarzająca go w jedną z istot, z którymi zdecydował się niegdyś walczyć.

Batman-V-Superman-Trailer-Helmet-Armor-Eyes-min.jpg

Zakończenie i początek

Gdy Joss Whedon zastąpił Snydera za sterami kinowej „Ligi Sprawiedliwości”, nowy reżyser rozliczył się ze wskrzeszeniem Supermana zupełnie inaczej od oryginalnego twórcy (jak będziemy mieli okazję przekonać się już w przyszłym tygodniu). Podczas seansu z fanami Snyder wyjaśnił, że moment śmierci Kal-Ela, a mówiąc ściślej: echo jego krzyku, miało przebudzić Mother Boxy, artefakty ukryte na Ziemi po odparciu Darkseida, i bezpośrednio doprowadzić do najazdu sił prowadzonych przez Steppenwolfa w „Lidze Sprawiedliwości”. Warto więc spowiedziewać się, że wątek ten doczeka się wkrótce rozwinięcia.

W kontekście epilogu filmu Snyder wyjawił, że celem uniknięcia wycieku spoilerów i możliwego zminimalizowania udziału stażystów w produkcji, w scenie pogrzebu Clarka Kenta żałobników zagrała ekipa filmowa. W grupie znalazła się też Deborah Snyder, producentka widowiska i małżonka reżysera. Dodajmy, że – wbrew popularnej opinii – Snyder nie postrzega ostatniego ujęcia filmu „Batman v Superman” jako cliffhangera. Reżyser wyjaśnił, że grudki ziemi delikatnie lewitujące nad trumną Supermana miały sugerować nie powrót postaci w następnym filmie, a symbolizować nadzieję i optymizm wobec dalszych losów bohaterów.

Już w przyszły czwartek zapraszamy Was do lektury naszej recenzji „Ligi Sprawiedliwości” według Zacka Snydera! Przypomnijmy, że reżyserskie widowisko zadebiutuje na platformie HBO Max 18 marca. Film dostępny będzie dla widzów z USA w rozdzielczości 4K z systemem Dolby Vision i dźwiękiem Dolby Atmos. W Polsce film będzie można oglądać na platformie HBO GO maksymalnie w rozdzielczości Full HD, między innymi w wersji z dubbingiem.

Zdj. Warner Bros.