„Ennio” – recenzja filmu. Pomnik trwalszy niż ze spiżu

Dnia 6 lipca 2020 roku świat obiegła smutna wiadomość o śmierci wybitnego kompozytora – Ennio Morricone. Włoski artysta pozostawił po sobie spuściznę w postaci kilkuset wyjątkowych ścieżek dźwiękowych do produkcji kinowych oraz aranżacji do muzyki radiowej. Prawdopodobnie każdy miłośnik sztuki filmowej odczuł, że jego odejście jest również końcem pewnej ery w kulturze popularnej. Przedwczoraj, w drugą rocznicę śmierci Mistrza, na ekranach polskich kin pojawiła się dokumentalna produkcja w reżyserii Giuseppe Tornatore, natomiast światowa premiera „Ennio” odbyła się jeszcze w zeszłym roku na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Wenecji. Zapraszam na wspomnienie o wyjątkowym artyście, a także – do zapoznania się z poniższą recenzją.

Kompozytor eksplorujący nowe muzyczne formy wyrazu. Laureat dwóch Oscarów, trzech Złotych Globów oraz innych prestiżowych wyróżnień branżowych. Wielki przyjaciel i stały współpracownik wielu uznanych artystów. Maestro Ennio Morricone. Wielki mistrz, jeden z najwybitniejszych twórców muzyki filmowej, jest bohaterem filmu dokumentalnego Giuseppe Tornatore zatytułowanego po prostu „Ennio”… Choć, po chwili namysłu, określenie „film dokumentalny” nie wydaje się najbardziej trafne. To list miłosny, pomnik, namacalne wspomnienie człowieka, który przez ostatnich sześć dekad inspirował kolejne pokolenia natchnionych osobistości z różnych segmentów kultury, a skomponowanymi ścieżkami poruszał serca swoją artystyczną wrażliwością. Obraz Tornatore to prawdziwa uczta dla kinomanów i skondensowana encyklopedia wiedzy muzyczno-filmowej zarazem.

Autor „Maleny”, który kooperował z bohaterem swojej najnowszej produkcji przy jedenastu projektach (czyli niemal wszystkich od czasu „Cinema Paradiso”), koncentruje się na motywacjach, inspiracjach oraz rozwoju kariery Morricone, pomijając sekrety jego życia prywatnego. Jak przyznał podczas wywiadu emitowanego na antenie Programu II Polskiego Radia, brak rozmowy choćby z Andreą Morricone, synem Ennia, był podyktowany negatywnym wpływem na metraż. Ponadto, wplatanie wątków osobistych ingerowałoby w spójność narracyjną oraz czytelność przekazu – persona włoskiego kompozytora nie jest odpowiednim materiałem na źródło lifestyle’owych informacji. Tornatore prowadzi rozmowy ze swoim idolem cierpliwie i z rozmysłem – poszczególne fragmenty pełnego wywiadu były nagrywane w dużych odstępach czasowych, nawet co kilka miesięcy. Dało to reżyserowi niezbędną przestrzeń na przemyślenie kolejnych pytań, zebranie archiwalnych materiałów, a także zaproszenie wyjątkowych gości – a lista tych gości jest doprawdy imponująca. Bernardo Bertolucci, Dario Argento, Barry Levinson, Quentin Tarantino, Clint Eastwood, Hans Zimmer, John Williams – to tylko kilka nazwisk z puli fanów twórczości Mistrza, którzy w superlatywach i merytorycznie opowiadają o sile jego dzieł; fascynującej współpracy, jak i źródle niezwykłej inspiracji.

Ennio_02.jpg

Morricone, opowiadając o swoim życiu, motywacjach oraz edukacji, nie mógł nie wspomnieć o ważnych filarach jego muzycznej kariery. Do romansu z muzyką, we wczesnej młodości, zachęcił go ojciec, który wyperswadował synowi karierę medyczną i wskazał trąbkę jako właściwą ścieżkę rozwoju (on sam był trębaczem). Gdy młody Ennio wstąpił do Narodowego Konserwatorium im. Świętej Cecylii, jego celem było pobieranie nauk u swego idola – Goffredo Petrassiego. Nazwisko Petrassiego regularnie przewija się przez cały seans, podkreślając dozgonny szacunek wobec swojego nauczyciela, a także fascynującą relację między uczniem a mistrzem. Giuseppe Tornatore wykorzystuje te fakty, by stworzyć na ekranie rzetelny portret swojego przyjaciela, wnikliwie omawiając najważniejsze etapy pracy kompozytora. Obszerny, dwuipółgodzinny metraż filmu jest odczuwalny dla widza, ale w ostatecznym rozrachunku, każda minuta dzieła została dobrze wykorzystana. Wypowiedzi Morricone oraz innych, zaproszonych do udziału w produkcji, artystów stanowią zarówno kompendium wiedzy z zakresu pisania muzyki, jak i obfity stos niezwykłych historii oraz anegdot. Esencja twórczości człowieka, który pracował przy ponad pięciuset produkcjach.

Włoski reżyser prezentuje swojego bohatera bez zbędnej kosmetyki. To surowy, klasyczny film dokumentny – festiwal gadających głów, wzbogacony o garść archiwalnych nagrań oraz scen z najistotniejszych, najbardziej rozpoznawalnych kinowych dzieł przy akompaniamencie muzyki Morricone. Filmografia Sergio Leone, „Misja” w reżyserii Rolanda Joffé’a, czy „Nietykalni” z oscarową kreacją Seana Connery’ego nie miałby tego samego charakteru, gdyby nie jego udział. Mimo swojej tradycyjnej, wręcz reportażowej formy, „Ennio” to czuły, pełen pasji portret muzycznej wrażliwości, przenikającej do świadomości całej rzeszy widzów i słuchaczy, zakorzeniając się na stałe w ich życiu wewnętrznym. Jest to głos twórcy, który szczerze rozlicza się ze swoich dokonań – z sercem na dłoni opowiada o zmiennym stosunku do kompozycji filmowych oraz relacjach, które przyniosły mu działania w świecie kina. Obraz Tornatore jest hołdem i wymowną wizytówką osiągnięć zmarłego dwa lata temu artysty… Rozpoczynające film tykanie metronomu zapowiada nam, iż czas na rewizytę w krainie muzyki Ennio Morricone.

Ocena filmu „Ennio”: 4+/6

 

zdj. Best Film