Droga do „Skywalker. Odrodzenie” #4: TOP 3 najlepszych soundtracków do „Star Wars”

W ramach naszej miniserii poświęconej „Gwiezdnym wojnom” spróbowaliśmy, w dwóch obszernych częściach, uporządkować wszystkie epizody cyklu według kolejności od najgorszego do najlepszego, a następnie wytypować najciekawsze serie komiksowe z nowego kanonu. W dzisiejszym wpisie wyróżniamy trzy najlepsze soundtracki, jakie na potrzeby sagi zaprojektował John Williams. Zapraszamy do lektury.

Muzyka filmowa odgrywa ogromną rolę w budowaniu wrażeń z widowiska. Nierzadko, gdy usłyszymy dany utwór, jesteśmy w stanie odegrać z pamięci całe sceny, które nam się z nim kojarzą. Dzieje się tak szczególnie, gdy pojawi się utwór, którego estetyka pasuje do sceny i niejako ją podbija, samemu jednocześnie wybitnie pasując do naszego gustu – czyli po prostu, gdy nam się podoba. Jako że wszyscy możemy się zgodzić co do geniuszu Johna Williamsa, a premiera nowej części „Gwiezdnych wojen” za pasem, przed Państwem subiektywne zestawienie najlepszych soundtracków do „Star Wars”.

3. „Część I: Mroczne Widmo”

zodf23o7-min.png

Zdania co do samego filmu są mocno podzielone. Mamy fanów trylogii prequeli i fanów oryginalnej trylogii (a teraz jeszcze fanów trylogii sequeli). Jedni cenią prequele za wprowadzenie głębi fabularnej i wyjaśnienie historii stojącej za Darthem Vaderem i Benem Kenobim, inni wieszają psy za wprowadzenie Jar-Jara i nadużywanie zielonego ekranu. Szczęśliwie, jeśli chodzi o muzykę, większość fanów uniwersum jest zgodna, że tytuły takie jak „Duel of the Fates”, „Swim to Otoh Gunga” czy „Droid Invasion” (znane też jako „Trade Federation March Suite”) są po prostu wybitne i najlepiej zapadające w pamięć. Do moich ulubionych należą jeszcze „The Arrival at Tatooine and the Flag Parade”, „Panaka and The Queen’s Protectors” (z lejtmotywem z „Duel of Fates”) i „Qui-Gon’s Noble End”.

Cenię tę część właśnie szczególnie ze względu na materiał muzyczny, który przeprowadza nas po kolei przez wszystkie emocje i to kilka razy. Uwielbiam to, że Williams postawił tu na sekcję dętą ze szczególnym uwzględnieniem trąb. Nadaje to muzyce tej części swego rodzaju „królewski” klimat, który świetnie pasuje do konfliktu i jego otoczki (ostatecznie na Naboo panowały dwie monarchie). Bardzo ciekawa historia stoi również za chórem w „Duel of Fates”. Na pewno każdy z nas do tej pory się zastanawia, co to za słowa i co one znaczą. Otóż, John Williams pragnął oddać spirytualistyczny i niemal religijny charakter walki Sitha z dwójką Jedi. Do osiągnięcia tego celu wybrał właśnie chór. Słowa jednak, jakie ów chór wyśpiewuje, nie są bez znaczenia – jest to fragment średniowiecznego walijskiego poematu „Cad Goddeu” („Bitwa Drzew”), przetłumaczony na Sanskryt. Kompozytor wybrał ten język ze względu na jakość głosek i duchowo-religijny charakter samego języka, który miałby jeszcze podbić monumentalną atmosferę przebywania w świątyni. Jeżeli jesteście zainteresowani dokładnym znaczeniem fragmentu, wyszukajcie proszę frazę: „Cad Goddeu lines 32-35” w Waszej przeglądarce.

2. „Część VIII: Ostatni Jedi”

w6o0lgrx-min.png

Chociaż uważam tę część za najsłabszą z całej serii (jak większość twardogłowych fanów), tak uwielbiam zawartą w niej mieszankę dynamiki i bardzo różnych emocji. Przez większość czasu muzyka podkreśla szybkie tempo wydarzeń, szczególnie zawartych w filmie bitew. To, co lubię najbardziej, to kreatywność, jaką wykazał się tu Williams. Nie ma tu zbyt dużo reharmonizacji czy przeniesień motywów znanych z poprzednich trylogii. Co więcej, znajdziemy tu nawet mieszankę jazzu z congą (tak, chodzi o „Canto Bight”)! W sequelach miałem na początku wrażenie, że kompozytor stawia tu raczej na ksylofony i cymbały, jednakże ta część to powrót do pełnego wykorzystania całej symfonii dźwięków i instrumentów. Wspomniałem o emocjach: muzyka tej części świetnie pokazuje dobitność i niebezpieczeństwo („Main Title and Escape”), smutek i nadzieję („The Sacred Jedi Texts”) czy radość i zabawę (znów „Canto Bight”). Cały soundtrack tej części aż sypie iskrami zderzających się mieczy świetlnych i wybuchających pocisków i daje bardzo dużo frajdy ze słuchania.

1. „Część VI: Powrót Jedi”

0t7q51f2-min.png

Według niektórych – najlepsza część. Według mnie – najlepsza muzycznie część. Nie sądzę, aby był sens, abym rozwodził się tutaj na temat zalet oryginalnej trylogii. To po prostu trzeba zobaczyć – a także usłyszeć! Całość mojego wywodu cały czas orbituje wokół kreatywności Williamsa w jego dziełach i tutaj nie ma wyjątku ani zaskoczenia. Utwory zawarte w „Powrocie Jedi” chyba najlepiej ze wszystkich pokazują, jak dobrze można opowiadać historie za pomocą dźwięku. Najlepiej pokazują to choćby niezwykle mroczny i niepokojący „The Emperor”, dynamiczny i bojowy „Into the Trap” czy wesolutki i zabawny „Ewok Celebration" („Ewok Celebration and Finale”). Ten ostatni utwór chyba najlepiej pokazuje właśnie tę kreatywność, na którą staram się zwrócić Waszą uwagę licznymi powtórzeniami w tekście (że niby taki lejtmotyw). Co do ciekawych dzieł w „Powrocie Jedi” – warto wspomnieć o „Lapti Nek”, czyli popowej piosence w języku huttyjskim granej w pałacu Jabby. Za jej stworzenie i wykonanie odpowiada nie kto inny jak syn Johna Williamsa – Joseph (wokalista zespołu Toto).

Wyróżnienia

Żal by mi było nie wyróżnić poszczególnych utworów w pozostałych częściach „Gwiezdnych wojen”, które wybijały się ponad cały soundtrack. I tak, najbliżej mojego serca znajdzie się cudowny, rozpoczęty motywem marszu imperialnego „Asteroid Field” (który fragmentarycznie możemy usłyszeć również podczas ucieczki z Kessel w filmie „Han Solo”) z „Imperium kontratakuje”. Drugim ważnym dla mnie utworem jest „Battle of Heroes” („Zemsta Sithów”). Na ostatnie wyróżnienie zasługuje cały soundtrack, ale nie filmowy, a growy. Chodzi tutaj o muzykę do gry „The Old Republic”.

To było dla mnie niezwykle trudne zestawienie. Po pierwsze, uwielbiam twórczość Williamsa, nie tylko tą gwiezdnowojenną, ale jej całokształt. Po drugie zaś, uwielbiam „Gwiezdne wojny” jako całość. Ciężko było mi wybrać najlepsze z najlepszych. Niemniej jednak zestawienie jest dla mnie na razie ostateczne. Czemu na razie? Ponieważ liczę, że „Skywalker. Odrodzenie” mnie pozytywnie zaskoczy, wizualnie, fabularnie i właśnie (a może przede wszystkim) muzycznie. Do zobaczenia na premierze!

Wcześniejsze rankingi z serii Droga do „Skywalker. Odrodzenie”:

zdj. Disney / Marvel