John Williams „Gwiezdne wojny: Skywalker. Odrodzenie” – recenzja soundtracku

Od paru tygodni na sklepowych półkach odnaleźć możecie album ze ścieżką dźwiękową z ostatniej części gwiezdnowojennej sagi – „The Rise of Skywalker”. Zapraszamy do zapoznania się z naszymi wrażeniami z obcowania z najnowszym soundtrackiem maestro Johna Williamsa poniżej.

John Williams „Star Wars: The Rise of Skywalker”

(Walt Disney Records / Universal Music Polska, 2019)

Recenzja muzyki na płycie:

W jednej z sekwencji „The Rise of Skywalker”, rozgrywających się na planecie znanej jako Kijimi (skądinąd zawdzięczającej swoją nazwę klasycznemu modelowi syntezatora), opowieść zabiera nas do obskurnej kantyny, jednej z wielu w odległej, odległej galaktyce. Doglądający interesu barman, którego widzimy na ekranie przez parę sekund, nie wygląda na miłego gościa. Jego wyraz twarzy zdradza pogardę, jego prawe oko zakrywa tajemnicze urządzenie. Mężczyzna nosi imię Oma Tres – anagram słowa „maestro”. Ów mężczyzna to zarazem John Williams, genialny kompozytor i, jak zaręcza J.J. Abrams, jeden z najmilszych, najbardziej czarujących ludzi na świecie. Partyturą do „The Rise of Skywalker”, finalnego wpisu w sadze Skywalkerów, artysta żegna się z „Gwiezdnymi wojnami”, podsumowując ponad czterdziestoletni zbiór niezwykłych muzycznych ilustracji. I podczas gdy opinie o finale sagi są bardzo zróżnicowane (mnie samemu polubienie filmu zajęło nieco więcej niż jeden seans), tak ścieżka dźwiękowa to raz jeszcze dzieło niezwykłe, układające porozrzucane dźwięki w mozaikę najczystszych emocji. W „The Rise of Skywalker” John Williams przekuwa najsłynniejsze harmonie „Gwiezdnych wojen” w osiemdziesięciominutową elegię podkreśloną debiutującymi motywami. Przynajmniej jeden z nich zdaje się tkwić w świecie Jedi i Sithów od zawsze. Zupełnie jakby kolektyw tematów od czterech dekad zmierzał w stronę jednego wspaniałego koncertu, niczym prowadzony zdeterminowaną nieuchronnością zwaną Mocą.

Soundtrack IX epizodu nieoficjalnie zapowiadano kilka miesięcy jako zbiór, w którym powrócą „wszystkie tematy” ze „Star Wars”. Plotki, jak to plotki, zwłaszcza te gwiezdnowojenne, z rzeczywistością mają się co najwyżej pół na pół i nie inaczej jest w przypadku najnowszej ścieżki dźwiękowej. „The Rise of Skywalker” jest niemałym zaskoczeniem – owszem pojawia się tu wiele znanych tematów, ale całość odległa jest od nostalgicznego koncertu życzeń. Z wyjątkiem tematów, które powróciły już w „Przebudzeniu Mocy” i „Ostatnim Jedi”, odwołania do poprzednich trylogii odbywają się w formie pojedynczych muzycznych cytatów i krótkotrwałych bliźniaczych formacji nutowych wyłapywanych wyłącznie przez ucho najgorliwszych fanów. Przykładowo, gdy Kylo Ren podróżuje na Exegol, słyszymy kilka dźwięków zapożyczonych z „Ataku klonów”, trening Rey zawiera drobne odniesienia do „Battle of Heroes”, dialog Zori i Poego Damerona oprawia krótki fragment z „Across the Stars”, a ilustracja pojedynczego ujęcia generała Pryde’a przywodzi na myśl temat Generała Grievousa. Williams nie szuka wiec usilnego połączenia z dawnymi pracami, a zaledwie (i aż) uwzględnia ich strukturę w nowych kompozycjach. Zasadniczą rolę grają tu natomiast nowe i wspomniane wcześniej klasyczne motywy, które słyszeliśmy też w poprzednich dwóch sequelach.

Album otwiera „Fanfare and Prologue” zawierające najsłynniejszą kompozycję w historii kina – główny motyw „Gwiezdnych wojen” towarzyszący żółtym napisom po raz ostatni rozpływającym się w przestrzeni kosmicznej. Co ciekawe, wersja użyta w „The Rise of Skywalker” jest inna niż ta zastosowana w dwóch poprzednich epizodach. W nowo nagranym wstępie na pierwszy plan wysuwają się instrumenty dęte w opozycji do dominujących w „Przebudzeniu Mocy” smyczków. Całość wydaje się też mniej „skoncentrowana” i kojarzy z nieco bardziej energicznymi wersjami motywu z oryginalnej trylogii, zwłaszcza „Powrotem Jedi”.

8ca382bd-7165-47fe-b080-486ef3463bd6.jpeg

Początek „The Rise of Skywalker” to jeden z tych elementów epizodu IX, które najlepiej się ogląda za drugim (i trzecim) razem. Pierwszy seans wiąże się z pospiesznym absorbowaniem niezwykle chaotycznego natłoku obrazów. Wersja ścieżki użyta w samym filmie stanowi ewidentnie zlepek dwóch pierwszych utworów recenzowanego tu albumu. „Fanfare and Prologue” sugeruje bardzo powolny i mroczny wstęp zawierający pierwsze ślady motywu Kylo Rena, jego organicznego przedłużenia w postaci tematu rycerzy Ren i rezonującego Imperatora. Postępujący charakter początku kolejnej kompozycji, „Journey to Exegol”, przywodzi na myśl dokonania Williamsa w serii o Harrym Potterze, ale skojarzenia szybko ustępują miejsca powracającym motywom. Najpierw słyszymy tu bardziej „rozlewną” wersję tematu Kylo Rena, zaopatrzoną w ciężką perkusję i rozszalałą sekcję dętą, a punkt programu stanowi majestatyczny powrót Marszu Imperialnego. Ciemna Strona Mocy błyszczy w kilku znakomitych momentach soundtracku. W przytłumionym w filmie „Anthem of Evil” akolici Sithów, którzy powołali do życia martwy zewłok Palpatine’a, otrzymują bodaj najbardziej gotycką kompozycję w dorobku sagi – ta składa się z dwóch części: chóralnej mantry fanatyków Ciemnej Strony i orkiestralnego dopełnienia. W „Join Me” motyw Rey powraca w hipnotyzująco mrocznej, wspartej chórem aranżacji. W suspensywnie ponurym „Approaching the Throne” Zło przełamuje natomiast pojawienie się głównego motywu IX epizodu. Muzyczny kontrapunkt do ciemności Najwyższego Porządku i powrotu Imperatora pulsuje zresztą przez całą ścieżkę „The Rise of Skywalker”. W scenach militarnych powraca podniosły Marsz Ruchu Oporu („They Will Come”, „Battle of the Resistance”), w wielu innych wybrzmiewają motywy Yody i Księżniczki Lei („Destiny of a Jedi”) i temat Mocy („The Force Is With You”, „Finale”). Pewną nowością dla gwiezdnowojennych partytur jest też z pewnością przearanżowanie motywu Rey na pojedynczy fortepian – wersja, o której J.J. Abrams opowiadał jeszcze przed premierą „Przebudzenia”. „Final Lightsaber Duel” to kolejne zaskoczenie albumu, zwłaszcza dla tych, którzy spodziewali się powtórki z „Duel of the Fates” albo „Battle of Heroes”. Ostatnia konfrontacja jest w filmie efektownie muzyki pozbawiona, a sam utwór zaczyna się suspensywnie, ale przez większość czasu stanowi kompozycję raczej kontemplacyjną i ornamentalną, która zapożycza fragmenty motywów Rena, Rey i Lei. Warto dodać, że underscoring wypełniający przestrzenie między najistotniejszymi muzycznymi zdarzeniami albumu od dawna nie był u Williamsa równie wyrazisty, jak jest w „The Rise of Skywalker”. Na zakończenie ścieżki składa się narastające „A New Home” rymujące się z angażującym „Jedi Steps” z „Przebudzenia Mocy” i „Finale”, które zawiązuje score koncertem najsłynniejszych suit, w tym powtórzeniem głównego motywu „Gwiezdnych wojen” (po raz pierwszy użytego poza napisami początkowymi).

Obok szeregu mistycznych, tajemniczych, tragicznych, radosnych i pełnych nadziei nowych kompozycji, najważniejszy i pełen muzycznej liryki moment albumu to nawiązujący do tytułu filmu utwórThe Rise of Skywalker”. Abrams podkreślał, że w zwieńczeniu i swojej opowieści, i całej sagi chciał odnaleźć wątek, który połączy trójkę głównych bohaterów, rozdzielonych na czas wydarzeń „Ostatniego Jedi”. Nowy, ciepły i bezbrzeżnie romantyczny temat zaczyna się w trzecim utworze albumu, a następnie przewija się przez większość ścieżki dźwiękowej, stanowiąc jej serce i znakomitą ilustrację wspólnej eskapistycznej przygody. Co jednak istotniejsze, wnosi on do gwiezdnowojennego kanonu unifikujący hymn, który z powodzeniem obejmuje i przenosi emocjonalną siłę całej sagi. Szczególnie gdy powraca w magicznym „Reunion” (najbardziej wzruszający moment płyty!) i „Farewell” wzbogacony o klasycznohollywoodzkie chórki, zdaje się wznosić rozciągniętą na dziewięć rozdziałów historię „Gwiezdnych wojen” daleko ponad jej naekranową treść i we wzruszającym epilogu nawiązać wprost do nienazwanej alchemii, która na dekady połączyła serca widzów z nieskończonością odległej galaktyki. 

The Rise of Skywalker” to ostatecznie najlepszy soundtrack w nowej trylogii „Gwiezdnych wojen”, a zarazem przepiękne zawiązanie czterdziestoletniej muzycznej podróży. Niemal pół dekady temu, w czasach baśniowego konfliktu okrutnego Imperium z heroiczną Rebelią, Ben Kenobi powiedział o Mocy, że jest ona energią, która spaja ze sobą każdą żyjącą istotę. Mając przed sobą kompletny gwiezdnowojenny dorobek Johna Williamsa i niezwykłe ostatnie zdanie w postaci ścieżki do epizodu IX, wiem, że stary mistrz miał rację, a od doświadczenia potęgi Mocy dzieli wyłącznie założenie słuchawek. Co za podróż, maestro, dziękuję.

6
Muzyka na płycie

Spis utworów:

1. Fanfare and Prologue 4:34
2. Journey to Exegol 2:49
3. The Rise of Skywalker 4:18
4. The Old Death Star 3:16
5. The Speeder Chase 3:21
6. Destiny of a Jedi 5:12
7. Anthem of Evil 3:23
8. Fleeing from Kijimi 2:51
9. We Go Together 3:17
10. Join Me 3:42
11. They Will Come 2:50
12. The Final Saber Duel 3:57
13. Battle of the Resistance 2:51
14. Approaching the Throne 4:16
15. The Force Is with You 3:59
16. Farewell 5:14
17. Reunion 4:05
18. A New Home 1:47
19. Finale 10:51

Czas całkowity: 76:33

Opis wydania:

O ile merytorycznie „The Rise of Skywalker” to album wspaniały, to już forma wydania pozostawia wiele do życzenia. Gdy dwa lata temu miałem przyjemność recenzować ścieżkę z „Ostatniego Jedi”, nie spodobał mi się fakt, że polskie wydawnictwo nie utrzymuje spójnego wyglądu nowych gwiezdnowojennych soundtracków. „Przebudzenie Mocy” doczekało się albumu w wersji Deluxe. Opakowanie było w tej wersji zdobionym digipackiem z oryginalnym, anglojęzycznym tytułem na okładce. Wersja specjalna „Ostatniego Jedi” utrzymała standard, ale złoty napis „Star Wars” zamieniła polskimi „Gwiezdnymi wojnami”. Mając na względzie aspekt kolekcjonerski (a więc kluczowy dla ludzi wciąż decydujących się na zakup albumów w formie CD), wydawnictwo stanowiło więc dość rozczarowujące odstępstwo od formuły wprowadzonej krążkiem z epizodu VII. „The Rise of Skywalker” kontynuuje niekorzystną tendencję – na opakowaniu wciąż zobaczymy polską wersję tytułu; co więcej, digipack został wyparty przez zwykły jewelcase i jest to jedyna forma, w jakiej score pojawił się na polskim rynku. Konsekwentnie, każdy z nowych albumów wygląda na półce inaczej.

Co do zawartości case'a nie można mieć natomiast żadnych pretensji. Otrzymujemy tu dość obszerny, 24-stronicowy booklet oraz płytkę z ładnym, bliźniaczym do poprzedników nadrukiem. Wewnątrz książeczki znajdziemy notkę od reżysera filmu oraz kilka słów od samego Johna Williamsa.

6a21c039-48c8-4082-b9c9-dfb54da9bfbe.jpg a184d454-ab9d-45fc-a7d6-27ecf8068913.jpg

3d893f28-cfa4-4009-857d-027599e07b68.jpg 5d38561a-4b1c-4ce6-8db5-41a6a1b7bdd0.jpg

36d88498-7925-4de8-9478-ccf9fdc813fa.jpg 4991b98d-8b7c-4625-a714-0e2bea9c9f0e.jpg

31654bdc-1137-44bd-829a-0d74bd5cceff.jpg acacb173-312b-40f3-837b-fe0534a3fa63.jpg

d6559ea6-4c8c-4e4c-9591-1bc15827db43.jpg dec1bffc-b700-4139-878d-aa9dfbab9b28.jpg

+3
Wydawnictwo

Oceny końcowe:

6
Muzyka na płycie
+3
Wydawnictwo
+4
Średnia

Oceny przyznawane są w skali od 1 do 6.

Gdzie kupić soundtrack „Star Wars: The Rise od Skywalker”?

Płytę do recenzji otrzymaliśmy dzięki uprzejmości Universal Music Polska.

źródło: zdj. główne Disney / Lucasfilm