NOSTALGICZNA NIEDZIELA #160: „Bohater ostatniej akcji” (1993)

W Nostalgicznej Niedzieli przybliżamy Wam  produkcje kinowe i telewizyjne z ubiegłych dekad. Dziś sięgamy po jeden z tytułów z filmografii Johna McTiernana, uważany przez wielu za potknięcie tegoż reżysera. O ile jednak kwestia tego czy film jest dobry, czy niekoniecznie, pozostaje w zasadzie sprawą czysto subiektywną, tak faktem pozostaje, że okazał się porażką kasową. Filmem tym jest oczywiście „Bohater ostatniej akcji” z 1993 roku.

Po sukcesie drugiego „Terminatora”, Arnold Schwarzenegger był u szczytu sławy, oczekiwano więc, że kolejny projekt z jego udziałem będzie murowanym sukcesem, jednak już od początku realizacji tej produkcji borykano się z trudnościami. Z początku trudno było ustalić jak właściwie powinien ten film wyglądać. Za gruntowne poprawianie oryginalnego scenariusza Zaka Penna i Adama Leffa zabrał się scenarzysta „Zabójczej broni” Shane Black – zmiany były diametralne i w dużym stopniu odmieniły ostateczną postać filmu (wprowadzają doń dużo większy udział „realnego świata” w przedstawianych wydarzeniach, czy też motyw magicznego biletu), jednak najważniejszy element pozostał niezmieniony – film wciąż miał być w założeniu przerysowaną parodią hollywoodzkiego kina akcji, pełną nawiązań i mrugnięć okiem do zaznajomionego z tematem widza. Ma on zatem całkiem sporo wspólnego z omawianymi nie tak dawno „Gremlinami 2” (w tym także jednego członka obsady), choć na meta-płaszczyźnie idzie jednak o dwa kroki dalej niż film Joe Dantego. Ale o tym za chwilę.

 Arnold Schwarzenegger  w filmie Bohater ostatniej akcji

Schwarzenegger skasował za występ 15 milionów dolarów (podczas gdy całość budżetu wynosiła 85 milionów) po czym... film wykopyrtnął się w box office, zaliczając spektakularną finansową porażkę. Nie przysłużyła mu się z pewnością rywalizacja z mającym premierę kilka dni wcześniej „Parkiem jurajskim” oraz wchodzącą do kin tydzień później „Bezsennością w Seattle. Tak czy inaczej, problemów w tym zakresie należało się spodziewać, szczególnie że publiczność na pokazach testowych nie była zbytnio filmem zadowolona, a  i pojawiające się po premierze nieszczególnie pochlebne recenzje również nie zachęciły tłumów do wizyty w kinach. Poważne trudności ze zmieszczeniem się w terminach produkcyjnych poskutkowały montowaniem filmu niejako „w biegu”, co z kolei przyczyniło się do problemów z tempem, które, szczególnie w drugiej połowie filmu, zdaje się wyraźnie szwankować. Swe niezadowolenie z tego stanu rzeczy wyrażali w późniejszych wywiadach zarówno Shane Black (który to nazwał film chaotyczną kolekcją losowych scen) reżyser John McTiernan jak i sam Schwarzenegger zażenowany tym, z jakim przyjęciem spotkała się mająca w założeniu być potężnym blockbusterem produkcja. Film otrzymał nominacje do Złotych malin w sześciu kategoriach (w tym za najgorszy film, reżyserię, rolę główną i scenariusz), jednak nie „wygrał” ani jednej.

 Arnold Schwarzenegger  w filmie Bohater ostatniej akcji

Tyle w kwestii faktów. A teraz czysto subiektywnie – od chwili obejrzenia drugiego „Terminatora” po raz pierwszy (gdzieś tak w okolicach 1993 roku), rzucałem się łapczywie po wszystko, w czym wystąpił Schwarzenegger, zatem gdy tylko „Bohater ostatniej akcji” (kto tłumaczył ten tytuł?) pojawił się w osiedlowej wypożyczalni, czym prędzej się z nim zapoznałem. Nie przeszkadzało mi wtedy nic (nawet kulawe tłumaczenie, które przeczytał jeden z najlepszych lektorów tamtej epoki, Jerzy Rosołowski), a choć nie byłem wtedy jeszcze w stanie wychwycić wszystkich smaczków i nawiązań, to i tak bawiłem się świetnie. Dopiero po latach, gdy sięgnąłem po film po raz kolejny, byłem już świadomy jego reputacji, ciekaw więc byłem jak się obroni przy powtórce. I jak się okazało, obronił się znakomicie (w zasadzie jedynym poważniejszym problemem pozostaje wspomniane wcześniej kulejące nieco tempo).

Bohater filmu, dziesięcioletni Danny (Austin O'Brien), zafascynowany filmami akcji, często wagaruje, odwiedzając pobliskie stare kino. Przyjaźni się z obsługującym tam projektor Nickiem (Robert Prosky), który zapewnia mu wstęp na przedpremierowe seanse. Ulubieńcem chłopaka jest Jack Slater, bohater serii filmów o policjancie z Los Angeles, w którego wciela się Arnold Schwarzenegger. Pewnego dnia, gdy Danny zjawia się w kinie, by obejrzeć najnowszą część filmu o przygodach swego ulubieńca, Nick wręcza mu magiczny bilet, za sprawą którego chłopak zostaje przeniesiony do świata filmu, gdzie będzie miał okazję sprawdzić się w roli partnera swego idola. Razem zmierzą się z łotrami z filmowego świata, w których wcielają się Anthony Quinn, Charles Dance (w roli, którą proponowano początkowo Alanowi Rickmanowi) i Tom Noonan. Sytuacja skomplikuje się jednak, kiedy bilet Danny'ego wpadnie w niepowołane ręce i starcie przeniesie się do realnego świata, gdzie Jack Slater nie jest niepokonanym i nietykalnym twardzielem, któremu nikt i nic nie jest w stanie wyrządzić poważniejszej krzywdy.

Podczas seansu zetkniemy się z szeregiem gagów i nawiązań, których wyłapywanie same w sobie dostarczać może sporo radochy, szczególnie widzom wychowanym na kinie tamtej epoki. Pojawi się więc na moment Sharon Stone w roli z „Nagiego instynktu”, czy też Robert Patrick jako T-1000, zobaczymy plakat „Terminatora 2” z Sylwestrem Stallone w roli głównej, a także zwiastun „Hamleta”, w którego wciela się Arnold. Na drugim i trzecim planie co chwilę migać nam będą znajome twarze – Al Leong, Sven Ole-Thorsen, czy nawet Tina Turner. Z kolei w scenach dziejących się w realnym świecie zobaczymy (wcielających się w samych siebie) między innymi Jima Belushiego, Jeana Claude Van Damme'a, czy też Marię Shriver, ówczesną żonę Arnolda. Prócz tego w filmie pojawiają się także Bridgette Wilson jako córka Jacka Slatera (jeszcze przed rolą Sonyi w Mortal Kombat”) i Ian McKellen. Raz po raz natrafiamy tu na sytuacje, w których wyśmiewa się znane z filmów akcji zagrania (takie jak choćby wybuchające bez powodu samochody), a spora część z tych scen jest autentycznie zabawna. Z kolei sekwencje akcji przy całym swoim (zamierzonym i usprawiedliwionym) przegięciu są efektownie zrealizowane i dostarczają sporej dawki rozrywki. Świetnie w swojej roli sprawdza się także sam Arnold, który potrafi podejść z dystansem zarówno do siebie jak i do gatunku filmowego, którego sam przez pewien czas był królem. Wszystko to razem, wbrew opiniom krytyków, okazuje się stanowić całkiem udany koktajl, którego smaku nie są w stanie zepsuć pewnie niedociągnięcia. Od czasu pierwszej powtórki z przyjemnością wracałem do filmu jeszcze wielokrotnie i zaliczając kolejne udane seanse. Dzisiaj uważam tę pozycję za jedną z ciekawszych w aktorskim dorobku Arnolda i niesłusznie niedocenioną. Osobiście chętniej wracam do „Bohatera” niż do takich choćby „Prawdziwych kłamstw”, które w przeciwieństwie do filmu McTiernana odniosły sukces kasowy i cieszyły się wyraźnie lepszymi recenzjami.

Co do wydań na nośnikach, w przypadku tego filmu mamy szczęście do polskiej wersji. W Polsce film ukazał się na VHS (ze wspomnianym Jerzym Rosołowskim), a później także na DVD (z polskimi napisami), oraz Blu-ray (napisy i lektor – tym razem jest nim Jan Czernielewski). W 2021 roku pojawiło się wydanie 4K UHD, w którym także znajdziemy polską wersję językową.

Bohater ostatniej akcji wydanie 4K UHD 

Zdj. Columbia Pictures