Brak zarodników i narracyjna wywrotka w trzecim odcinku. Jak serialowe „The Last of Us” odróżni się od gry?

Od pewnych elementów odeszliśmy” – przyznali ostatnio Craig Mazin i Neil Druckmann, showrunnerzy „The Last of Us”, omawiając różnice, które czekają na fanów oryginalnej gry w serialowej adaptacji. Poniżej podsumowujemy dotychczasowe wiadomości o planowanych zmianach serii HBO względem konsolowego pierwowzoru od studia Naughty Dog.

Nadchodzący w przyszłym tygodniu tytuł HBO Max to gratka dla miłośników cyklu „The Last of Us” i zarazem – sam w sobie – znakomity serial o postapokaliptycznym świecie. A przynajmniej tak sugerują dotychczasowe recenzje, które ukazały się już w zagranicznych mediach. Wzorowo wypracowana adaptacja nie oznacza jednak, że twórcy nie pozwolili sobie na większe i mniejsze zmiany wobec materiału źródłowego. Przyczynę stojącą za możliwymi rozbieżnościami od oryginalnego dzieła Craig Mazin, jeden z głównych twórców serialu, omówił ostatnio w rozmowie z serwisem Radio Times.

Ostatecznie w [tworzeniu udanej] adaptacji chodzi o dokonywanie wyborów. Moglibyśmy debatować nad takimi wyborami aż osiwiejemy, ale jeśli chodzi o mnie to zasadniczą kwestią było zadanie sobie pytania, co kocham w oryginalnej grze? Co, jako fana, zabolałoby mnie, gdyby nie znalazło się w serialu?” – wyjaśnił Mazin.

Showrunner przyznał, że kwestia zmian wprowadzonych do serialowej adaptacji zrodziła się przede wszystkim z konieczności dopasowania opowieści do innego medium: „Co musimy zmienić, by zaadaptować tę historię do medium, które jest pasywne? Nie jest interaktywne. Nie zakłada współuczestniczenia w rozgrywce. Szczęśliwie ten proces był znacznie łatwiejszy [niż oczekiwałem] z uwagi na to, że sama narracja, dramaturgia pozbawiona elementów gameplayu, jest [w The Last of Us] tak mocna. Mamy tu bardzo pogłębione postacie i znakomicie rozwinięte relacje między nimi. Sposób, w jaki przedstawiamy fabułę zawsze służył przede wszystkim rozwijaniu bohaterów, ich więzi – chcieliśmy by ona zmieniała się i ewoluowała. Cała strona adaptacyjna – wybieranie które elementy zostają – sprowadzała się do zachwycania się grą. Zrozumienia gry. Zrozumienia, że to co chcemy zrobić musi być zarazem inne i takie samo”. 

Jak podejście Mazina i drugiego współtwórca serialu, Neila Druckmanna, będącego też głównym pomysłodawcą oryginalnej gry przełoży się na faktyczne różnice względem tytułu z konsoli Sony? Oto, co wiemy na pewno.

Zmiana #1: serial nie będzie równie brutalny, co oryginalna gra.

the last of us-min.jpg

Gry z serii „The Last of Us” nie stronią od przemocy – abstrahując od dosadnie przedstawianych, kluczowych wydarzeń fabuły, szybko przekona się o tym każdy, kto zaliczy w grach Naughty Dog chociaż jeden zgon. W niedawnym wywiadzie Druckmann przyznał obrazowanie przemocy zostanie w produkcji HBO Max mocno stonowane. Twórcy serii uznali, że większy efekt zrobi sugerowanie brutalności świata „The Last of Us” niż otwarte odtwarzanie jej na ekranie.

Potrzebujemy [w grach] pewnej ilości akcji, czy przemocy. Używamy tych elementów na zasadzie mechanizmu pozwalającego na połączenie się z Joelem, na współodczuwanie tej historii” – tłumaczył Druckmann. „Chodzi o to, by dobrze połączyć się ze swoim awatarem na ekranie, zobaczyć świat z jego perspektywy. Ale coś takiego nie istnieje w medium pasywnym. To, co niezwykle spodobało mi się w podejściu [Craiga Mazina] i HBO było ograniczenie pokazywanej przemocy do absolutnej konieczności. To sprawiło, że brutalność uzyskała jeszcze mocniejszy efekt niż w grze – znacznie straszniej jest, gdy widzimy reakcję bohatera na zagrożenie [niż gdy widzimy samo zagrożenie] (...)”.

Sprawdź też: Ellie, Joel i Tommy ożywają w serialowej wersji. Mamy trzy nowe fragmenty „The Last of Us”

Zmiana #2: radykalny zwrot narracji już w trzecim odcinku

the last of us bill-min.jpg

Na jednym z etapów oryginalnego „The Last of Us” duet głównych bohaterów – Joel i Ellie – krzyżuje losy z Billem, gburowatym samotnikiem z miasteczka Lincoln i zarazem utalentowanym mechanikiem, który pomaga dwójce protagonistów w pozyskaniu pojazdu do dalszej podróży. Wątek Billa nie doczekał się w grze szczególnego rozwinięcia (choć gracze, którzy odczytują wszystkie pozostawione przez bohaterów listy mogą sami dopowiedzieć sobie jego historię), ale wygląda na to, że w serialu rola postaci zostanie znacznie poszerzona. Tak wynikają fragmenty wypowiedzi Craiga Mazina, które pojawiły się w tekście na łamach serwisu The Hollywood Reporter.

W artykule poświęconym „The Last of Us” czytamy, że „w momencie, w którym widzom będzie wydawało się, że rozgryźli już charakter serialu, który mają przed sobą, nagle pojawi się odcinek wykraczający poza wszelkie oczekiwania”. Już w trzecim epizodzie serii dojdzie do mocnego wywrócenia narracji, zaś główny twist będzie miał coś wspólnego właśnie z postacią Billa, zagranego w produkcji przez Nicka Offermana. „Dojdzie do radykalnej zmiany względem historii przedstawionej w grze. Będzie ona szokiem i – być może – wyzwaniem dla fanów” – czytamy w tekście THR. „Tak mocne odejście od gry nie będzie jednak ostatnim, które serial będzie miał w zanadrzu”.

A jednak, mimo kilku mocniejszych odstępstw od rozwiązań pierwowzoru, twórcy produkcji HBO Max liczą na udane skomunikowanie się fanami gry. W tym duchu serial kopiuje na ekranie wiele elementów z oryginalnej produkcji – poczynając od znajomych lokacji po wiernie powtórzone na ekranie sceny dialogowe. „Od pewnych elementów odeszliśmy, ale nie dlatego, że chcemy zaskakiwać widownię. To nie jest nasz główny cel” – zapewniał Druckmann w osobnej rozmowie. „Tak samo jak fani gier, tak i ja nie chciałbym, by ta opowieść ożywała na ekranie w kiepskim wydaniu. Dajcie nam szansę. Myślę, że będziecie zadowoleni. Choć w trochę inny sposób [niż myśleliście] (...)” – dodał Mazin.

Sprawdź też: Serialowy „Fallout” nie będzie adaptacją żadnej z gier. Producent zapowiada oryginalną historię w świecie klasyka Bethesdy

Zmiana #3: zabraknie zarodników. W adaptacji nie miałyby sensu

the last of us maski-min.jpg

Jedną ze zmian, których wymagało zachowanie logiki świata przedstawionego w serialu było pozbycie się znanej z gry mechaniki zarodników. Zrezygnowano zatem z odzwierciedlenia etapów, w których protagoniści musieli wkładać na twarze specjalne maski przeciwgazowe – była to forma ochrony przed unoszącymi się w powietrzu zaraźliwych komórek.

„Są takie wyzwania adaptacyjne, z którymi trzeba było się zmierzyć” – tłumaczył Mazin. „Jednym z takich drobnych elementów jest kwestia zarodników. W grze są etapy, w których wpada się na zarodniki i trzeba wtedy założyć maskę. W świecie, który tworzymy, jeśli zdecydowalibyśmy się na umieszczenie tych zarazków w powietrzu to jasnym byłoby, że natychmiast się rozniosą i maski trzeba będzie nosić cały czas, wszędzie. Moglibyśmy zatem założyć, że na tym etapie wszyscy już dawno by się zarazili. Musieliśmy zatem znaleźć inny sposób rozwijania się tej infekcji”. 

„The Last of Us” – od premiery serialu dzieli jeszcze tylko kilka dni. Kiedy pierwszy odcinek trafi na HBO Max?

Historia przedstawiona w „The Last of Us” rozgrywa się dwadzieścia lat po tym, jak współczesna cywilizacja została zniszczona. Mężczyzna imieniem Joel (w tej roli Pedro Pascal), przyjmuje zadanie eskortowania nastoletniej Ellie (Bella Ramsey) przez wyniszczone śmiercionśną epidemią Stany Zjednoczone do grupy ludzi z organizacji znanej jako Świetliki.

Serial zadebiutuje na HBO Max dokładnie 15 stycznia tego roku. W Polsce jego debiut przypadnie natomiast na 16 stycznia, w nocy z niedzieli na poniedziałek. Produkcja będzie emitowana zarówno na stacji HBO, jak i platformie HBO Max. Na całość debiutanckiej serii złoży się 9 odcinków.

Zdj. HBO Max