„Flash” – recenzja filmu i wydania Blu-ray. Przebłysk w morzu nijakości

We wrześniu ukazały się wydania 4K UHD, Blu-ray oraz DVD filmu „Flash”. Zapraszamy do recenzji wydania Blu-ray.

„Flash” (2023), reż. Andy Muschietti

(dystrybucja w Polsce: Galapagos)

Film „Flash”

Od dłuższego już czasu kino superbohaterskie pełni rolę jednego z dominujących gatunków współczesnego kina rozrywkowego, jednak coraz więcej wskazuje na to, że czas świetności ma już ono za sobą. Marvel Studios, od lat czempion na superbohaterskiej arenie, za sprawą coraz większej ilości lądujących na Disney+ seriali, oraz kolejnych mocno niedomagających filmów rozmienił na drobne swoje filmowe uniwersum – już od jakiegoś czasu większość tego, co miało do zaoferowania kwitowałem grymasem niesmaku, a po przyzwoitej, ale wciąż mocno przecenianej trzeciej części „Strażników galaktyki”, która zamknęła ostatnie z angażujących mnie wątków, straciłem resztki zainteresowania. Jednocześnie główny konkurent Marvela, w postaci filmowego uniwersum DC gramolił się z niemałym trudem po wyboistej drodze, nieudolnie próbując powtórzyć jego sukces. Gdy jednak ludziom za sterami brakuje zdecydowania i każde potknięcie skutkuje zmianą kursu i wyrzucaniem do kosza tego, co do tej pory zbudowano, trudno osiągnąć wyznaczony cel. Zamiast tego DC kręciło się w kółko, chwytając się wszystkiego, co w danym momencie wydawało się działać, tylko po to, by już po chwili ponownie zmieniać obrany kierunek. Ostatecznie stanęliśmy przed wizją restartu całości, ale James Gunn, któremu powierzono wprowadzenie w życia tego zamierzenia, zdaje się również nie wiedzieć, dokąd dokładnie zmierza, a ujawnione do tej pory plany rozwoju filmowego uniwersum DC powodują tylko opadnięcie rąk w geście bezradnej rezygnacji. Posunięcia takie, jak ogłoszenie restartu serii, gdy na premierę czekało jeszcze kilka ostatnich filmów wchodzących w jej skład, każą wątpić w jakikolwiek rozsądek ludzi, którzy podejmują decyzje w Warnerze.

Jednym z filmów, które miały pecha wylądować w kinach w tym fatalnym dla kina komiksowego (zwłaszcza spod znaku DC) okresie był właśnie „Flash” w reżyserii Andy'ego Muschiettiego z Ezrą Millerem w roli głównej. Zdawać by się mogło, że w ręku twórców znalazł się przepis na sukces. Przepis z powodzeniem wykorzystany przez konkurencję w ostatniej odsłonie Spider-Mana, któremu pretekstowy, iście grafomański i pozbawiony większego sensu scenariusz nie przeszkodził w zbliżeniu się do granicy dwóch miliardów w światowym box office. Należy jednak w tym miejscu podkreślić, że DC nie próbowało w tym momencie „podrabiać” konkurencji bowiem prace na planie Flasha zaczęły się na długo, zanim „Bez drogi do domu” zadebiutowało na kinowych ekranach, odnosząc ten niesamowity sukces.

Tak jak Marvel sięgnął po poprzednie kinowe wcielenia Człowieka-Pająka w które wcielali się Andrew Garfield i Tobey Maguire, tak DC miało swoją kinową legendę – Michaela Keatona znanego z roli Batmana w filmach Tima Burtona powstałych na przełomie lat 80. i 90. Historia, w której zdecydowano się go umieścić, miała być swego rodzaju wariacją „Powrotu do przyszłości” w superbohaterskim wdzianku. Główny bohater, znany z „Ligi sprawiedliwości” Barry Allen, postanawia „naprawić” linię czasową, by uratować swą zamordowaną matkę (Maribel Verdu) i oczyścić z zarzutów oskarżonego o jej zabójstwo ojca (Ron Livingston). W tym celu wykorzystuje swe nadzwyczajne zdolności, by cofnąć się w czasie i zapobiec tragedii, jednak na jego drodze staje tajemnicza postać, która wszystko komplikuje. Barry ląduje w alternatywnej linii czasowej, gdzie jego matka żyje. Spotyka tam młodszą wersję samego siebie, co jest oczywiście pretekstem do pokazania całego szeregu zabawnych sytuacji. Żeby jednak nie było za wesoło, okazuje się, że ten alternatywny świat wkrótce stanie w obliczu zagłady będącej efektem wydarzeń znanych nam dobrze z filmu „Człowiek ze stali” – również tutaj na Ziemię przybywa poszukujący zbiegłego Kryptończyka generał Zod (Michael Shannon). Chcąc zapobiec nieszczęściu Barry (a właściwie dwóch Barrych) decyduje się odnaleźć Supermana, a jedyną osobą, która może mu w tym pomóc jest nie kto inny niż Batman... ale nie ten, którego nasz bohater dotąd znał.

Zacznijmy od tego, że film jest pełen humoru, jednak w przeciwieństwie do ostatniej odsłony przygód Thora, tutaj ten humor przeważnie działa i nie jest wymuszony. Interakcje na linii Barry-Barry śmieszą zdecydowanie częściej niż drażnią, a Miller dobrze bawi się w roli i budzi sympatię... Cóż, o ile nie zaliczamy się do tych, którym wybryki aktora w prawdziwym życiu będą przeszkadzać w odbiorze jego roli. Ja takimi sprawami w trakcie oglądania filmów nie zawracam sobie głowy. Daje radę też nowa, zrywająca z tym najbardziej popularnym wizerunkiem postaci wersja Supergirl (Sasha Calle), choć mogłaby jednak dostać nieco bardziej wyrazistą rolę. Na drugim planie przemyka kilku innych starych znajomych takich jak Batman w wykonaniu Bena Afflecka, Alfred (Jeremy Irons) czy nawet Wonder Woman (Gal Gadot), których pojawienie się jest zawsze miłym akcentem. Co jednak najważniejsze – naprawdę solidnie także Michael Keaton powracający do roli Batmana po trzydziestu latach. Cóż, nie ukrywam, że zawsze byłem zagorzałym wielbicielem tej wersji Człowieka-Nietoperza i trudno mi tu o jakikolwiek dystans – zapewne wrażenia z oglądania jego występu można by porównać z tym, co czuli fani Indiana Jonesa czy Hana Solo, gdy Harrison Ford po latach ponownie wcielał się w te postacie. Okraszone klasycznym motywem przewodnim Danny'ego Elfmana (za muzykę odpowiada tu Benjamin Wallfisch) sceny robią niesamowite wrażenie, gdy się damy ponieść nostalgii. Aż człowiek żałuje, że nie będzie już okazji więcej oglądać TEGO Batmana na wielkim ekranie (szczególnie biorąc pod uwagę kasowe wyniki „Flasha”). Pozostaje też jednak niedosyt – nie wprowadzono do akcji batmobilu, a komputerowo animowane wygibasy Batmana mogą być dla niektórych nie do przełknięcia (w końcu ten Batman nigdy wcześniej się w ten sposób nie poruszał). I tu dochodzimy do bodaj największego problemu filmu, którym jest niewątpliwie jego strona wizualna. Efekty specjalnie mieszczą się tu gdzieś w przedziale przeciętne – fatalne i nieco zbyt często skręcając w stronę tych drugich (że wspomnę tylko nieszczęsne komputerowe noworodki w początkowej scenie akcji). Przeważnie jest (tylko) poprawnie, ale kiedy jest źle, jest naprawdę źle i chwilami film zaczyna przypominać grę komputerową sprzed dekady. Na szczęście zdecydowanie lepiej wypada warstwa scenariuszowa i choć oczywiście jest to historia z rodzaju tych, których logika zazwyczaj w taki czy inny sposób szwankuje, to jednak ogląda się to na tyle dobrze, że nie ma nawet czasu, by sobie ewentualnymi wynikającymi z tego problemami zawracać głowę – jest to zupełne przeciwieństwo silącego się na powagę, a jednocześnie powalającego scenariuszową siermiężnością i zabijającego nudą,  „Batmana” od Matta Reevesa, o którym chciałbym jak najszybciej zapomnieć. „Flasha” się najzwyczajniej w świecie dobrze ogląda – od początku do końca.

Początkowy zamysł na ten film zakładał, że „Flash” stanowić będzie punkt zwrotny i swoisty nowy początek w historii kinowego uniwersum DC. Wprowadzone tu postacie miały z nami zostać na dłużej i powrócić w kolejnych filmach. Wspomniane wcześniej zawirowania i komplikacje sprawiły jednak, że ostatecznie będąc właściwie „martwy w chwili przybycia” Flash nie miał już właściwie żadnego celu i przyszłości (co potwierdziły potem tragiczne wyniki kasowe), zatem twórcy mogli sobie pozwolić na pewną swobodę, której efekt, w postaci finałowego żarciku, (który pewnie nie wszystkim się spodoba) sprawił, że z kina wychodziłem z szerokim uśmiechem.

Podsumowując – mimo kilku problemów „Flash” to wciąż ścisła czołówka kina superbohaterskiego ostatnich lat. W zasadzie skłonny byłbym powiedzieć, że od czasu czwartych „Avengersów” nie powstał lepszy film w tym gatunku. Wielka szkoda, że jest to też pożegnanie ze światem, którego bohaterów na przestrzeni lat, zdążyłem polubić i w który, mimo trapiących go problemów, zdołałem się zaangażować. „Flash” jest jednak całkiem satysfakcjonującym zamknięciem (tak, będzie jeszcze drugi  „Aquaman”, ale tu się spodziewam czegoś bardziej samodzielnego i mniej powiązanego z resztą uniwersum), po którym nie jestem pewien czy wykrzeszę z siebie większe zainteresowanie dalszymi planami na rozwijanie kinowej wersji uniwersum DC w wykonaniu Jamesa Gunna (delikwent robi co może, by mnie do swej wizji zniechęcić zanim jeszcze zaczął ją realizować). W zasadzie już od jakiegoś czasu mam nieodparte wrażenie, że kino superhero się powoli kończy, zjadając własny ogon (przy czym taki stan może trwać latami i wcale do końca nie doprowadzić) i jak dla mnie byłby już czas najwyższy, by z nim trochę przystopować, robiąc miejsce na jakąś nową kinową modę (tylko niech lepiej nie ma ona nic wspólnego z „Barbie”). Ale „Flasha” wciąż polecam. W morzu nijakości kina superhero ostatnich lat, to bodaj najjaśniejszy przebłysk (tak jest, jaśniejszy niż trzeci „Strażnicy”).

4+
Film

Obraz w filmie „Flash”

Obraz w formacie 1.85:1 (czyli takim jak Batmany Burtona), generalnie prezentuje się dobrze, choć nie odznacza się szczególnie efektownym wyglądem, co wynika z samej natury zdjęć, którym brak nieco wyrazistości i charakteru. Pojawiające się od czasu do czasu momenty efektowne kolorystycznie zazwyczaj zepsuje kiepskie CGI – ostatecznie efekt jest taki, że prezentacja video sprawia wrażenie poprawnej, lecz nic ponadto – nie jest to z pewnością materiał demo, co oczywiście nie znaczy, że wygląda źle. Nie stwierdzono poważniejszych wad, choć w dosłownie kilku miejscach dało się dostrzec drobne niedociągnięcia w rodzaju lekkiego bandingu czy niewielkich artefaktów kompresji (choć trzeba ich było specjalnie poszukać, więc raczej nie powinny się dawać we znaki podczas seansu). W skrócie „Flash” na Blu-ray wygląda po prostu dobrze, ale trudno się tu czymś zachwycać.

4+
Obraz

Dźwięk w filmie „Flash”:

Na płycie otrzymujemy oryginalne angielskie audio w postaci ścieżki Dolby Atmos True HD, a także ścieżki 5.1, oraz polski dubbing w DD5.1. W przypadku angielskiego audio nie ma się do czego przyczepić, wszystkie głośniki mają co robić, a sceny akcji wybrzmiewają z należytą mocą i wyrazistością, deklasując konkurencję spod znaku myszki Miki. Interesująco wypadają pod względem dźwiękowym sceny z podróżowaniem w czasie, w których otaczająca widza ściana dźwięku potrafi zrobić wrażenie, jak również otwierająca film scena akcji – moment ze wspomniani wcześniej nieszczęsnymi CGI-noworodkami, choć straszy wizualiami, to jednak brzmi imponująco. Wszystkie efekty „elektryczne” związane z przemieszczaniem się głównego bohatera również stanowią niepodważalny atut tej ścieżki audio.

Jednym słowem – mamy tu do czynienia z satysfakcjonującą prezentacją audio, która powinna zadowolić nawet najbardziej wymagających widzów.

6
Dźwięk

Dodatki na płycie Blu-ray z filmem „Flash”:

Tu niestety przykra niespodzianka, bowiem podobnie jak to miało miejsce w czasach, gdy Blu-ray jako nowy format otrzymywał pokaźniejsze zestawy dodatków niż DVD, tak teraz jest traktowany po macoszemu i dostaje ich zdecydowanie mniej niż wydanie 4K UHD. Nieładnie.

  • Making The Flash Worlds Collide – 36:55 - daniem głównym jest dość konkretny making of, poruszający szereg interesujących zagadnień związanych z produkcją filmu – takich jak przygotowanie planów filmowych, realizacja niektórych scen czy też, ma się rozumieć, Michael Keaton jako Batman.
  • Let's Get Nuts - 8:30 – i ponownie Michael Keaton jako Batman w centrum uwagi.
  • Supergirl: The Last Daughter of Krypton - 16:00 - dokument przedstawia historię postaci Supergirl od momentu jej pojawienia się w komiksach, przez kolejne wcielenia, aż do najnowszej wersji, którą możemy oglądać w filmie.
  • The Flash: Escape the Midnight Circus – 93:43 – cóż, słuchowisko z Flashem. Z napisami. Nietypowa rzecz jak na dodatek na płycie z filmem. Co gorsza – męcząca.

Te kilka dokumentów, które znalazły się na płycie było naprawdę ciekawe i dobrze się je oglądało, niestety fakt, że większości dodatków (między innymi scen wyciętych) w tym wydaniu nie uświadczymy, czyni je w pewnym sensie „produktem wybrakowanym”, co z kolei skutkuje taką, a nie inną oceną.

3
Dodatki

Opis i prezentacja wydania filmu „Flash”:

Płytka w standardowym, niebieskim pudełku elite, na froncie dość nieskładny kompozycyjnie plakat, który wręcz razi swoją niezgrabnością. Z tyłu opis fabuły w dwóch zdaniach i specyfikacja.

3
Opakowanie

Specyfikacja wydania Blu-ray filmu „Flash”

Dystrybucja

Galapagos

Data wydania

08.09.2023

Opakowanie

 Elite

Czas trwania [min.]

144

Liczba nośników

1

Obraz

Aspect Ratio: 16:9 - 1.85:1

Dźwięk oryginalny

Dolby Atmos True-HD, angielski

Polska wersja

Dolby Digital 5.1 (dubbing) i napisy

Podsumowanie:

„Flash” wyróżnia się z tłumu pozbawionych pomysłu na siebie produkcji superhero z ostatnich lat, a powracający w roli Batmana Michael Keaton dodaje mu atut w postaci siły nostalgii, który na jednych zadziała, a inni będą marudzić, że to nie tak miało wyglądać i w ogóle tanie chwyty DC stosuje. Na mnie działa tak Keaton jak i sam pomysł na fabułę i jego realizacja. Od lat tak dobrze się nie bawiłem na żadnym filmie z tego gatunku (lepszy film z udziałem Batmana ostatnio miałem okazję w kinie oglądać 15 lat temu), a choć drugi seans wypadł nieco mniej udanie niż ten kinowy, wciąż zdecydowanie polecam. Wydanie Blu-ray oferuje solidną prezentacją video, świetnej jakości dźwięk oraz, niestety, wybrakowany względem edycji 4K UHD zestaw materiałów dodatkowych.

Oceny końcowe wydania Blu-ray z filmem „Flash”:

4+
Film
+4
Obraz
6
Dźwięk
3
Dodatki
3
Opakowanie
4
Średnia

Gdzie kupić wydanie Blu-ray filmu „Flash”: 

Film do recenzji otrzymaliśmy dzięki uprzejmości firmy Galapagos.

zdj. Warner Bros / Galapagos / zdjęcia własne – Filmozercy.com