Na przyszły rok Netflix szykuje nie lada gratkę dla fanów anime. Po sukcesie aktorskiej adaptacji „One Piece” serwis streamingowy zaproponuje widzom podobne podejście do kultowego „Awatara: Legenda Aanga”. W nowej odcinkowej produkcji nie odnajdziemy żadnych inspiracji fatalnie przyjętą filmową ekranizacją M. Nighta Shyamalana – obiecał showrunner serialu.
Serial „Awatar: Legenda Aanga” będzie różnił się od filmowej adaptacji
Serial „Awatar: Ostatni władca wiatru” zabierze widzów do baśniowej krainy, w której naród Ognia próbuje przejąć władzę nad całym znanym światem. Do walki z ich siłami stają pozostałe nacje: Plemiona Wody, Królestwo Ziemi oraz Nomadowie Powietrza. Wśród przedstawicieli każdej z grup znajdują się magowie potrafiący posługiwać się jednym z czterech żywiołów. To jednak nie wystarczy, aby przeciwstawić się potędze najeźdźców i o losach świata zadecyduje Awatar, czyli jedyny mag kontrolujący wszystkie żywioły. Okazuje się, że jest nim dwunastoletni Aang.
Sprawdź też: Szykuje się kolejna fuzja. Studia Warner Bros. i Paramount Pictures chcą się połączyć!
Nim słynna animowaną serią zajął się Netflix, adaptację pełnometrażową przedstawił widzom M. Night Shyamalan, autor „Szóstego zmysłu”. Debiutujący w roku 2010 film „Ostatni władca wiatru” odległy był jednak od adaptacji, o której marzyli fani pierwowzoru. Produkcja doczekała się miażdżącej reakcji ze strony krytyków – do dziś „cieszy się” z resztą opinią jednego z najgorszych przedsięwzięć w dorobku hinduskiego reżysera.
Swojego podejścia do filmu Shyamalana w nowym wywiadzie nie krył showrunner nadchodzącego serialu. Rozmawiając z Entertainment Weekly Albert Kim wyjaśnił, że tamtej adaptacji z premedytacją po dziś dzień unika. „Powiem Wam coś. Nigdy tego filmu Shyamalana nie oglądałem. Był taki czas, że myślałem sobie, że może powinienem. A później doszedłem do wniosku, że nie chcę mieć w głowie tych obrazów, gdy będę zabierał się za nasz projekt. Unikałem tego filmu z premedytacją. Aczkolwiek – żeby nie było – nie umknęły mi słowa krytyki [pod adresem adaptacji]. Wiem z grubsza co nie spodobało się fanom”.
„Słabszych stron [filmu] dało się z resztą uniknąć” – kontynuował showrunner. „Na przykład – i to niezależnie od decyzji filmu – nam od samego początku przyświecała chęć odnalezienia autentycznej i właściwej obsady”. Kim odnosił się do decyzji Shyamalana, by obsadzić białych aktorów w rolach postaci, które w anime przedstawiono z innym kolorem skóry. Twórca serialu wskazał też, że film autora „Szóstego zmysłu” mierzył się z krytyką za jakość efektów komputerowych. „Film powstał w czasie, w którym technologia nie nadążała jeszcze za tym, na co zasługiwali widzowie. Od początku byłem zatem pewien, że nasze CGI będzie znacznie lepsze od czegokolwiek, co przedstawiono [w 2010 roku]”.
Jako producenci wykonawczy nad nową produkcją czuwają Dan Lin ze studia Rideback („Lego: Przygoda”, „Aladyn”), Lindsey Liberatore („Walker”) i Michael Goi („Potwór z bagien”, „American Horror Story”). Reżyserią serialu zajęli się natomiast Goi, Roseanne Liang (pełniąca również funkcję współproducenta wykonawczego), Jabbar Raisani oraz Jet Wilkinson.
Premiera serialu „Awatar: Ostatni władca wiatru” odbędzie się 22 lutego 2024 roku. Główne role zagrali: Gordon Cormier jako Aang, Kiawentiio, Ian Ousley i Dallas Liu, Dallas Liu jako Książę Zuko, Ken Leung jako Zhao, Elizabeth Yu wcielająca się w Azulę, Daniel Dae Kim jako Ozai oraz Paul Sun-Hyung Lee jako Iroh.
Źródło: EW / zdj. Netflix