Jesteśmy w trakcie sezonu na finansowe porażki kinowych projektów, które miały okazać się nie tylko komercyjnym sukcesem, ale walczyć przy tym o najważniejsze nagrody. Jesienny okres był kiedyś domeną oscarowych kandydatów, a w tym roku zamienił się w cmentarzysko projektów. Największą z porażek może okazać się „After the Hunt” z Julią Roberts w roli głównej.
Julia Roberts zarobiła 20 mln dolarów za rolę. Film zebrał niecałe 6 mln
W ostatnich tygodniach w kinach doszło do kilku spektakularnych klap projektów, które miały odgrywać sporą rolę w sezonie nagród. Nadzwyczajne porażki zaliczyły takie tytuły jak chociażby „The Smashing Machine”, w którym Dwayne Johnson dwoił się i troił, aby zawalczyć o swoją pierwszą nominację do Oscara, „Springsteen: Ocal mnie od nicości” z Jeremym Allenem White'em, które miało być kolejną muzyczną biografią zapewniającą wytwórni finansowy sukces i kilka nominacji do Oscarów, a także „Wielka Odważna Piękna Podróż” z Colinem Farrellem i Margot Robbie, „Anemone” reklamowane powrotem Daniela Day-Lewisa do aktorstwa, czy „Kiss of the Spider-Woman” z Jennifer Lopez. Wszystkie te produkcje pojawiły się w kinach z nadzieją na nagrody, ale większość z nich została albo źle oceniona przez widzów i krytyków, albo natychmiast zapomniana przez szeroką widownię.
Sprawdź też: Dwa filmy science fiction podbijają HBO Max! W obsadzie same gwiazdy kina!
Jednak największą klapą ze wszystkich może okazać się „Po polowaniu” w reżyserii Luki Guadagnino. Produkcja nawiązująca do ruchu #MeToo, kosztowała podobno aż 80 milionów dolarów, a w ciągu pierwszych trzech weekendów zarobiła kompromitujące wręcz 2,9 miliona dolarów, a globalnie w sumie widzowie zapłacili za bilety niecałe 6 mln dolarów. Krytycy znienawidzili film z Julią Roberts, wystawiając mu zaledwie 38% pozytywnych opinii (tyle samo co widzowie). Przy tak bolesnej porażce finansowej warto odnotować, że Julia Roberts otrzymała za swoją rolę 20 milionów dolarów, a pensja Andrew Garfielda, drugiej gwiazdy filmu nie została ujawniona. W czasach, gdy tego typu produkcje właściwie walczą o przetrwanie, wydawanie jednej czwartej budżetu na pensję jednej gwiazdy wydaje się strzałem w kolano i reliktem przeszłości.
Wiele wytwórni filmowych zdaje się tkwić jeszcze w latach 90. i pierwszej dekadzie XXI wieku, kiedy siła gwiazd była wszystkim. Odpowiednie nazwisko na plakacie mogło wówczas zagwarantować udany wynik w kinach, ale dzisiaj ta formuła po prostu już nie działa, a na pewno nie przy tak dużej liczbie nazwisk, jak kiedyś. Widzowie są bardziej wybredni, konkurencja zdecydowanie większa, a streaming zmienił oczekiwania co do tego, co według widzów warto zobaczyć w kinach.
zdj. MGM