John Williams "Star Wars: The Last Jedi" (2017) - recenzja soundtracku

Doroczną, grudniową tradycją stała się już (i biorąc pod uwagę plany Disneya – na długo nią pozostanie) nie tylko możliwość zobaczenia zupełnie nowej opowieści z odległej galaktyki, ale również przywilej doświadczenia kolejnej gwiezdnowojennej ścieżki dźwiękowej.

W zeszłym roku Michael Giacchino przejął pałeczkę przy okazji Łotra 1 i w przytłaczająco krótkim okresie czasu skomponował ciekawą ilustrację do ostatecznie dość nierównego filmu Garetha Edwardsa. W tym roku jednak, wraz z sagą Skywalkerów, powraca niekwestionowany mistrz, odpowiedzialny za niemal 60 lat muzycznego dyrygowania łzami, ekscytacją, szczęściem i smutkiem – maestro John Williams. Podobnie jak Moc spaja wszechświat bohaterów Gwiezdnych Wojen, tak twórczość kompozytora od dekad transcendentalizuje doznanie filmowe i muzyczne. Jeżeli jest jakaś niewidzialna energia, która spaja wszystkie te opowiesci – najlepsze i najsłabsze (khe, khe, Atak Klonów) – to jest nią właśnie partytura Williamsa. To temat muzyczny „Across the Stars”, a nie toporny scenariusz Lucasa i drewniane aktorstwo Haydena Christensena, opowiedział historię miłości Padme i Anakina w epizodzie II. W Zemście Sithów emocje przedostatniego pojedynku mistrza z upadłym uczniem zilustrowało tragiczne „Battle of Heroes”, a nie efekciarska walka na miecze świetlne tudzież Cirque du Soleil na Mustafar. Tam, gdzie klęskę poniosły prequelowe twory George’a Lucasa, tam John Williams nigdy nie zawodził, by utkać idealną muzyczną epopeję. Dwa lata temu kompozytor wrócił do świata szturmowców i rebeliantów, pisząc soundtrack z rzadka utylizujący klasyczne motywy, zamiast tego wykształcając kilka zupełnie nowych i równie niezapominalnych. Przy okazji epizodu VIII, Ostatni Jedi, Williams współpracuje z reżyserem i scenarzystą – Rianem Johnsonem. Efekt – w postaci płyty ze ścieżką dźwiękową – możecie od 22 grudnia odnaleźć na półkach sklepowych. Zapraszamy do zapoznania się z naszymi wrażeniami poniżej. 

John Williams „Star Wars: The Last Jedi"

(Walt Disney Records/Universal Music Polska, 2017)

Wspomnijmy najpierw o samym filmie. Johnson próbuje czegoś nowego w epizodzie VIII, odstępstwa od gwiezdnowojennej formy są widoczne zarówno w warstwie wizualnej, jak i w samej strukturze opowieści. Podczas gdy na Filmożercach znajdziecie już recenzję filmu „Ostatni Jedi”, to ze swojej strony powiem tylko, że po trzecim seansie Ostatni Jedi jest moim czwartym ulubionym epizodem sagi – zaraz pod Przebudzeniem i przed Powrotem Jedi. Jednocześnie – „ósemka” zawiera kilka scen, które z czystym sumieniem można zaliczyć do najlepszych w cyklu. Z drugiej strony nie brakuje też takich, które spolaryzowały społeczność fanów. Wizualny spektakl Riana Johnsona w piękny sposób opowiada historię Luke’a Skywalkera (niesamowity powrót Marka Hamilla) i budując na fundamentach Przebudzenia Mocy, rozwija relacje i domyka pewne wątki, nie bojąc się przy tym wielokrotnego wywracania oczekiwań do góry nogami. Ponadto Ostatni Jedi utrwala postać Bena Solo jako najciekawszego i najbardziej „mięsistego” (charakterologicznie rzecz biorąc) bad guya Gwiezdnych Wojen

Recenzja muzyki na płycie:

Na samym początku omawiania warstwy muzycznej powiem, że w przeciwieństwie do soundtracku Przebudzenia Mocy, John Williams znacznie chętniej wraca do kultowych tematów. W Ostatnim Jedi tłumnie wracają harmonie znane zarówno z prequeli, jak i oryginalnej trylogii, a każde, nawet najdrobniejsze nawiązanie gwarantuje gęsią skórkę w skali kosmicznej. Przez wzgląd na dość wyrywkowy, zwłaszcza w III akcie, sposób prowadzenia narracji przez Riana Johnsona, część ostatnich kilku utworów charakteryzuje niemal snippetowe utylizowanie tematów niektórych z postaci, pozwalając im trwać przez zaledwie kilka sekund albo pobrzmiewać przez chwilę na teksturalnym dnie utworu. Jednocześnie – szczegółowe dookreślenie, które motywy wracają, wiązałoby się niekiedy z ciężkimi spoilerami, więc będziemy tego w miarę możliwości, omawiając kolejne kompozycje, unikać.

sw_tlj_soundtrack (3).jpg

Zaczynamy klasycznie, od żółtych napisów zanikających na tle rozgwieżdżonej czerni. „Main Title and Escape” brzmi na początku odrobinę jak opening Nowej Nadzei, wkrótce jednak ucieka w zupełnie inną stronę. W ciągu tych pierwszych 7 minut, ilustrujących desperacką ucieczkę nowego pokolenia rebeliantów przed Najwyższym Porządkiem, usłyszymy znany z Przebudzenia motyw Kylo Rena, marsz Ruchu Oporu, a także wariację na temat, który towarzyszył Finnowi i Rey na planecie Jakku w poprzedniej części. Co ciekawe – w pewnym momencie możemy usłyszeć ewidentne nawiązanie do ścieżki dźwiękowej z Zemsty Sithów. Mając na względzie, że film rozpoczyna się w istocie w tym samym miejscu, w którym skończył się epizod VII – wraz z powrotem Luke'a, Rey i wyspy na planecie Ahch-To, w drugiej kompozycji na płycie wraca też temat wprowadzony w „Jedi Steps” – ostatnim utworze Przebudzenia. Tym razem jednak, tajemnicze harmonie nie narastają w stronę, znanego z epizodu VII, motywu „dwóch słońc”. Zamiast tego „Ahch-To Island” przeplata się z przepięknym motywem Rey, przechodząc w końcu bardzo organicznie do zupełnie nowego tematu, który będzie od tej pory funkcjonował jako portret pobytu bohaterów na samotnej wyspie. „Revisiting Snoke” – trzecia kompozycja albumu – jest odpowiednio mroczniejszą wariacją na temat Najwyższego Wodza z „siódemki”. W strukturze przenika też motyw Dartha Vadera, który przypomina o niespełnionych aspiracjach Bena Solo, wpasowując się w ponury, chóralny hymn nowej generacji akolitów mistycznej Ciemnej Strony Mocy. Kunszt Johna Williamsa widoczny jest jednak jeszcze bardziej w kolejnym utworze. „The Supremacy” to najpierw wzbogacony motywem Rena i Ruchu Oporu, pełen napięcia koncert wtórujący scenom akcji, w drugiej połowie natomiast pojawia się prawdziwy wyciskacz łez – narastający powoli, klasyczny motyw księżniczki Lei Organy. Słuchając ścieżki dźwiękowej po raz pierwszy, miałem swoje podejrzenia, jakiej scenie może powrót „Princess Leia's Theme” towarzyszyć. Naturalnie nie miałem racji. Powiem więcej – gdyby ktoś powiedział mi, co się wydarzy, prawdopodobnie i tak bym nie uwierzył. I podczas gdy kontrowersyjny moment w filmie jednym fanom się spodoba, a innym nie, to wtórujący mu „The Supremacy” jest bezsprzecznie jednym z najlepszych utworów ścieżki dźwiękowej. W następnej kompozycji – „Fun With Finn and Rose” – Williams wprowadza całkowicie świeży temat, poświęcony nowej bohaterce sagi. Tandem Finna i Rose Tico gra w Ostatnim Jedi drugie skrzypce względem Luke'a, Rey i Kylo, posiadając w II akcie własny, tonalnie odseparowany od głównej narracji wątek. Lekki, przygodowy temat oddaje niejako tę odrębność, stawiając na brzmienie bardzo „harrypotterowe”, i w kolejnych momentach, w których się na soundtracku pojawia (np. w pełnym nadziei „The Rebellion Is Reborn” czy „The Fathiers”), tylko to wrażenie pogłębia. Wkrótce wracamy jednak na Ahch-To, gdzie w nostalgicznych „Old Friends” i „Lesson One” przewijają się kolejne znajome motywy z oryginalnej trylogii, utrzymane jednak w dość ponurej tonacji. By nie zepsuć nikomu frajdy z oglądania filmu po raz pierwszy, nie mogę opowiedzieć szerzej o utworze „The Sacred Jedi Texts”. Wspomnę tylko, że ta tajemnicza, zawierająca fantastyczną niespodziankę kompozycja to jeden z najlepszych momentów na płycie (a towarzyszy równie wspaniałej scenie w filmie). Niemniej zaskakujące jest też „The Battle of Crait” przywołujące, poza podniosłą wersją marszu Ruchu Oporu wymieszaną z motywem Rose, muzykę z sekwencji pierwszego starcia Sokoła Millenium z myśliwcami TIE z Nowej Nadziei.  

Prawdziwą bombą na soundtracku jest natomiast utwór nr 9. Kasyno na planecie Canto Bight to następne w długiej, gwiezdnowojennej tradycji siedlisko szumowin ze wszystkich zakątków galaktyki i – zgodnie z kolejną tradycją – zasługuje na odstającą instrumentalnie od reszty score'u ilustrację. W przypadku Przebudzenia Mocy John Williams zrezygnował z napisania muzyki do sekwencji w zamku Maz Kanaty (zastępujący go Lin Manuel Miranda poradził sobie wtedy znakomicie, chociaż jego „Jabba Flow” zabrakło w końcu na płycie ze ścieżką dźwiękową), ale już w Ostatnim Jedi tworzy pełnoprawny sequel do kultowego „Cantina Band”. Rozpoczynające się niepozornie „Canto Bight” to blisko trzyminutowe, eklektyczne, funkowe jazz fusion, w którym można usłyszeć delikatne podobieństwa do melodii z Więźnia Azkabanu i bezpośrednie nawiązania do muzyki brazylijskiej (Williams używa w pewnym momencie fragmentu „Aquarela do Brasil” brazylijskiego muzyka Ary Barroso).  

sw_tlj_soundtrack_01(2).jpg

Przedostatnie na krążku – „Peace and Purpose” – uderzyło mnie najbardziej, gdy po raz pierwszy słuchałem ścieżki z „ósemki” (wówczas bez znajomości filmu). Motyw, który zadebiutował w słynnym „Binary Sunset”, powraca tu w pełnej glorii i chwały wersji znanej z Nowej Nadziei. W przeciwieństwie do utrzymanej w „smutniejszej” tonacji wersji z zakończenia Przebudzenia temat Luke'a wybrzmiewa nostalgią, nadzieją, przygodą i światem nieskończonych możliwości. Piękno i romantyzm całej sagi zawarte w zaledwie kilkunastu sekundach.Finale” przeprowadza słuchającego przez wszystkie motywy epizodu VIII, z dodatkiem subtelnej fortepianowej wstawki, poświęconej zmarłej Carrie Fisher. Wraz z wybrzmieniem ostatnich nut tematu Rey, rozpoczyna się oczekiwanie na to, jak John Williams zawiąże nową trylogię Gwiezdnych Wojen za dwa lata. 

Ścieżka dźwiękowa z Ostatniego Jedi jest swoistym „the best of” jeśli chodzi o gwiezdowojenne partytury i wspaniałym następnym rozdziałem w muzycznym dorobku sagi. Będąc rozpieszczanym przez Williamsa w przeszłości, nie mogę jednak nie zauważyć, że pośród 20 utworów brakuje nowych kompozycji na miarę „Binary Sunset”, „Imperial March”, „Battle of Heroes” czy „Rey's Theme”. Wprowadzony na płycie motyw przewodni postaci Rose, choć urokliwy, nie zakorzeni się w świadomości z takim samym powodzeniem. Soundtrack odświeża wszystko, co już znamy i kochamy w Gwieznych Wojnach. Błyszczą nowe, znakomite arranżacje i liryczne powiązania powracających, najbardziej poruszających tematów, natomiast te znane z Przebudzenia Mocy dopiero tutaj zyskują (podobnie jak postacie w filmie) pełne i nierzadko imponujące rozwinięcie. Całkowita nowość odznacza się za to w miejscach, w których ścieżka dźwiękowa wtóruje scenom akcji. Rozenergetyzowany, szalony underscoring („Chrome Dome”!), zrodzony w głowie cichego, blisko 90-letniego kompozytora jest w takich momentach żywym dowodem na istnienie Mocy. 

Podsumowując, pozwolę sobie przytoczyć to, co J.J. Abrams zasugerował w notce z podziękowaniami z soundtracku Przebudzenia Mocy. „Połóż się na dywanie, nałóż słuchawki, odpal ścieżkę dźwiękową pana Williamsa, zamknij oczy. Usłyszysz nie tylko soundtrack do filmu. Usłyszysz duszę człowieka”. Przy okazji Ostatniego Jedi John Williams zrobił to znów. Zatem skończcie czytać, posłuchajcie muzyki i pozwólcie mistrzowi raz jeszcze, w piękny sposób, zabrać Was w daleką przeszłość, do odległej, odległej galaktyki. 

6
Muzyka na płycie

Spis utworów:

1. Main Title and Escape 7:25
2. Ahch-To Island 4:22
3. Revisiting Snoke 3:28
4. The Supremacy 4:00
5. Fun with Finn and Rose 2:33
6. Old Friends 4:28
7. The Rebellion is Reborn 3:59
8. Lesson One 2:09
9. Canto Bight 2:37
10. Who Are You? 3:04
11. The Fathiers 2:42
12. The Cave 2:59
13. The Sacred Jedi Texts 3:32
14. A New Alliance 3:13
15. "Chrome Dome" 2:01
16. The Battle of Crait 6:47
17. The Spark 3:35
18. The Last Jedi 3:03
19. Peace and Purpose 3:06
20. Finale                     8:28

Czas całkowity: 77:31

Opis wydania:

Soundtrack do Ostatniego Jedi ukazał się w Polsce w dwóch wydaniach: zwykłym (tradycyjne opakowanie typu jewel case) oraz droższym – deluxe (digipack). Egzemplarz recenzencki przybył w tej drugiej wersji i muszę powiedzieć, że jako entuzjasta gwiezdnej sagi jestem połowicznie usatysfakcjonowany. Eleganckie, kartonowe opakowanie, błyszczące i na zewnątrz, i wewnątrz otwiera się ukazując pejzaż bitwy na solnej planecie Crait. Samą płytę zdobi bliźniacza względem okładki grafika rozgwieżdżonej próżni kosmosu oraz tytuł filmu. Dołączony, 24-stronicowy booklet zawiera listę utworów, wykaz osób odpowiedzialnych za powstanie ścieżki oraz mnóstwo ujęć z filmu, jednak żadnego, którego nie zobaczylibyśmy wcześniej w zwiastunach do Ostatniego Jedi. I chociaż w pełni rozumiem chęć utrzymania tajemnicy filmu do samego końca, to wielka szkoda, że nie pojawiło się w książeczce chociaż jedno eksluzywne, przepiękne ujęcie z majstersztyku Johnsona (których od pierwszej sceny do ostatniej nie brakuje). Brakuje też słowa od reżysera, podziękowania czy notki jakiegokolwiek rodzaju. Muszę wspomnieć też o słabostce wydania, która udzieli się zwłaszcza tym kolekcjonerom, którzy zaopatrzyli się 2 lata temu w ścieżkę z Przebudzenia. Album z „siódemki” sprzedawano w Polsce z angielskim, oryginalnym tytułem Star Wars: The Force Awakens, tutaj natomiast rodzimy wydawca zdecydował się na pełne tłumaczenie (zarówno na okładce, jak i na grzbiecie zobaczymy napisy w polskim języku). W dobie cyfrowej dystrybucji można by było oczekiwać, że aspekt kolekcjonerskiej spójności, jako przesłanki do nabywania fizycznych wydań, zostanie potraktowany ze starannością. Okazuje się jednak, że nie. Za tę decyzję wydawcy, odejmuję digipackowi jeden punkt. 

Słowem podsumowania – wydanie deluxe oferuje względem podstawowego śliczne, estetycznie wykonane, błyszczące opakowanie. W porównaniu jednak do Przebudzenia Mocy, wydaniu brakuje tego „czegoś”. „Siódemka”, poza tradycyjną zawartością bookleta, dostała dwustronicową notkę od reżysera i dwie grafiki koncepcyjne, ponadto zachowano tam oryginalny tytuł filmu (a błyszczące, złote logo uwypuklono na okładce). Ostatni Jedi, mimo że wydany ładnie i zupełnie poprawnie, stanowi w tych względach krok wstecz. 

sw_tlj_soundtrack_01(1).jpg sw_tlj_soundtrack_01(4).jpg

sw_tlj_soundtrack (5).jpg sw_tlj_soundtrack (6).jpg

sw_tlj_soundtrack (7).jpg sw_tlj_soundtrack (8).jpg

sw_tlj_soundtrack (9).jpg sw_tlj_soundtrack (10).jpg

sw_tlj_soundtrack (11).jpg sw_tlj_soundtrack (12).jpg

sw_tlj_soundtrack (13).jpg sw_tlj_soundtrack (14).jpg

sw_tlj_soundtrack (15).jpg sw_tlj_soundtrack (16).jpg

+4
Wydawnictwo

Oceny końcowe:

6
Muzyka na płycie
+4
Wydawnictwo
5
Średnia

Oceny przyznawane są w skali od 1 do 6.

Gdzie kupić soundtrack z „Gwiezdnych Wojen: Ostatniego Jedi”?

Płytę do recenzji otrzymaliśmy dzięki uprzejmości Universal Music Polska.

źródło: Disney / Lucasfilm