Drugi film Olivii Wilde rozczarowuje. Negatywne recenzje i kontrowersje wokół „Nie martw się, kochanie”

Mimo obiecujących zapowiedzi wygląda na to, że „Nie martw się, kochanie” nie będzie reżyserskim osiągnięciem Olivii Wilde na miarę znakomicie przyjętej „Szkoły melanżu”, czyli jej debiutanckiego filmu pełnometrażowego z 2019 roku. Produkcja zbiera negatywne recenzje w następstwie premierowego pokazu na festiwalu w Wenecji. Nie brakuje też kolejnych kontrowersji związanych z głównymi gwiazdami filmu.

Pożywką dla obserwatorów Międzynarodowego Festiwalu Filmowego w Wenecji stało się w ostatnich godzinach przede wszystkim zachowanie Chrisa Pine'a, grającego jedną z drugoplanowych ról w „Nie martw się, kochanie”. Za sprawą zdjęć i wyrwanych z kontekstów klipów, które rozeszły się po mediach społecznościowych, aktorowi przypisano kompletną apatię w  promowaniu widowiska Wilde. Zauważono też niechęć Pine'a do współgwiazdorów „Nie martw się, kochanie”, zwłaszcza Harry'ego Stylesa (w jednej z trendujących w tej chwili „analiz”, internauci próbują ustalić na przykład, czy w trakcie festiwalu Styles napluł na Pine'a).

Skąd tak negatywna aura otaczająca film? Na chwilę obecną trudno jednoznacznie wypowiedzieć się o tym, co mogło wydarzyć się za kulisami „Nie martw się, kochanie”. Wiadomo jednak, że problemy produkcji sięgają jeszcze 2020 roku. Z jedną z głównych ról związany był wówczas Shia LaBeouf. Do angażu ostatecznie nie doszło, co – jak wówczas tłumaczono – podyktowały problemy z dograniem grafików z twórcami thrillera. Gdy kilka miesięcy później była partnerka LaBeoufa, publicznie zarzuciła mu przemoc seksualną, Wilde zasugerowała odmienną wersję wydarzeń na łamach serwisu Variety. Reżyserka wyjawiła jednak, że zdecydowała się na rozwiązanie współpracy z aktorem z „Transformers”, by móc zapewnić ekipie „Nie martw się, kochanie” (zwłaszcza Florence Pugh) bezpieczną przestrzeń do pracy. „Jego proces nie był adekwatny do etosu, którego wymagam przy swoich produkcjach” – Wilde wyjaśniła dziennikarzom po tym, jak w miejsce LaBeoufa zatrudniono Harry'ego Stylesa. Temat niedoszłego gwiazdora filmu powrócił jednak ze zdwojoną siłą. Pośród innych kontrowersji „Nie martw się, kochanie” – doniesień o dysproporcji w wynagrodzeniach, zakulisowych napięciach i plotkach o związku Stylesa i Wilde – pojawiły się oświadczenia LaBeoufa, który zapewnił, że nie został zwolniony z produkcji. Decyzję miał podjąć samodzielnie, po tym, jak nie mógł wziąć w udziału w przesłuchaniach z innymi aktorami. Na potwierdzenie takiej wersji wydarzeń, aktor wpuścił do sieci zrzuty ekranu z wiadomościami od Wilde oraz nagranie, w którym reżyserka usiłuje przekonać go do związania się z produkcją. „Być może to trochę przebudzi Panią Flo” – mówiła Wilde, najwyraźniej o Florence Pugh, w materiale upublicznionym przez aktora. Dalsza część nagrania wskazuje, że na zmiany w obsadzie wpłynęła niechęć Pugh do współpracy z LaBeoufem. Niechęć, której najwyraźniej nie współodczuwała sama reżyserka (we wspominanym wideo od aktora, Wilde przyznaje, że odejście aktora „złamało jej serce”). 

Sprawdź też: Serialowe szaleństwo trwa w najlepsze. „Andor”, „Opowieść podręcznej”, „Cobra Kai” i inne hity. Co obejrzeć na Netflix, Disney+ i HBO Max?

Niezależnie od dokładnego przebiegu sytuacji z LaBouefem i późniejszą współpracą na planie, Pugh zdystansowała się od promowania „Nie martw się, kochanie”. Obok ograniczonych wywiadów poświęconych filmowi, aktorka zrezygnowała z udziału w promowaniu go podczas trwającego obecnie festiwalu w Wenecji. Z kolei w następstwie premierowego pokazu, Pugh miała unikać bezpośredniego kontaktu z reżyserką filmu – zdaniem internautów na napięcia wskazuje zdystansowana reakcja aktorki na owacje, które zwieńczyły debiutancki seans. 

Duże kontrowersje, ale sam film raczej przeciętny. „Nie martw się, kochanie” nie zachwyciło krytyków

„To dość pospolita i nienatchniona historia o ucieczce przed patriarchatem – taka, którą wielokrotnie już opowiadano i to w lepszym stylu” – czytamy w jednej z pierwszych recenzji „Nie martw się, kochanie”. Wypowiedzi krytyków wskazują, że to opisane wyżej kontrowersje stojące za filmem Wilde okażą się najmocniejszym czynnikiem nagłośnienia produkcji. Samo w sobie, „Nie martw się, kochanie” miało bowiem okazać się bardzo przeciętnym thrillerem, poprawnie wyreżyserowanym i zagranym, ale zawodzącym na poziomie scenariusza.

Jak czytamy w tekstach poświęconych produkcji, drugi film Olivii Wilde to bardzo powierzchowne i odlinijkowe rozliczenie się z tematem obecnego i ówczesnego (film rozgrywa się w latach 50.) położenia kobiet, które prezentuje pierwszoplanową intrygę w stylu niewspółmiernym do treści. „Największym problemem Nie martw się, kochanie jest to, że kończy się ono w zupełnie nietrafionym miejscu. To mógł być dość efektowny dystopijny dreszczowiec, ale decyzja o ostrym zwrocie w stronę triumfu feminizmu wydaje się doczepiona i [zbyt] łatwa” – pisano na łamach TIME Magazine. 

Na inne problemy produkcji wskazuje opinia Justina Chianga z Los Angeles Times: „porażka Wilde wiąże się przede wszystkim z jej kreatywnością. Jej film posiada kompetentne aktorstwo, jest ładnie nakręcony, ale nie jest ani nawet w połowie tak niepokojący, jak chciałby być. W [Nie martw się, kochanie] nie ma się kompletnie czym martwić”. „To mało satysfakcjonujący thriller psychologiczny wysokiej próby” – podsumowuje swoje wrażenia dziennikarz The Hollywood Reporter. Z większości tekstów wyłania się obraz bardzo bezpośredniego i oczywistego dzieła, które niewprawnie skonstruowano w stylu kina zagadek. Wilde „podłapuje pomysły z innych filmów, nie do końca rozumiejąc, w jaki sposób pierwotnie zadziałały” – czytamy w jednej z recenzji.

Sprawdź też: „Top Gun: Maverick” oficjalnie piątym filmem wszech czasów w USA. „Czarna Pantera” pokonana.

Pośród kilku umiarkowanie pozytywnych recenzji, „Nie martw się, kochanie” doczekało się zestawień z łatwymi do przyswojenia thrillerami z lat 90. Wskazano też, że film umożliwia wczucie się w atmosferę i – przy odpowiednim nastawieniu – wyciągnięcie z seansu nieco rozrywki. „Samo w sobie Nie martw się kochanie jest właściwie dość angażujące, jeżeli jesteście w nastroju. Nawet jeżeli błyszczący psychologiczny thriller Wilde nie przepisuje w żaden istotny sposób zasad, którymi rządzi się kino gatunkowe” – opisuje dziennikarz Pete Hammond.

W serwisie Rotten Tomatoes film zebrał na ten moment 20 recenzji, z których 9 oznaczono jako „świeże”, czyli pozytywne. Negatywną opinię o produkcji wyraziło natomiast 11 krytyków, co oznacza, że odsetek pozytywnych recenzji wynosi 45%. Punktowa nota filmu wynosi obecnie 5,60 w dziesięciostopniowej skali.

12 z wystawionych recenzji pochodzi od tak zwanych „topowych krytyków” serwisu Rotten Tomatoes. Wśród nich znalazły się tylko 2 recenzje oceniające film pozytywnie i 10 recenzji, które zapowiadają rozczarowujący seans, co utrzymuje na chwilę obecną wynik na znacznie niższym poziomie 17%. Średnia ocena „Nie martw się, kochanie” na podstawie not od „topowych krytyków” wypada słabiej, niż w przypadku tej od wszystkich recenzentów i wynosi tylko 5,30 w dziesięciostopniowej skali.

W serwisie Metacritic film oceniło jak na razie 49 krytyków i dokładnie 5 z nich stwierdził, że ich odczucia po seansie były pozytywne. Mieszane uczucia po seansie miało 16 oceniających, a jednoznacznie negatywnie o filmie nie wypowiedział się żaden z krytyków. Średnia nota filmu wynosi natomiast 49 punktów w stu punktowej skali.

Premierę „Nie martw się, kochanie zaplanowano na 23 września.

Źródło: Rotten Tomatoes / Metacritic / Twitter / zdj. Warner Bros.