„Gambit królowej” – przedpremierowa recenzja miniserialu Netfliksa

W najbliższy piątek do oferty Netfliksa dołączy nowy miniserial Scotta Franka, mającego w dorobku między innymi limitowaną serię „Godless”. Tym razem twórca sięgnął do znanej powieści „Gambit królowej” Waltera Tevisa, podejmującej postać wybitnie uzdolnionej szachistki, która zmaga się z szeregiem uzależnień i barier emocjonalnych. Główną bohaterkę zagrała znana z „Peaky Blinders” oraz najnowszej adaptacji „Emmy” Jane Austen, Anya Taylor-Joy. W jednej z kluczowych ról zobaczmy też polskiego aktora, Marcina Dorocińskiego („Jack Strong”). Zapraszamy do lektury naszej przedpremierowej recenzji.

Debiut szachowy, od którego miniserial Scotta Franka zaczerpnął swój tytuł, znamy w Polsce pod nazwą „gambit hetmański”. Zagrywając „gambit hetmański”, decydujemy się na, mówiąc skrótowo, poświęcenie pionka na rzecz zdobycia dominacji w centralnej części szachownicy. Przeciwnik może tę „ofiarę” ze strony otwierającego przyjąć bądź odrzucić. W zamkniętej, siedmioodcinkowej opowieści manewr metaforyzuje szersze pytanie narracji: jak wysoka jest cena geniuszu? Dla Beth Harmon, wybitnie uzdolnionej nastoletniej szachistki z uzależnieniem od psychotropów i alkoholu, starcia na planszy ewokują desperacką potrzebę utrzymania kontroli nad życiem, w którym owej kontroli nigdy nie było.

Osierocona po samobójczej śmierci matki bohaterka w wieku dziewięciu lat trafia do domu dziecka. Tam nawiązuje znajomość z woźnym, który wprowadza Beth w arkana szachów. Nie mija wiele czasu, a bohaterka rozgrywa symultaniczne partie z tuzinem lokalnych czempionów – ogrywa każdego, bo zdaniem niektórych „jest spragniona krwi”. Gdy nie gra na planszy, gra „w głowie”. Za sprawą psychotropów serwowanych mieszkańcom sierocińca w charakterze terapii, szachownica nocami materializuje się na suficie wspólnej sypialni. Utkane z cieni szumiących za oknem drzew figury wiszą nad łóżkiem Beth niczym świetliste upiory. Kompulsywnie odtwarzane starcia odpowiadają na wewnętrzne rozbicie: jedni widzą w poczynaniach bohaterki przejawy geniuszu, inni, w tym zblazowana reporterka magazynu Life, mówią o psychotycznym „wyodrębnianiu wzorów tam, gdzie żadnych wzorów nie ma”.

„Gambit królowej” Waltera Tevisa, którego inne powieści zainspirowały hollywoodzkie hity w rodzaju „Koloru pieniędzy”, na swoją adaptację czekał od lat. Ponad dekadę temu za pełnometrażową produkcję miał zabrać się Heath Ledger (w bohaterkę miała wówczas wcielić się Ellen Page). Na pewnym etapie reżyserią interesował się też legendarny Bernardo Bertolucci. W końcu opowieść o genialnej szachistce trafiła do Scotta Franka, który zaproponował, by przenieść ją na ekran w wydłużonym formacie, na co po sukcesie „Godless” Netflix ochoczo wyraził zgodę. Jak sam reżyser tłumaczył, jako film, „Gambit królowej” mógłby przeważyć w stronę widowiska czysto sportowego. Z kolei jako miniserial otrzymał szansę na intymniejszy, kalejdoskopowy wgląd w samą bohaterkę i poszerzenie innych motywów: uzależnień, przyjaźni, samotności i przede wszystkim seksizmu połowy XX wieku (serial rozpoczyna się na przełomie lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych) na przykładzie zdominowanego przez mężczyzn środowiska szachowego. Wspinając się na szczyt szachowych rankingów, bohaterka staje się nie geniuszem szachów w ogóle, a zaledwie i aż „genialną szachistką-kobietą”.

TQG_104_Unit_00281RC.jpg

Oparcie miniserialu na psychospołecznej obyczajowości nie oznacza bynajmniej, że produkcja zapomina o sportowych emocjach. Mało tego – w odniesieniu do rozgrywek szachowych trudno w istocie o narrację podobnie energiczną. Co istotne, przebieg starć przedstawiono tu tak, by porozumieć się z entuzjastami sportu, a zarazem nie wyobcować widowni. Ścieżkę kariery Beth obserwujemy w formie retrospekcji, zaś punktem wyjścia jest pojedynek z niedoścignionym radzieckim arcymistrzem (w tej roli monolityczny Dorociński). By z dyscypliny, która potrafi na długie godziny usadzić naprzeciw siebie milczących i nieruchomych zawodników, wytworzyć dla widowni angażujące i ekscytujące doświadczenie, Frank posiłkuje się całym arsenałem filmowych środków wyrazu: rytmicznym montażem, szeregiem popisowych akcentów dźwiękowych i efektów wizualnych oraz niewerbalną grą aktorów (opowiadając o przygotowaniach do roli, Taylor-Joy wspominała „choreografię palców” podczas pojedynków). Sekwencje rozgrywek szachowych Frank zaplanował w konsultacji ze słynnym szachistą Garrim Kasparowem. Co więcej, eksperci mieli swój udział na niemal każdym etapie pre-produkcji, w tym przy szykowaniu scenografii i weryfikowaniu poprawności rekwizytów. Zadbano o odpowiedni styl figur, grubość plansz, ułożenie stołów. By jedna partia wyraźnie odróżniała się od drugiej, designerzy produkcji upewnili się, że lokale charakteryzują się własną paletą barw, zaś operator Steven Metzler rozplanował dla każdego pojedynku dystynktywne kąty nachylenia kamery.

Od strony estetyki „Gambit królowej” parokrotnie przywodzi na myśl glamoryzowane produkcje Ryana Murphy’ego, aczkolwiek w tym przypadku podobieństwa kończą się na doborze kostiumów i „psychoaktywnego” tła scenograficznego. Produkcję opisują wystylizowane i neurotyczne wnętrza sfotografowane w przygnębiająco „spranych” barwach, będących odbiciem tego, jak świat przedstawiony postrzega protagonistka. W odczytaniu emocji znakomicie sprawdzają się aktorki portretujące Beth na różnych etapach dzieciństwa. Choć wyciszona Anya Taylor-Joy znajduje w serialu Franka okazję do jednego z najciekawszych występów w dotychczasowej karierze, na uwagę zasługuje młodsza aktorka, Isla Johnston, fantastycznie odgrywająca wewnętrzną agonię oscieroconej bohaterki. Dzięki skrupulatnej realizacji i obu wzorcowym kreacjom, „Gambit królowej” układa się w sprawnie skonstruowaną historię o patologicznym dojrzewaniu, inicjacji w świat dorosłości i determinacji, ale przede wszystkim o pasjonującej rozgrywce między geniuszem i obsesją.

Ocena końcowa: 5/6

zdj. Netflix