Co obejrzeć w Halloween? Cztery propozycje na tegoroczny maraton grozy w streamingu

Halloween wypada już w najbliższą niedzielę, co oznacza, że część z nas jak co roku zabłądzi w przepastnych katalogach platform streamingowych w poszukiwaniu idealnego tytułu na wieczór z dreszczykiem. Co więcej, w tym roku następnego dnia wypada nam wolne, więc aż prosi się o całonocny maraton grozy. Z tej okazji, poniżej układamy cztery najciekawsze, naszym zdaniem, filmowo-serialowe propozycje, spośród horrorów dostępnych na platformach takich jak Netflix czy Prime Video. Zapraszamy do lektury.

4. Kamp, pastisz i makabra: „Wrota do piekieł”, „Dziwak” i „Kolor z przestworzy”

droga do piekla

Dystans do tematów podejmowanych przez kino grozy oraz do samej konwencji opowieści z dreszczykiem pozwala niektórym twórcom na ciekawe i kreatywne eksperymentowanie z gatunkiem i jego najbardziej utartymi tropami. Trzy pierwsze propozycje na tegoroczny maraton grozy to mroczne, ale i niezmiernie komiczne opowieści, zrealizowane przy stosunkowo niskich budżetach (a w przypadku „Dziwaka” – wręcz żadnym). „Wrota do piekieł”, duchowa kontynuacja „Martwego zła” to jeden z najzabawniejszych i najbardziej przewrotnych filmów w dorobku Sama Raimiego. Niedoceniony komercyjnie, slapstickowy dreszczowiec z 2009 roku podejmuje losy ambitnej urzędniczki bankowej (w tej roli Alison Lohman). Bohaterka odmawia przedłużenia spłaty kredytu pewnej starszej Cygance, pani Ganush, która w odwecie rzuca na nią starożytną klątwę. Postrzelona narracja, łącząca elementy ckliwego romansu, obrzydliwe gross-outy rodem z b-klasowych schlocków, parę dobrych jumpscare'ów i typowy humor Raimiego to mocne i groteskowe wprowadzenie w halloweenowe klimaty, a zarazem solidny fundament pod następne widowisko.

„Dziwakroku to propozycja dla widzów zaznajomionych z gatunkiem i jego nachętniej przetwarzanymi kliszami. Komiedio-horror psychologiczny nakręcony w konwencji found footage powstał w 2014 roku dzięki inicjatywie dwóch mało znanych filmowców: Marka Duplassa występującego tu w roli tytułowego creepa i reżysera-debiutanta Patricka Brice'a, grającego główną rolę. Prosty zamysł fabularny, który obaj twórcy na bieżąco rozwijali podczas zdjęć, wprowadza postać Aarona, operatora kamery cyfrowej zatrudnionego przy nietypowym zleceniu. Bohater ma przez pełną dobę podążać za zdiagnozowanym z nieoperowalnym guzem mózgu Josefem i nakręcić wideopamiętnik dla jego nienarodzonego jeszcze syna, którego ten może nigdy nie poznać. Wersja wydarzeń podana przez Josefa zaczyna jednak bardzo szybko ujawniać pierwsze luki, a Aaron zdaje sobie sprawę, że utknął na odludziu z potencjalnym szaleńcem. „Dziwak” w żadnej mierze nie próbuje udawać ani wyrafinowanego, ani nastawionego na komercyjny sukces, głównonurtowego kina grozy. Trwający nieco ponad godzinę dreszczowiec to przede wszystkim dobra zabawa z konwencją, która gra trochę jak obraz nakręcony przez dwóch studentów „dla jaj”. Abstrahując jednak od aury luźnego eksperymentu, „Dziwak” jest też szczególnie wyczulony na widzowskie oczekiwania wobec tego odłamu kina i bezczelnie sobie z nich drwi: wyprowadza jeden jumpscare za drugim, parodiując najpopularniejszy zabieg we współczesnym horrorze, drwi z nieprzemyślanych decyzji protagonistów tego rodzaju historii i wprowadza komiczny motyw metafilmowy. To przy tym zrealizowana z wykorzystaniem minimalnych środków diabelnie dobra, samoświadoma i kreatywna zabawa inspirowana – jak tłumaczył w wywiadach Duplass – takimi obrazami jak „Misery” i „Fatalne zauroczenie”. 

Kolor z przestworzy

Zupełnie inaczej moglibyśmy scharakteryzować natomiast kolejny film w programie. „Kolor z przestworzy” to uwspółcześniona adaptacja słynnej historii grozy H.P. Lovecrafta z główną rolą Nicolasa Cage'a. Opowiada o rodzinie Gardnerów, która porzuca życie w mieście i wyprowadza się na farmę nieopodal Arkham w Massachusetts. Prospekty, które rodzina wiąże z przyszłością z dala od cywilizacji przerywa tajemniczy, rozświetlony meteoryt, który spada nieopodal posiadłości. Substancja wewnątrz kosmicznej skały szybko wnika w lokalną glebę i prowadzi do makabrycznych konsekwencji. Film w reżyserii i według scenariusza Richarda Stanleya nie nadaje się bynajmniej dla wszystkich, bo angażuje do formy dwie szczególnie zniechęcające szeroką widownię konwencje. Po pierwsze mamy tu do czynienia z mocnymi elementami body horroru, których próżno szukać w takim stopniu w literackim pierwowzorze samotnika z Providence. Po drugie film przemawia klasycznym już językiem przeszczepionym z bodaj wszystkich produkcji z Nicolasem Cagem ostatnich lat. Nie brakuje tu zatem przerysowanych dialogów, nadekspresywnej gry aktorskiej i estetycznej hiperbolizacji. Jednocześnie, „Kolor z przestworzy” możemy odczytać jako pomysłową filmową wypowiedź o poszukiwaniu sensu w obliczu nieuchronnej śmierci najbliższej osoby. Stanley opowiadał w serii wywiadów poświęconych filmowi, że prace Lovecrafta poznawał jako nastolatek, gdy jego mama umierała na raka. W produkcji znajdziemy echa tego rodzaju przeżyć i powiązanych z nimi obaw, między innymi strachem przed starością i deformacjami. Nie spoilerując zwrotów akcji dodajmy, że reżyser znalazł ciekawy sposób, by przekuć wpisany w dorobek autora „Zewu Cthulhu” motyw błahości ludzkiego życia w obliczu kosmosu w zręcznie pokazaną, choć kiczowatą rodzinną tragedię. Jest to też przede wszystkim naprawdę solidny horror, który trudno będzie wam oglądać bez zasłaniania oczu. 

„Wrota do piekieł” i pierwszą część „Dziwaka” znajdziecie na Netfliksie. Z kolei „Kolor z przestworzy” od paru miesięcy dostępny jest dla subskrybentów Prime Video

3. Siły natury, mordercy i psychopaci: „Pełzająca śmierć”, „Nie oddychaj”, „Hush”, „Lokum”

Pełzająca śmierć

Propozycja dla widzów, którzy nie zaliczają się do fanów wątków nadprzyrodzonych, mitologii i fantastyki. Filmy, które znajdziecie na tej liście podejmują zagrożenia wywiedzione wyłącznie z rzeczywistości, choć w realizacjach znalazły się zabiegi zapożyczone typowo z gatunku horroru. Na początek proponujemy współczesną wersję „Szczęk”, w której zamiast pojedynku z żarłaczem białym dochodzi do krwawego starcia z gigantycznymi aligatorami. „Pełzająca śmierć” w reżyserii Alexandre'a Aji („Rogi”) to finezyjnie nakręcony creature feature z dobrym aktorstwem, suspensywną akcją i porządnie rozpisanym wątkiem głównej bohaterki – aspirującej pływaczki, która w filmie mierzy się nie tylko z aligatorami, ale i własnym dążeniem do sukcesu i wyboistą relacją z ojcem. „Pełzająca śmierć” zasługuje na uwagę jednak przede wszystkim przez wzgląd na zwinne tempo, zmyślne praktyki inscenizacyjne, zdjęcia i bardzo dobre jak na niski budżet (około 13 milionów dolarów) efekty specjalne. Nic dodać, nic ująć.

Tak samo moglibyśmy z resztą opisać kolejny film w programie, czyli „Nie oddychaj” urugwajskiego reżysera Fede Álvareza. Thriller wyprodukowany (tak jak i „Pełzająca śmierć”) przez Sama Raimiego opowiada o grupie rabusiów z Detroit, którzy napadają na dom starego i niewidomego weterana wojny w Zatoce Perskiej i wkrótce, wbrew wszelkim oczekiwaniom, stają się ofiarami dramatycznej walki o przeżycie. W filmie sprawdza się przede wszystkim znakomita obsada, Stephen Lang jako morderczy i skrywający przerażające tajemnice Ślepiec i Jane Levy w roli Rocky, młodej dziewczyny, która w łatwym wzbogaceniu się upatruje szansy na ucieczkę z dotkniętej społeczno-ekonomiczną zapaścią metropolii. W sercu tej suspensywnej historii, pomysłowo odwracającej stawki z kina home invasion, znajduje się realny i dobrze zarysowany wątek obyczajowy, który pogłębia zaangażowanie w losy głównej bohaterki. „Nie oddychaj” to zarazem precyzyjnie spięta opowieść z nieoczekiwanymi zwrotami akcji i idealny, halloweenowy thrill ride

hush 2016

Spośród fabuł wykorzystujących (już nieco bardziej konwencjonalnie) temat „wtargnięcia do domu” na uwagę zasługuje też „Hush”, dreszczowiec z elementami slashera w reżyserii Mike'a Flanagana (o którym wspomnimy jeszcze poniżej). Twist w tej konkretnej opowieści polega na tym, że główna bohaterka, pisarka Maddie Young, która musi poradzić sobie z zamaskowanym zabójcą w jej domu, jest głuchoniema. Zamysł fabularny daje Flanaganowi możliwości eksperymentowania z technikami obróbki i montażu dźwięku, a zarazem budowania scen suspensu na podstawie niefortunnej przypadłości bohaterki. Choć nie brakuje tu powielania pomysłów, które znalazły się w thrillerach o podobnym temacie, wystarczająca oryginalność i znakomite tempo pozwala wyróżnić „Hush” na tle tuzinów slasherów w streamingu.

Na podobną unikalność stawia Dave Franco („Disaster Artist”) w swoim reżyserskim debiucie, „Lokum”. Produkcja wieńcząca nasze zestawienie to również widowisko utrzymane w konwencji thrillera i „cichacza”, ale przy tym obraz znacznie bardziej stonowany i oparty na powolnym budowaniu atmosfery. Film opowiada o dwóch parach, które wyjeżdżają na nadmorską wycieczkę do do wynajętego po okazyjnej cenie domku przy plaży. Niedługo po przybyciu okazuje się, że z wynajmującym może być coś nie tak, zaś bohaterowie są najprawdopodobniej w swoim nowym lokalu obserwowani. Franco dobrze sprawdza się jako reżyser. Z pomysłem i ryzykując niezadowolenie (obawa uzasadniona, jak pokazują oceny nieprzygotowanych widzów w internetowych agregatorach) igra z tym, do czego może się w tego rodzaju narracji posunąć. Najpierw wiele czasu poświęca na rozwijaniu napięć w grupie głównych bohaterów, a później konsekwentnie odkreśla (z odwrotnym efektem!) wszystkie typowe rozwiązania, które moglibyśmy mieć wobec takiej historii – włączając los protagonistów oraz surowe i niespójne z pozoru zakończenie.

„Pełzającą śmierć”, „Nie oddychaj” i „Hush” możecie obejrzeć na Netfliksie. „Lokum” jest natomiast oryginalną produkcją platformy Amazon Prime Video.

2. Duchy, miłość i obłęd : „Inni”, „Crimson Peak. Wzgórze krwi”, „Dracula”, „Lighthouse” 

Inni Nicole Kidman

Ostatnia filmowa propozycja w naszym halloweenowym zestawieniu to miks popularnych gotyckich opowieści o miłości i mrocznych obsesjach. „Inni w reżyserii, według scenariusza i z muzyką Alejandra Amenábara to dobrze znany, luźno inspirowany atmosferą opowiadań Henry'ego Jamesa klimatyczny thriller o duchach z dobrym twistem, spójną fabułą i talentem do straszenia najefektywniej tym, czego nie ma w kadrze. Stonowana, senna atmosfera produkcji z akcją osadzoną na jednej z Wysp Normandzkich, zaraz po zakończeniu II wojny światowej pozwala przy tym zabłysnąć obsadzie, w której, bez większych zaskoczeń, najlepiej odnajduje się Nicole Kidman (aktorka otrzymała w roku premiery filmu nominację do Oscara za pierwszoplanową rolę w „Moulin Rouge!”, ale nietrudno wyobrazić sobie jej występu w „Innych” jako kolejnego mocnego kandydata do tego wyróżnienia). Podobnie skoncentrowany na przywoływaniu konkretnego, bardzo nostalgicznego modelu opowiadania, jest „Crimson Peak. Wzgórze krwi”, które reżyser i współscenarzysta Guillermo del Toro skonstruował w poetyce czarnych romansów Edgara Allana Poego. Stosunkowo prosta fabularnie historia o miłości, morderstwie, zdradzie i zjawach osadzona w wiktoriańskiej Anglii na przełomie XVIII i XIX wieku kojarzy się z wysoce stylizowanymi opisami amerykańskiego pisarza, angażując przy tym kompleksową realizację i rozbudowaną metaforykę. Co więcej, znakomicie na ekranie sprawdził się też duet Toma Hiddlestona i Mii Wasikowskiej (którzy, co ciekawe, w obsadzie znaleźli się, dopiero gdy z udziału zrezygnowali Benedict Cumberbatch i Emma Stone). Pisarz Joe Hill, czyli syn Stephena Kinga, wprawnie opisał ten niedoceniony należycie majstersztyk del Toro mianem „krwistego Wieku niewinności. Najbardziej tragiczne motywy „Wzgórza krwi” skutecznie przenoszą nas zarazem do kolejnej pozycji na liście, czyli kultowego klasyka Francisa Forda Coppoli, który znać powinie z całą pewnością każdy fan horroru. „Dracula”, czyli ekranizacja dziewiętnastowiecznej powieści Brama Stokera to niedościgniona jak dotąd interpretacja literackiego pierwowzoru. Coppola nie tylko pokazuje w filmie jedną z najciekawszych wersji tytułowego wampira, ale i dopisuje do jego postaci dobry wątek miłosny (zupełnie u Stokera nieobecny), który wzbogaca fabułę i celnie podkreśla sentymentalny rodowód opowieści gotyckich. Nie wspominając o wszystkich inscenizacyjnych odwołaniach do technik niemieckich ekspresjonistów, popisowym aktorstwie Gary'ego Oldmana i znakomitej oprawie muzycznej Wojciecha Kilara. 

Lighthouse

Zestawienie kończymy współczesnym klasykiem, czyli surrealistycznym psychodreszowcem „Lighthouse” w reżyserii Roberta Eggersa. Arcydzieła weird fiction z elementami greckiej mitologii nie da się opisać wprawdzie mianem historii miłosnej, ale i tu pojawia się wyraźny wątek obsesji o zabarwieniu seksualnym, która prowadzi dwóch bohaterów do tragedii. Niezależnie od interpretacji i sposobów odczytywania tej nieoczywistej i usianej symbolami narracji, czarno-biały film Eggersa, nakręcony przy użyciu obiektywów z lat czterdziestych i trzydziestych to kunsztowna demonstracja kreatywnych technik filmowania i aktorski two-man show dekady. Film jest z pewnością wart przypomnienia podczas halloweenowego wieczoru – chociażby przez wzgląd na kapitalne i upiorne monologi bohatera Willema Dafoe.

Aż żal, że nie możemy do tego koktajlu dorzucić jeszcze „Czarownicy: Bajki ludowej z Nowej Anglii”, również w reżyserii Eggersa. Niestety, film był jeszcze do niedawna dostępny na Netfliksie, ale w związku z dużą rotacją produkcji, które trafiają na platformę i z niej wypadają, na naszej liście znaleźć się już nie mógł. Każdy pozostały z wymienionych powyżej filmów jest w ofercie streamera dostępny.

1. Fanatyzm, śmierć i trauma: miniserial „Nocna msza”

Nocna msza serial

Tegoroczny halloweenowy no-brainer to z całą pewnością najnowszy miniserial Mike'a Flanagana, wspomnianego już wcześniej twórcy dwóch znakomitych dreszczowców Netfliksa, „Nawiedzonego dworu w Bly” i „Nawiedzonego domu na wzgórzu” oraz takich filmów jak „Oculus”, czy „Doktor Sen”. Każdy zaznajomiony z dorobkiem Flanagana z łatwością dostrzeże w produkcji elementy charakterystyczne dla dorobku tego twórcy: powolne tempo akcji, precyzyjnie zagęszczaną atmosferę i szeroki wianuszek ciekawie pogłębianych postaci. W „Nocnej mszy” Flanagan najbliżej znalazł się zarazem swojego największego, storytellingowego guru, Stephena Kinga (choć przytoczenie konkretnego tytułu, którym twórca wyraźnie się tu inspiruje z pewnością zespoilerowałoby Wam szereg przygotowanych przez Flanagana zwrotów akcji). Akcja serialu przenosi widzów na Crockett Island, małą wysepkę na północno-zachodnim wybrzeżu USA. Wraz z widzami, do małego rybackiego miasteczka na wyspie powraca też główny bohater, Riley. Niegdyś buntownik marzący o wyrwaniu się z umierającej mieściny, obecnie skruszony skazaniec i alkoholik, który właśnie odsiedział wyrok za nieumyślne zabójstwo. Wraz z jego przybyciem, na wyspie zaczyna dochodzić do dziwnych zdarzeń. Przypływ wyrzuca na plażę dziesiątki martwych kotów. Plażą przechadza się tajemnicza postać w płaszczu i fedorze. Nocą nad głowami słychać dźwięk potężnych skrzydeł. Z nawarstwiającymi się okolicznościami zbiega się również pojawienie się w miasteczku nowego księdza, mającego objąć garstkę wierzących rybaków swoją dobrą nowiną.  

Flanagan szykował się do nakręcenia „Nocnej mszy” przez całą swoją karierę i owe osobiste zaangażowanie widać na każdym kroku jego najnowszego serialu. Twórca ma udział w reżyserii, przy scenariuszu i montażu każdego odcinka. Z opublikowanego na łamach serwisu Bloody Disgusting eseju twórcy dowiadujemy się wręcz, że zarys tekstu do produkcji znajdował się w przygotowaniach na długo przed pierwszym projektem zrealizowanym dla Netfliksa. Odniesienia do „Nocnej mszy” znajdziemy jeszcze w „Hush”, w którym grana przez jego obecną małżonkę, Kate Siegel pisarka pracuje na laptopie nad zarysem powieści „Midnight Mass”. Z kolei w thrillerze „Gra Geralda” fikcyjna książka o takim tytule pojawia się na półce nad głową przykutej do łóżka Carli Gugino. Flanagan przez lata określał „Nocną mszę” mianem najlepszego projektu, którego nigdy nie zrealizował. Mając przed sobą wszystkich siedem odcinków produkcji, nie sposób się z nim nie zgodzić. „Nocna msza” to jego niewątpliwe magnum opus: precyzyjny dramat i jednocześnie misternie skonstruowana tajemnica, łącząca celne odniesienia do największych klasyków grozy i formułę posępnej paraboli o ludzkiej naiwności, okrucieństwie i najgorszych (i najlepszych) stronach religii. W swoim najnowszym horrorze Flanagan poszukuje odpowiedzi na najważniejsze, egzystencjalne pytania, zaś alegorie i metafory, które układa po drodze, należą do najbardziej pomysłowo eksploatowanych elementów gatunku, jakie mieliśmy okazję w ostatnich latach oglądać. Trudno wyobrazić sobie lepszego kandydata na tegoroczny maraton strachu. „Nocna msza” ma bowiem i to czego oczekujecie od najlepszego „kina” gatunkowego i znacznie, znacznie wiecej

Zdj. Sony Pictures Releasing / Paramount Pictures / Netflix / Universal Pictures / RLJE Films / StudioCanal