
Netflix zaprezentował listę swoich oryginalnych produkcji przygotowanych na 2024 rok. Wśród ujawnionych tytułów znalazło się blisko 40 filmowych tytułów. Streamingowy gigant podkreśla jednak, że nie zamierza przerzucić się na kinowe premiery. Jego filmy nadal będą dedykowane przede wszystkim streamingowi.
Netflix nie przestawi się na kinową branżę. Liczy się streaming
Na następne miesiące Netflix przygotował kolejną porcję kilkudziesięciu filmów oryginalnych. Ostatnio ujawnił listę blisko 40 tytułów, które zobaczymy na platformie w tym roku, ale możemy być pewni, że z czasem lista ta zostanie powiększona jeszcze o kilkanaście nowych filmów, które Netflix sam wyprodukuje lub wykupi od innych firm producenckich. W ostatnich latach streamingowy gigant stawiał mocno na tworzenie nie tylko seriali, ale także filmów i romansował z kinową branżą, wypuszczając na duży ekran niektóre ze swoich produkcji. Było to podyktowane głównie chęcią walki o najważniejsze nagrody filmowe takie jak Oscary, które wymagały od dystrybutorów przynajmniej limitowanej dystrybucji kinowej.
W ostatnim roku streamingowy serwis Apple TV+ zdecydował się na wprowadzenie do regularnej dystrybucji kinowej dwóch głośnych tytułów, które pierwotnie tworzono z myślą o streamingu. Chodzi oczywiście „Napoleona” i „Czas krwawego księżyca”. Jeśli jednak oczekiwaliście, że w ślady technologicznego giganta pójdzie też streamingowy hegemon, to mamy już pewność, że tak się nie stanie. Potwierdziła to ostatnio Bela Bajaria. Szefowa działu treści dała nam do zrozumienia, że Netflix nigdy nie będzie działał tak mocno w kinowej branży jak robią to jego konkurenci, ponieważ firma jest przekonana, że ich użytkownicy chcą oglądać filmy przede wszystkim w streamingu.
Sprawdź też: Sylvester Stallone w emocjonalnym wideo wspomina Carla Weathersa.
„Jesteśmy jedynym prawdziwym serwisem streamingowym, a nasi użytkownicy kochają filmy i chcą je oglądać na Netfliksie. Jest wiele firm zajmujących się kinową branżą i jest to dla nich świetny biznes. To po prostu nie jest nasz działka” – przekonywała Bajaria. „Nasz biznes polega na tym, żeby mieć pewność, że użytkownicy włączają Netfliksa, mając ochotę na film i dostają film, który chcą zobaczyć. To zawsze będzie dla nas najważniejsze: Tworzenie świetnych filmów, które użytkownicy chcą oglądać na Netfliksie”.
Netflix obrał taki kierunek już w ubiegłym roku, kiedy to przekonywał, że po 2022 roku, który nastawiony był na pokazywanie filmu w każdym tygodniu roku, teraz chce stawiać nie na ilość a na jakość produkcji. Scott Stuber, szef działu filmowego Netflix przyznał wówczas, że ostatnie decyzje serwisu Apple o wprowadzaniu filmów najpierw do szerokiej dystrybucji w kinach, a dopiero później pokazywanie ich w streamingu, to dobry sposób na podniesienie rangi filmu, ale podkreślał, że Netflix nie pójdzie akurat w tym przypadku w ślady konkurencji i docelowym zadaniem serwisu pozostanie pozyskiwanie nowych subskrybentów, a nie sprzedawanie biletów w kinach.
Wśród najbliższych filmów, które Netflix pokaże na swojej platformie, są między innymi „Dama” z Millie Bobby Brown w roli głównej. Produkcja ma być mieszanką romansu, tajemnicy i przygody, która zaintryguje widzów. W kwietniu zobaczymy natomiast kontynuację filmu „Rebel Moon” od Zacka Snydera, a na początku lipca Eddie Murphy wróci w czwartej części słynnej serii „Gliniarz z Beverly Hills”.
Najbliższe filmowe premiery na Netflix
- „Astronauta” – 1 marca
- „Dama” – 8 marca
- „Irlandzkie życzenie” – 15 marca
- „Shirley” – 22 marca
- „The Casagrandes Film” – 22 marca
- „Piękna gra” – 29 marca
- „Woody Woodpecker Goes to Camp” – 12 kwietnia
- „Rebel Moon – część 2: Zadająca rany” – 19 kwietnia
zdj. Netflix