„Eternals” – recenzja filmu. Marvel wiecznie żywy

5 listopada do polskich kin zawita kolejne superbohaterskie widowisko Marvela pod tytułem „Eternals”. Jak wypada produkcja wyreżyserowana przez Chloé Zhao, laureatkę Oscara za film „Nomadland”? Sprawdźcie naszą recenzję.

Po tym, jak uniwersum Marvela na dobre zakorzeniło się w popkulturze i kolejne produkcje o superbohaterach Domu Pomysłów zaczęły być wręcz synonimem finansowego sukcesu, a przebijanie kolejnych barier box office'u wydawało się dziecinnie proste, Kevin Feige zaczął nabierać odwagi i skłaniać się do przekazywania sterów nad nowymi produkcjami mniej rozpoznawalnym twórcom, którzy nie mieli na swoim koncie żadnych wysokobudżetowych produkcji, ale zdążyli już przedstawić się widowni ciekawymi i ambitnymi projektami. W Marvelu podjęto niejako misję mającą umożliwić tego typu artystom przebicie się do mainstreamu, na czym skorzystać miał także wizerunek samego MCU – wraz z nadejściem gigantycznej popularności coraz częściej dało się bowiem słyszeć głosy, że filmy Marvel nigdy nie były prawdziwym kinem i są niczym innym jak filmowym fast foodem.

I tak do świata Iron Mana oraz Kapitana Ameryki wkroczyli Ryan Coogler („Czarna Pantera”), debiutujący w pełnometrażowym kinie świetnie przyjętym dramatem „Fruitvale”, czy Taika Waititi („Thor: Ragnarok”), który dał się poznać widowni komedią „Co robimy w ukryciu”. Przy wyborze reżysera do kosmicznego widowiska o drużynie Przedwiecznych włodarze Marvela posunęli się jeszcze o krok dalej i zatrudnili wyjątkowo ambitną Chloé Zhao, autorkę znaną wówczas za sprawą swojego fabularnego debiutu „Pieśni braci moich” i przejmującego dramatu „Jeździec” o młodym kowboju próbującym pogodzić się z boleśnie utraconymi marzeniami. Szybko okazało się, że Marvel nie mógł lepiej trafić – chińska reżyserka, która przymierzana była wcześniej do wyreżyserowania filmu o przygodach Czarnej Wdowy, stała się niedługo laureatką dwóch Oscarów za sprawą przejmującego „Nomadland” opowiadającego o amerykańskich nomadach z Frances McDormand w roli głównej.

Zhao wkracza do Marvela z przytupem. Reżyserka nie zajmuje się solowymi przygodami jednego z nowych czy powracających superbohaterów, a produkcją o drużynie herosów, jakiej MCU jeszcze nie widziało – w skład wyjątkowo zróżnicowanego zespołu wchodzi aż dziesięć postaci, w tym pięciu mężczyzn i pięć kobiet. „Eternals” to historia o grupie herosów żyjących na Ziemi od siedmiu tysięcy lat, którzy zostali stworzeni przez potężną istotę zwaną Celestialem i przybyli do świata ludzi, aby chronić ich przed Dewiantami, drapieżnikami niszczącymi wszelkie życie na planecie. Działalność zesłanych na Ziemię bohaterów ogranicza się jednak nie tylko do ochrony przed kosmicznymi bestiami, ale także do kontrolowania technologicznego postępu wśród największych cywilizacji. Członkowie Eternals nie mogą natomiast ingerować w wewnętrzne sprawy ludzkości. Po kilku tysiącach lat spędzonych na Ziemi, kiedy zagrożenie ze strony Dewiantów znika, w niektórych bohaterach zaczyna jednak budzić się uczucie empatii względem ludzi i chęć niesienia pomocy słabszym w krwawych wojnach. Targana konfliktami drużyna zostaje tym sposobem rozdzielona i każdy z członków rusza w swoją stronę. Do ponownego spotkania dojdzie, dopiero kiedy na Ziemi ponownie pojawi się dawny wróg, który tym razem wrócił silny jak nigdy wcześniej.

eternals drużyna

Zaprezentowanie widowni tak dużej liczby nowych postaci na przestrzeni jednego filmu w taki sposób, aby każda z nich otrzymała tyle samo czasu na rozwinięcie, było zadaniem z góry skazanym na porażkę. Chloé Zhao nie podejmuje się jednak tego karkołomnego przedsięwzięcia i zawiązuje narrację przede wszystkim wokół Sersi (Gemma Chan) oraz Ikarisa (Richard Madden) połączonych trudną relacją rozciągniętą na tysiąclecia. To ta dwójka jest siłą napędową fabuły, ale niemal każdy z pozostałych bohaterów otrzymuje ostatecznie wystarczająco dużo uwagi, aby móc przedstawić się widzom i nakreślić swój charakter oraz rolę w opowiadanej historii – w przypadku niektórych postaci moment ten nadchodzi, co prawda, dopiero w trzecim akcie, ale scenariusz pozwala im na odpowiednie zaznaczenie swojej obecności. Podróżując z Sersi i Ikarisem przez kolejne zakątki świata w celu ponownego zjednoczenia drużyny, poznajemy zarówno obecne relacje łączące członków Eternals, jak i wydarzenia, które przed laty doprowadziły do rozłamu w zespole. Chloé Zhao świetnie sprawdza się tutaj w odpowiednim wyważeniu tempa swojego pierwszego blockbusterowego projektu i zgrabnie przeplata sceny popychające fabułę do przodu z sekwencjami akcji sprawiającymi, że film pomimo długiego metrażu nie nudzi i nie łapie zadyszki. Rzecz jasna, prawdziwego rozmachu produkcja nabiera w finałowej sekwencji, gdzie Marvel idzie jak po sznurku, spełniając kolejne oczekiwania widzów względem superbohaterskiego widowiska opowiadającego o drużynie potężnych herosów, ale do tego czasu również nie sposób narzekać na brak zapierających dech w piersiach pojedynków oraz pięknie wyglądających lokacji. Jeśli z kolei chodzi o wspomniany finał, to z perspektywy fana DC Comics nie przychodzi mi to łatwo, ale trzeba uczciwie przyznać, że Feige do spółki z Chloé Zhao pokazali światu, jak powinny wyglądać widowiskowe starcia z udziałem Supermana czy Flasha reprezentowanymi w filmie Marvela przez Ikarisa i Makkari. Sceny strzelającego z oczu promieniami energii marvelowskiego odpowiednika Człowieka ze stali czy pędzącej z zawrotną prędkością żeńskiej wersji Flasha wyglądają nieziemsko. Nie zawodzi tutaj ani warstwa realizacyjna (CGI wypada obłędnie), ani też fabularna (wydarzenia mają odpowiednio podbudowany ciężar, a ich skala nabiera kosmicznego wymiaru). Co istotne, w „Eternals” nie brakuje też świetnego humoru – mamy tutaj żarty z bezpośredniego nawiązania do wspomnianego Supermana i autoironiczne zestawienie ze sobą Richarda Maddena oraz Kita Haringtona, którzy przez lata w serialowej „Grze o tron” wcielali się w braci, a tym razem znajdują się w centrum miłosnego trójkąta. Prawdziwymi dostarczycielami masy śmiesznych gagów sytuacyjnych są jednak Kumail Nanjiani oraz jego wierny towarzysz, w zabawny sposób przedstawiający to, jak ludzie próbują odnaleźć się w świecie opanowanym przez mitycznych bogów.

Chloé Zhao wkraczająca po raz pierwszy do superbohaterskiego uniwersum Marvela oraz wysokobudżetowego kina zdała test z blockbusterowego debiutu na mocną czwórkę. Jeśli przymkniemy oko na kilka ekspozycyjnych momentów, w których scenariusz zmuszony jest zaserwować widzom mocno skondensowaną dawkę niezbędnych informacji, to „Eternals” objawi się jako pełnoprawne, dobrze napisane, zgrabnie wyreżyserowane i świetnie zagrane widowisko – w sferze aktorstwa na specjalne pochwały, oprócz wspomnianego Nanjianiego, zasługują przede wszystkim Angelina Jolie, która rolą Theny przełamała passę niezbyt udanych kreacji z ostatnich lat, oraz Lauren Ridloff kradnąca sceny z każdym pojawieniem się na ekranie. A jeśli dodamy do tego rewelacyjne zdjęcia Bena Davisa nawiązujące do naturalistycznego klimatu poprzednich filmów z dorobku chińskiej reżyserki, to okaże się, że „Eternals” nie tylko podtrzymuje poziom poprzednich filmowych produkcji Marvela, ale w pewnych elementach wznosi superbohaterskie uniwersum na jeszcze wyższy poziom. Aha, i koniecznie zostańcie w kinie do końca, bo Marvel ponownie przygotował dwie sceny po napisach stanowiące bezpośrednią zapowiedź kolejnych przygód Przedwiecznych. Miejmy nadzieję, że szansę na ich realizację otrzyma nie kto inny, jak właśnie autorka „Nomadland”.

Ocena filmu „Eternals”: 4+/6

zdj. Marvel