
Po czterech latach przerwy z nowym filmem powrócił Martin Scrosese i wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że legendarny reżyser przynosi nam kolejne arcydzieło. Twórca „Taksówkarza” jeszcze raz połączył swoje siły z platformą streamingową, ale zamienił tym razem Netfliksa na Apple TV+, które zdecydowało się na szeroką dystrybucję kinową „Czasu krwawego księżyca”. Czy film, na który wydano 200 mln dolarów, przyniesie zyski z kin? Prognozy na pierwszy weekend zapowiadają ostre starcie z koncertową produkcją od Taylor Swift.
Martin Scorsese wraca z kolejnym arcydziełem, ale co z kasowym sukcesem?
Martin Scorsese jest jednym z najbardziej uznanych reżyserów kina, a przez twórcę „Ojca chrzestnego” został niedawno nazwany nawet najwybitniejszym żyjącym twórcą. W ten piątek Scorsese powraca na duży ekran po kilkuletniej przerwie i przynosi widzom swoją najnowszą produkcję „Czas krwawego księżyca”, przy której ponownie połączył siły z Robertem De Niro i Leonardem DiCaprio. Film opowiadający o serii tajemniczych i bestialskich morderstw członków plemienia Osagów w Oklahomie w latach 20. XX wieku tworzony był z myślą o platformie Apple TV+, która wydała na jego produkcję 200 mln dolarów. Ostatecznie serwis streamingowy zdecydował się jednak na szerokie wprowadzenie filmu do kin i zawarł umowę dystrybucyjną z wytwórnią Paramount Pictures.
Od wielu tygodni specjaliści z kinowej branży zastanawiają się, jak nowe przedsięwzięcie Scorsese poradzi sobie w kinach, a ostatnie prognozy na chwilę przed premierą zapowiadają otwarcie w granicach od 20 do 30 milionów dolarów. Film będzie jedyną głośną premierą tego weekendu i pojawi się w 3621 kinach w Ameryce Północnej. Oznacza to, że „Czas krwawego księżyca” zostanie najszerzej dystrybuowaną produkcją wspieraną przez streamingowy serwis w dotychczasowej historii. Mimo braku innych premier, pierwsze miejsce weekendu wywalczy sobie najpewniej koncert Taylor Swift. Produkcja ma zebrać w trzy dni około 27-37 mln dolarów – ostatni weekend film kończył z wynikiem wynoszącym 92,3 mln dolarów.
Nowy film Scorsese został entuzjastycznie przyjęty przez krytyków i przy zebraniu 119 recenzji pozytywnie ocenia go aż 95% tekstów. Bez wątpienia zachęci to niektórych widzów do wizyty w kinie, ale produkcja ma też kilka dużych przeszkód na drodze do finansowego sukcesu. Przede wszystkim skierowana jest do starszych widzów, czyli grupy demograficznej, którą ostatnio trudniej zachęcić do wizyty w kinie – chociaż takie filmy jak „Top Gun: Maverick” i „Oppenheimer” pokazały, że nie jest to niemożliwe. Największym czynnikiem zniechęcającym spore grono widzów jest jednak czas trwania filmu. Twórca „Infiltracji” przyzwyczaił swoich fanów do długiego metrażu, a jego najnowszy film liczy sobie aż 226 minut. Filmy trwające powyżej trzech godzin odnosiły już kasowe sukcesy, ale najważniejsze jest w ich wypadku, aby entuzjastyczne przyjęcie przez krytyków zostało potwierdzone przez pierwszych widzów i zaowocowało polecaniem w ramach poczty pantoflowej.
DiCaprio nie może promować filmu. Czy „Czas krwawego księżyca” będzie porażką?
Przedsprzedaż biletów na pierwszy weekend wygląda całkiem solidnie jak na ponad trzygodzinny dramat. Przed czwartkowymi pokazami przedpremierowymi film przebijał o 79% wynik „Twórcy”. Niestety w promowanie filmu nie mógł włączyć się Leonardo DiCaprio, który podobnie jak inni aktorzy muszą powstrzymywać się od udziału w uroczystych premierach ze względu na trwający strajk aktorów. Gwiazdor, z którym Scorsese współpracował już przy sześciu filmach pełnometrażowych, nie może też promować „Czasu krwawego księżyca” w mediach społecznościowych czy podczas wywiadów. Przed pierwszym weekendem są niewielkie szanse na to, że film będzie w stanie na siebie zarobić, bo potrzebowałby do tego przynajmniej 400 mln dolarów zebranych z kin. Nie wiemy na razie, jak długo film pozostanie w kinach, ale taki wynik wydaje się nierealny nawet przy długim oknie kinowym.
Nie należy jednak rozpatrywać wyniku „Czasu krwawego księżyca” przez pryzmat innych kinowych produkcji. Film Scorsese został sfinansowany przez Apple, które dzięki takim produkcjom chce przyciągać do swojej platformy nowe rzesze widzów i przede wszystkim budować wizerunek studia stawiającego na dobre jakościowo i głośne tytuły. W listopadzie powtórzy to samo rozwiązanie z filmem o Napoleonie stworzonym przez Ridleya Scotta. Wiele wskazuje na to, że obydwa tytuły od Apple TV+ będą rywalizowały w przyszłym roku o najważniejsze wyróżnienia na gali Oscarów, co też będzie miało dla technologicznego giganta chcącego zawojować rozrywkową branżę niemałe znaczenie.
źródło: variety.com / boxofficepro.com / zdj. Paul Smith / depositphotos