NOSTALGICZNA NIEDZIELA #134: „Zabójcy” (1995)

W Nostalgicznej Niedzieli przybliżamy Wam  produkcje kinowe i telewizyjne z ubiegłych dekad. Dziś sięgamy po jeden z ostatnich godnych zapamiętania tytułów z Sylwestrem Stallone w roli głównej powstałych w latach 90. „Zabójcy”, Richarda Donnera.

Połowa lat 90. to okres, w którym bodaj najczęściej bywałem w osiedlowej wypożyczalni VHS, wynajdując kolejne tytuły z dobrze znanymi twarzami filmowych idoli na okładkach. Mniej więcej na ten czas przypadał także swoisty renesans kariery Sylvestra Stallone’a, który po sukcesie „Na krawędzi”, „Człowieka demolki” i „Specjalisty” raz jeszcze potwierdził swą pozycję gwiazdy kina akcji. Niestety fortuna kołem się toczy i już wkrótce pasmo sukcesów miało się zakończyć. W 1995 na ekranach kin zawitał „Sędzia Dredd”, który poniósł sromotną porażkę w Box office, wkrótce potem w jego ślady miały iść kolejny film.  Byli nim „Zabójcy w reżyserii Richarda Donnera, ze scenariuszem autorstwa (wciąż jeszcze) braci Wachowskich, pisanym ponoć z myślą o Seanie Connerym w roli głównej. Nim doszło do realizacji, scenariuszem interesował się także Mel Gibson (który ostatecznie poświęcił się jednak pracy nad „Braveheartem”), a kolejnymi kandydatami do ról głównych byli Arnold Schwarzenegger i Wesley Snipes, jednak również z tego pomysłu nic nie wyszło. 

Gdy za sterami projektu stanął Richard Donner, szybko okazało się, że nie przypadł mu do gustu scenariusz. Historia została więc ostatecznie przepisana przez Briana Helgelanda, w odpowiedzi, na co Wachowscy próbowali usunąć swoje nazwisko z filmu – bezskutecznie. Pierwotna wersja przypominała bardziej coś, co mógłby nakręcić Quentin Tarantino, niż film twórcy „Zabójczej broni” i „Supermana”. Całość została więc w stosunku do oryginału wyraźnie złagodzona. Ograniczono ilość akcji, poziom brutalności i humoru. Głównego bohatera uczyniono bardziej sympatyczną figurą, dopisując mu przy okazji wątek romansowy.   

Prócz samego Sly’a w obsadzie znaleźli się także Antonio Banderas (na świeżo po sukcesie „Desperado”), oraz Julianne Moore. I choć w latach 90. Sięgnąłem po „Zabójców” głównie ze względu na Stallone’a, to jednak dziś przyznaję, że prawdziwą gwiazdą tego filmu pozostaje jego ekranowy przeciwnik. Na niewiele się jednak zdała ta brawurowo zagrana rola, czy poprawki scenariusza. Przy liczącym 50 milionów dolarów budżecie (z czego 15 baniek zainkasował Sly), film zarobił zaledwie 83 miliony, co było wyraźnie gorszym wynikiem niż ten odnotowany przez „Specjalistę” rok wcześniej (170 mln dolarów) przy słabszych recenzjach. Cóż, można spekulować, czy aby poziom „Specjalisty” (którego sam kompletnie nie trawię) nie zaszkodził kolejnym filmom Stallone’a, tak czy inaczej dobra passa się skończyła. Sam jednak trzymam się stanowiska, że film Donnera to całkiem udana produkcja, do której nawet po latach z przyjemnością wracam. Stąd zresztą niniejszy artykuł. 

Głównego bohatera, niejakiego Roberta Ratha (Stallone), zabójcę ze skrupułami, poznajemy, gdy właśnie likwiduje (no, powiedzmy) jednego ze swych kolegów po fachu. Wkrótce otrzymuje kolejne zlecenie, jednak tym razem pojawia się komplikacja – inny zabójca, Miguel Bain (Banderas), eliminuje cel jako pierwszy (w roli celu stary znajomy z „Zabójczej Broni” – Steve Kahan). Jego ambicją jest także zostać numerem jeden w branży, co wymaga jednak zlikwidowania Ratha. Drogi obu panów przetną się po raz kolejny przy okazji zlecenia likwidacji hakerki znanej jako Elektra (Moore), oraz Holendrów, którzy próbują ubić z nią interes i odzyskania cennego dysku z danymi.  Jak się nietrudno domyślić, rozkręci się wspomniany wcześniej wątek romansowy, a rywalizacja tytułowych zabójców będzie eskalować w kierunku nieuniknionej konfrontacji. Film przez większość czasu ma niezłe tempo, które co prawda nieco wysiada pod koniec drugiego aktu, by jednak wkrótce wrócić do formy w akcie trzecim. Finałowe starcie w Portoryko to bodaj najbardziej pamiętny i trzymający w napięciu fragment. No i nie zapominajmy o ubarwiającej je opowiastce o pechowym ptaszku. Prócz tego na wzmiankę zasługuje też udana scena w taksówce, gdzie tytułowi zabójcy spotykają się oko w oko po raz pierwszy. 

W zasadzie trudno mi stwierdzić, skąd aż tak zły odbiór tego filmu (przypomnijmy – 16% na RT), czy tradycyjna już nominacja do Złotej Maliny dla Stallone'a. Gdybym miał wskazać słabe strony, to oprócz wspomnianego zachwiania tempa, byłaby takowym pewnie postać Moore, która nie do końca mnie przekonała w roli hakerki-kociary. W zasadzie byłbym nawet skłonny stwierdzić, że lepiej się sprawdziła jako zastępstwo Jodie Foster w „Hannibalu”. Końcowy twist też możemy potraktować jako swego rodzaju niewypał, ale nie ma on tak naprawdę dużego znaczenia i nie wpływa specjalnie na moją ocenę filmu. Reżyser twierdził ponoć, że film działałby lepiej, gdyby zamienić rolami Stallone i Banderasa, ale jakoś trudno mi to sobie wyobrazić. Sly ze swoją poczciwą facjatą zdecydowanie bardziej pasował do roli Ratha, podczas gdy Banderas sprawdził się znakomicie w roli socjopaty Baina.

Po dziś dzień uważam „Zabójców” za jeden z lepszych filmów ze Stallone’em w roli głównej powstałych w latach 90. i z pewnością stawiam go wyżej niż przecenianego „Człowieka Demolkę”. Film ten wyznacza także pewną (dość istotną dla piszącego te słowa) granicę w karierze Sly’a – w zasadzie kończy się na nim ta część jego filmografii, do której wciąż wracam. Pomijając niezłe „Cop Land”, które obejrzałem już całe lata później, aż do 2006 roku, kiedy w kinach pojawił się „Rocky Balboa”, Sly nie wystąpił już w niczym, co uznałbym za warte postawienia na półce. Przez te dziesięć lat jego kariera wyraźnie podupadła i dopiero powrót do najsłynniejszych ról w latach 2006-2008 raz jeszcze pozwolił mu wyjść z cienia. Wracając do Zabójców, pozostaje powiedzieć jedno: szkoda, że nie zobaczyliśmy filmu opartego na oryginalnym scenariuszu Wachowskich. Kto wie, może wyszłoby z tego coś, o czym nie trzeba by było ludziom przypominać?

„Zabójcy” ukazali się w Polsce na VHS i DVD (również w snapperze). Za granicą dostępne jest wydanie Blu-ray bez polskiej wersji językowej, które bodaj najtaniej można dostać w zestawie pięciu filmów ze Stallone’em, w skład którego wchodzą także „Cobra” (lektor i napisy PL), „Tango & Cash” (napisy PL), „Człowiek Demolka” oraz „Specjalista”.

 zdj. Warner Bros.