
22 stycznia ukazał się kolejny tom serii „X-Men – Punkty zwrotne”. Jak prezentuje się kolejna odsłona klasycznych przygód mutantów z lat 90.? Zapraszamy do recenzji.
Po raz drugi po „Planie X-terminacji” zdecydowałem się sięgnąć po tom wchodzący w skład serii „Punkty zwrotne”. Mój pierwszy kontakt z nią oceniłbym jako średnio udane doświadczenie, byłem więc od początku nieco sceptycznie nastawiony. Zaraz na początku tomu trafiłem na stronę opatrzoną nagłówkiem „Wcześniej”, która z założenia miała przybliżyć nieco sytuację i wprowadzić czytelnika w historię, do której, jakby nie patrzeć, wskakujemy poniekąd w biegu. Jednak po zapoznaniu się z tym wprowadzeniem miałem w głowie kompletny mętlik, okazało się jednak, że mam na półce coś, co może się okazać pomocne — wydany w 2023 roku przez Muchę tom „Legendy X-Men: Jim Lee” zawiera historie chronologicznie poprzedzające omawiany tutaj tom (jedynie z niewielką luką między nimi w postaci kilku zeszytów). Jak się okazuje, powtórka tego tomu stanowiła dobre wprowadzenie do lektury „Pieśni Egzekutora”.
Historia zaczyna się od zamachu na profesora Xaviera, który zostaje postrzelony i jednocześnie zarażony tzw. „technowirusem”. Wszystko wskazuje na to, że nie ma sposobu na uratowanie mu życia (dobra, dobra, który z czytelników komiksów superbohaterskich w to uwierzy?). Wygląda też na to, że sprawcą zamachu jest mutant znany jako Cable, lider grupy X-Force. Na dokładkę Cyclops i Jean Grey zostają uprowadzeni przez osobników znanych jako jeźdźcy apokalipsy. Porywacze oddają naszych bohaterów w ręce Mr. Sinistera, który ma jednak inny cel — pojmani mutanci posłużą mu tylko i wyłącznie za kartę przetargową. Tymczasem pozostali członkowie X-Men (oraz pozostałych grup mutantów, czyli X-Factor i X-Force) muszą połączyć siły, by wspólnie odkryć, kto rzeczywiście stoi za całą intrygą, a przy okazji spróbować znaleźć sposób na uratowanie życia Profesora X. Jak się okazuje, ich jedyną nadzieją, może być jeden z najpotężniejszych wrogów X-Men, czyli Apocalypse. Całość znajdzie swój efektowny finał nie byle gdzie, bo... na księżycu.
Powyższy opis fabuły zdaje się sugerować wiele ciekawych zwrotów akcji i różnorakich możliwości fabularnych ze sporym potencjałem. Mając do dyspozycji całą plejadę postaci, połączonych skomplikowanymi relacjami, można by sklecić całkiem ciekawą historię. Problemem pozostaje jednak zaangażowanie czytelnika, który nie miał okazji śledzić na bieżąco losów tych wszystkich bohaterów. Początek historii wypada co prawda dość obiecująco, ale sam fakt, że jest to opowieść rozgrywająca się na łamach kilku równolegle wydawanych serii, z których każda skupia się na innych bohaterach, nie sprzyja budowaniu zgrabnej fabuły. Pewne wątki angażują bardziej, inne zdecydowanie mniej, a istny tłum postaci, który przewija się przez kolejne strony, sprzyja narastającemu znużeniu. Zdecydowanie najlepiej czytało mi się zeszyty pochodzące z serii X-Men / The Uncanny X-Men, podczas gdy śledzenie losów grup X-Factor i X-Force, niosło ze sobą powracające myśli o tym, że ktoś tu jednak przedobrzył, próbując podczepić do fabuły, kogo się tylko dało.
Niektóre z zeszytów wypełnione są niewiele wnoszącą bijatyką (w tym starciami między nie mogącymi się ze sobą dogadać grupami mutantów), przez którą mozolnie brnąłem w nadziei na to, że w końcu zacznie się dziać coś ciekawego. I w zasadzie się doczekałem, bo im dalej w las, tym jest lepiej, a podczas lektury ostatnich zeszytów zdążyłem już niemal zapomnieć o dość męczącym początku. Z czasem cała historia znajduje swój rytm, skupiając się na tym, co istotne. Fabuła nie jest co prawda jakoś szczególnie odkrywcza, ale osoba głównego antagonisty, jak i jego motywacje potrafią budzić zainteresowanie zarówno jego losem, jak i relacjami łączącymi go z resztą głównych figur tej rozgrywki. Spośród innych, bardziej udanych elementów układanki wymieniłbym tu wszelakie interakcje na linii Wolverine-Bishop-Cable, a w drugim rzędzie także Archangel-Apocalypse.
Jeśli chodzi o warstwę wizualną, byłbym skłonny powiedzieć, że prezentuje się ona przeważnie przynajmniej solidnie, a w porywach wręcz bardzo dobrze. Brandon Peterson w serii „Uncanny X-Men” zdaje się podążać ścieżką wyznaczoną przez Jima Lee i wychodzi mu to całkiem sprawnie. Jeszcze lepiej robi to następca Jima Lee w serii „X-Men”, czyli Andy Kubert, któremu udaje się sprawić, że chwilami wręcz zapominam, że w ogóle miała miejsce zmiana rysownika (i jest tu zdecydowanie numerem jeden jeśli chodzi o ilustracje). Nieco ustępuje im pola Greg Capullo ilustrujący X-Force, ale również i on trzyma całkiem przyzwoity poziom. Z kolei Jae Lee w serii X-Factor prezentuje nieco odmienny, mroczny i ekspresyjny styl, który jednak również się sprawdza. Nie mamy tu zatem do czynienia z drastycznymi skokami poziomu ilustracji pomiędzy poszczególnymi zeszytami, które wpływałyby negatywnie na odbiór całości, a to się chwali.
Na końcu tomu otrzymujemy „kartotekę” postaci występujących w tej historii, przedstawioną jednak z perspektywy głównego antagonisty. Do tego artykuł omawiający okoliczności powstania „Pieśni Egzekutora”, a także garść grafik. Całe wydanie przedstawia się tak, jak nas do tego przyzwyczaiły poprzednie tomy. Do tłumaczenia, za które odpowiada Sebastian Smolarek, nie mam zastrzeżeń.
„Pieśń Egzekutora” ma swoje wady, a ich zestaw podobny jest nieco do tego, którym charakteryzował się „Plan X-terminacji” (z przesadnym nagromadzeniem postaci na czele). Mamy tu lepsze i słabsze momenty, ale całość w ogólnym rozrachunku wypada korzystniej od wspomnianego tomu i pozostawia po sobie wyraźnie lepsze wrażenie, co w sporej mierze jest zasługą o wiele ciekawszego antagonisty. Nie jest to co prawda coś, co polecałbym przypadkowym czytelnikom, którzy nie są przynajmniej trochę w temacie X-Menów z lat 90., a na tle innych historii o mutantach żadne z tego przełomowe dzieło, ale przez większość czasu czytało się nieźle i jest spora szansa, że fani tej epoki znajdą tu coś dla siebie i miło spędzą czas z tym tomem.
Album zawiera zeszyty „Uncanny X-Men” #294–297, „X-Factor” #84–86, „X-Men” #14–16, „X-Force” #16–18 i „Stryfe’s Strike File” #1.
Oceny końcowe komiksu „X-Men – Punkty zwrotne: Pieśń egzekutora”
Oceny przyznawane są w skali od 1 do 6.
*Przystępność – stopień zrozumiałości komiksu dla nowego czytelnika, który nie zna poprzednich albumów z danej serii lub uniwersum.
Scenariusz |
Peter David, Scott Lobdell, Fabian Nicieza |
Rysunki |
Greg Capullo, Anyd Kubert, Jae Lee, Brandon Peterson, Larry Stroman |
Przekład |
Sebastian Smolarek |
Oprawa |
twarda |
Liczba stron |
368 |
Druk |
kolor |
Format |
170x260 mm |
Wydawnictwo oryginału |
Marvel Comics |
Data premiery |
2025-01-22 |
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza komiksu.
zdj. Egmont / Marvel