Gdyby pierwotny grafik wytwórni MGM i Universal nie został pokrzyżowany przez zamknięcie kin na całym świecie wiosną tego roku, już dawno bylibyśmy po seansie 25. odsłony o przygodach Jamesa Bonda („Nie czas umierać”) i spokojnie oczekiwalibyśmy ukazania się jej na Blu-ray oraz 4K UHD Blu-ray. Równocześnie z premierą na srebrnym ekranie planowano także wydać na CD i LP muzykę Hansa Zimmera. Jednak to wszystko jeszcze przed nami. Aby zatem podtrzymać zainteresowanie fanów i kolekcjonerów marką z logiem 007, 31 lipca 2020 roku do sprzedaży trafiło limitowane wydanie soundtracku na winylu do „Casino Royale”. Kompozycje Davida Arnolda w 2006 roku doczekały się prezentacji na płycie kompaktowej, a dzięki Music On Vinyl dopiero teraz dochodzi możliwość posłuchania ich z nośnika analogowego. Poniżej nasza recenzja edycji LP score’u do filmu, w którym Daniel Craig zadebiutował w roli agenta z licencją na zabijanie.
David Arnold „Casino Royale”
(Sony Classical / Music On Vinyl / dystrybucja w Polsce: JAWI, 2006/2020)
Recenzja muzyki zawartej na płytach:
Niniejszy tekst jest przeredagowaną i rozszerzoną wersją artykułu, który ukazał się na łamach portalu Filmozercy.com 7 czerwca 2018 roku.
Przed symultaniczną projekcją „Casino Royale” z muzyką wykonywaną na żywo, która odbyła się w ramach 11. FMF-u w Krakowie, David Arnold tak mówił o tworzeniu score’u do filmu z 2006 roku: „Nie wiedziałem, kto zagra Bonda. Pierwszy raz pisałem muzykę z myślą o ogólnym rysie bohatera, a nie pod postać wykreowaną przez konkretnego aktora”*. Nie omieszkał również wspomnieć wtedy o Danielu Craigu: „Musiałem wiedzieć, jak Daniel się porusza, jak wygląda, jakie jest jego podejście do różnych rzeczy, jak brzmi jego głos. Oglądałem sceny w kasynie i uświadomiłem sobie, że to jest zupełnie inna odsłona agenta 007. Bardziej umysłowa niż fizyczna. Dobrze jest poczuć to wszystko i być częścią filmu, a nie tylko nazwiskiem na napisach końcowych. I dobrze jest pamiętać, że James Bond jest nie tylko ikoną, ale przede wszystkim charakterem”*. Aby jednak w pełni zrozumieć kontekst dalszych rozważań, cofnijmy się wpierw do połowy lat 90-tych i poznajmy bliżej początkowy (ten bondowski, rzecz jasna) etap kariery angielskiego artysty, z którym już zawsze będzie kojarzony.
Muzykę Davida Arnolda po raz pierwszy w filmowym cyklu o postaci wykreowanej przez Iana Fleminga, usłyszeliśmy w „Jutro nie umiera nigdy” (1997, reż. Roger Spottiswoode), drugim odcinku z Pierce’m Brosnanem w głównej roli. Kompozytora wtedy polecił producentom John Barry, weteran cyklu i osoba, która zdefiniowała jego muzyczne brzmienie, wyrażając o młodszym koledze bardzo pochlebne słowa za album „Shaken and Stirred” (1997), zawierający covery bondowskich przebojów, odnajdując w jego pracy „wierność melodyjnej i harmonijnej treści, a także świeżość piosenek i umiejętność doboru interesujących artystów do ich wykonania”*. W „Tomorrow Never Dies” twórca ścieżek dźwiękowych do widowiskowych blockbusterów Rolanda Emmericha [„Gwiezdne wrota” (1994), „Dzień Niepodległości” (1996), „Godzilla” (1998)] z impetem wkroczył w dźwiękowy świat Bonda, błyskotliwie łącząc klasyczny styl Barry’ego z nowoczesnym wówczas elektronicznym sznytem. Jego niejednokrotnie bombastyczne score’y do produkcji „Świat to za mało” (1999, reż. Michael Apted) i „Śmierć nadejdzie jutro” (2002, reż. Lee Tamahori) zyskały oddane grono entuzjastów agenta Jej Królewskiej Mości, zwłaszcza ta druga została doceniona po wielu latach dzięki dwupłytowemu wydawnictwu od La-La Land Records z 2017 roku. Nic więc dziwnego, że Barbara Broccoli i Michael G. Wilson, czyli osoby dzierżące od dawna prawa do serii, postawili na sprawdzoną kartę, ponownie angażując Arnolda do napisania ilustracji dla jedynej nie zekranizowanej wtedy ksiązki Fleminga w wytwórni EON.
„Casino Royale” okazało się ogromnym sukcesem artystycznym i komercyjnym, zgarniając z kin całego świata 599 milionów dolarów. Zachwytom nie było końca, a krytycy chwalili niemal wszystkich bez wyjątku. Scenarzystów – Neala Purvisa, Roberta Wade’a i Paula Haggisa – za umiejętne zaadoptowanie szkieletu fabuły powieści z 1953 roku do czasów współczesnych (echa 11 września i źródła finansowania światowego terroryzmu), pogłębione rysy psychologiczne postaci Jamesa Bonda i Vesper Lynd (Eva Green), błyskotliwe dialogi, zwłaszcza te pomiędzy parą kochanków oraz Bondem a jego przełożoną M (Judi Dench). Reżysera Martina Campbella za perfekcyjną inscenizację czterech dużych sekwencji akcji (pościg z elementami parkour na Madagaskarze, unieszkodliwienie zamachowca na lotnisku w Miami, brutalna bójka na schodach w hotelu, finał w weneckiej kamienicy) i ich wzorcowe rozłożenie pomiędzy scenami dramatycznymi (choćby rozgrywka w pokera w tytułowym kasynie). Wreszcie samych aktorów. Daniela Craiga za wielowymiarową kreację i postać z krwi i kości, w którą łatwo uwierzyć – jego Bond jest brutalny, niepokorny i zawadiacki, zarazem potrafi być też elegancki, targają nim również wątpliwości i rozterki. Evę Green nie tylko za olśniewającą urodę, ale i za to, że nie dała się zmarginalizować partnerowi, a nawet go przyćmiła w dialogowej scenie podróży pociągiem do Czarnogóry. To badajże – obok Elektry King Sophie Marceau („Świat to za mało”) – najlepiej napisana i zagrana, jedyna tak wielowymiarowa (i tragiczna zarazem) dziewczyna Bonda.
W przypadku Davida Arnolda recenzenci byli bardziej wstrzemięźliwi w pochwałach. Oberwało się kompozytorowi przede wszystkim za wtórność wobec jego wcześniejszych bondowskich dokonań, narzekano na brak rewolucyjnych zmian na miarę soundtracku z 1997 roku (skoro „Casino Royale” jest nowym rozdaniem to oczekiwano, że oprócz zmiany aktora, i w muzyce także nastąpi jakiś – choćby minimalny – przewrót), narzekano na hałaśliwy action score, niebezpiecznie zbliżający się do ściany dźwięku. Pozytywnie oceniono piosenkę „You Know My Name” i dwa nowe tematy: przewodni (na nim zbudowano song Chrisa Cornella) oraz miłosny, chwaląc także ich urzekającą lirykę i piękno melodii. Teraz czasy się zmieniły, dobrego (i wysokobudżetowego) kina akcji rzadko realizuje się w wielkich wytwórniach, a zdecydowana większość score’ów do filmów tegoż gatunku nie nadaje się do słuchania poza obrazem. Dziś zapewne, gdyby powstała taka ścieżka jak ta do pierwszego Bonda z Danielem Craigiem, niedawni jej przeciwnicy przyjęliby ją z większym entuzjazmem. A na docenienie pracy Davida Arnolda i wysiłku, jaki weń włożył, nigdy nie jest za późno. Jej debiut na winylu to doskonała okazja ku temu i na zrewidowanie wcześniejszych poglądów. Sprawdźmy zatem, czy zarzuty były uzasadnione i czy liczne wady przeważają nad (również licznymi) zaletami zarówno kompozycji, jak i sposobu ich wydania.
144-minutowy film doczekał się w 2006 roku blisko 75-minutowej prezentacji score’u na kompakcie od Sony Classical (25 tracków). Zabrakło na nim piosenki Chrisa Cornella. W tym samym czasie wyszła ona na singlu CD, a kilka miesięcy później ukazała się na solowym albumie Amerykanina „Carry On”. Dostępna jest również na jedno- i dwudyskowej składance „Best of Bond… James Bond” z 2012 roku, wydanej z okazji 50-lecia serii. [Soundtracki do odcinków z Craigiem jakoś nie mają szczęścia do piosenek. Do tej pory tylko na krążku z „Quantum of Solace”, ostatnim jak na razie Bondzie Arnolda, zawarto wokalny utwór („Another Way to Die” Jacka White’a i Alicii Keys). Na szczęście „No Time to Die” Billie Eilish znajdzie się razem z kompozycjami Hansa Zimmera na oficjalnym wydawnictwie od Decca Records.] Zresztą wydawca uczciwie zamieścił na tylnej okładce stosowną informację o tym braku („This album does not contain a Chris Cornell recording.”). Winyl „Casino Royale” zawiera ten sam materiał, co cyfrowy nośnik. Trochę szkoda, że nie pokuszono się o dołożenie trzeciego placka z trzynastoma bonusowymi ścieżkami, nadal dostępnymi tylko w serwisie iTunes (co przełożyłoby się na wyższą cenę i tak już drogiego wydawnictwa) lub przynajmniej vouchera ze specjalnym kodem do ich ściągnięcia (koszt znikomy). Otrzymalibyśmy wówczas tzw. complete score o długości 88 minut. Byłaby to prawdziwa gratka dla fanów Bonda, lecz niekoniecznie dla reszty słuchaczy. Ów 14-minutowy naddatek, stanowiący w większości dźwiękowe tło, nie wpłynąłby drastycznie na zmianę w odbiorze partytury (można by go przecież pominąć), jednakże z kilkoma bardziej przystępnymi i dynamiczniejszymi, bardzo krótkimi kawałkami warto się zapoznać („Mongoose vs. Snake”, „Bombers Away”, „Brother from Langley”, „Prelude to a Betting”).
Nieobecność piosenki wynagrodzona jest częściowo przez ścieżki zawierające frazy tejże (np. „Aston Montenegro”). Ów temat przewodni, autorstwa Davida Arnolda i Chrisa Cornella, niejako przyjmuje na swoje barki zadanie muzycznego opisania postaci Jamesa. Albowiem w „Casino Royale” poznajemy początki działalności 007, jego osobowość dopiero się kształtuje, po kolei nabywa atrybuty, które staną się jego znakami rozpoznawczymi (np. licencja na zabijanie, Aston Martin, drink martini wstrząśnięty, nie zmieszany). Tytuł „You Know My Name” nie jest więc przypadkowy. Twórcy filmu zgrabnie to sobie obmyślili. A kiedy w finale Bond jest już TYM Bondem, jakiego znamy, wreszcie wybrzmiewa motyw Monty’ego Normana [scena ze słynną kwestią „My name is Bond. James Bond”, wypowiedzianą do Pana White’a (Jesper Christensen) i napisy końcowe], spopularyzowany dzięki Johnowi Barry’emu, tutaj z werwą zaaranżowany przez Arnolda (ścieżka nr 7 na stronie 4 płyty LP2).
Anglik od zawsze miał niemały talent do pisania niebanalnej muzyki akcji i łatwo wpadających w ucho melodii. Umiejętnością łatwego poruszania się w obu stylistykach oraz łatwością w żonglowaniu nimi zyskał przychylność fanów filmówki. Ponadto „Jutro nie umiera nigdy” i kolejne części tylko umocniły jego pozycję w branży. W pierwszej odsłonie z Craigiem kompozytor postawił na sprawdzone metody (używając terminologii szulerskiej, bliskiej tematowi produkcji z 2006 roku, słuszne byłoby stwierdzenie, że gra znaczonymi kartami). „African Rundown”, ilustrujący pościg na Madagaskarze po czołówce, to Arnold w szczytowej formie i zarazem highlight soundtracku. Otwarcie dynamiczne, wzbogacone o brzmienie sekcji dętej, z silnie zaakcentowanym rytmicznym, różnorakim podkładem perkusyjnym. Ciut gorzej wypada 13-minutowy kolos „Miami International”, towarzyszący sekwencji udaremnienia zamachu na samolot. Ale przypływ adrenaliny i tak gwarantowany. Przyzwoity poziom zostaje utrzymany w utworach akcji wieńczących album („The Switch”, „Fall of a House in Venice”). Chwil wytchnienia dostarcza śliczna warstwa liryczna, zarezerwowana dla wątków romansowych: motywy „Solange” i „Vesper” (z delikatnym fortepianem). Przy czym dramaturgicznie ważniejszy i o większej sile oddziaływania jest ten drugi, powracający np. w „City of Lovers” i „Death of Vesper”. Gdzieś między utworami akcji i tymi spokojniejszymi przewija się ociekający ciężkim klimatem underscore, nastawiony przede wszystkim na kreowanie suspensu i klimatu zagrożenia. Szkoda, że niekiedy mało absorbujący uwagę słuchacza, będący przeto najsłabszym elementem kompozycji.
Soundtrackowi „Casino Royale” daleko do ideału. Wielu odstraszy monstrualny czas trwania i zrazi się po pierwszej styczności z nim. Brakuje mu tego błysku i polotu, które charakteryzowały ilustracje Anglika do trzech filmów z Pierce’em Brosnanem. Warsztatowo nie można utworom czegokolwiek zarzucić (duża w tym zasługa orkiestracji Nicholasa Dodda, stałego współpracownika Arnolda). Chyba kierunek, jaki obrali twórcy, by urealnić postać Jamesa Bonda, wpłynął na kształt oprawy, wyśmienicie współgrającej z obrazem, ale poza nim mającej trochę problemów ze słuchalnością. Tym razem wygrały funkcjonalność i służebność wizualnemu medium. Toteż mam niemałą zagwozdkę z rzetelnym ocenieniem score’u do „Casino Royale”. Jako wielki fan kinowych opowieści o agencie 007 nie wypada mi narzekać, bo film Martina Campbella za każdym razem dostarcza mi ogromnych emocji na każdym polu (stąd poniższa ocena to lekko naciągane 4). Z kolei rozum podpowiada mi, że powinienem delikatnie powściągnąć swój entuzjazm wobec samej muzyki, która owszem broni się, choć pewien niedosyt pozostaje (wówczas byłoby sprawiedliwe 3,5). Pytanie, czy warto jej poświęcić pięć kwadransów (sześć w wersji rozszerzonej), jest retoryczne. Nie zarekomenduję jednak tegoż soundtracku jako pierwszego osobom chcącym poznać bliżej twórczość Davida Arnolda (najlepiej zacząć od wyżej wspomnianych prac z lat 90-tych). Za to tym (są tacy), którzy akceptują Daniela Craiga jako jedynego słusznego odtwórcę szpiega Jej Królewskiej Mości, lecz nie mieli jeszcze okazji (są i tacy) posłuchać bondowskich nut, polecam z czystym sumieniem.
* – Wypowiedzi Davida Arnolda i cytat przytoczone za materiałami prasowymi www.fmf.fm.
Spis utworów:
LP1 – SIDE ONE:
- African Rundown (6:52)
- Nothing Sinister (1:28)
- Unauthorised Access (1:08)
- Blunt Instrument (2:23)
- CCTV (1:30)
- Solange (1:00)
- Trip Aces (2:07)
LP1 – SIDE TWO:
- Miami International (12:43)
- I'm the Money (0:28)
- Aston Montenegro (1:03)
- Dinner Jackets (1:53)
- The Tell (3:23)
LP2 – SIDE THREE:
- Stairwell Fight (4:12)
- Vesper (1:44)
- Bond Loses It All (3:57)
- Dirty Martini (3:49)
- Bond Wins It All (4:32)
- The End of an Aston Martin (1:31)
LP2 – SIDE FOUR:
- The Bad Die Young (1:18)
- City of Lovers (3:31)
- The Switch (5:08)
- Fall of a House in Venice (1:53)
- Death of Vesper (2:51)
- The Bitch Is Dead (1:05)
- The Name's Bond... James Bond (2:50)
Czas trwania albumu: 74:19
Utwory dodatkowe (dostępne wyłącznie na iTunes):
- License: 2 Kills (2:38)
- Reveal LeChiffre (1:25)
- Mongoose vs. Snake (1:16)
- Bombers Away (0:27)
- Push Them Overboard (0:27)
- Bedside Computer (0:41)
- Beep Beep Beep Bang (0:37)
- Inhaler (0:27)
- Brother from Langley (1:41)
- Prelude to a Beating (1:17)
- Coming Round (1:11)
- I'm Yours (1:04)
- Running to the Elevator (0:28)
Czas trwania bonusów: 13:39
Czas trwania całości [album podstawowy (w wersji CD lub LP) + bonusy (iTunes)]: 87:58
Opis i prezentacja wydania:
Holenderska wytwórnia fonograficzna Music On Vinyl i jej oddział At The Movies (wspólnie z Sony Classical) ponownie stanęły na wysokości zadania, dostarczając w ręce klientów produkt najwyższej jakości. Znowuż otrzymaliśmy wydanie w przezroczystej i dosyć sztywnej (czytaj: wytrzymałej) folii z PVC, na której w lewym górnym rogu umieszczono dużą, srebrną nalepkę (z logotypami At The Movies i Music On Vinyl), informującą o jego specyfikacji (płyty o wadze 180 g), zaś z tyłu okrągłą i prześwitującą pieczęć – jej odklejenie umożliwia dostęp do najbardziej interesującej nas zawartości. W skład zestawu wchodzą następujące części:
- Gatefold – dwuskrzydłowy, rozkładany, służący do przechowywania longplayów oraz elementów kolekcjonerskich (tutaj wyłącznie plakatu). Wykonano go z grubej i solidnej tektury o matowo-chropowatej fakturze. Front zdobi wariacja posteru kinowego, a wewnętrzną część zapełniono czterema fotosami z filmu (po lewej) oraz informacjami tekstowymi po prawej (to lista najważniejszych osób, które brały udział w przygotowaniu i nagraniu albumu). Spis utworów na poszczególnych krążkach znajduje się z tyłu gatefoldu.
- Dwie płyty winylowe – recenzowana tu edycja z półprzezroczystymi, zabarwionymi na niebiesko płytami posiada następujący kod EAN: 8719262015227; została ona wypuszczona w limitowanym, acz bardzo dużym nakładzie (2000 sztuk). Obydwie strony dwóch dysków oznakowano ni to czerwonymi, ni to różowymi etykietami z białym liternictwem. 12-calowe placki natomiast niezwykle starannie wytłoczono – nie uświadczymy u nich żadnych technologicznych niedoróbek w postaci szpetnie odstających kawałków tworzywa, co niestety nagminnie zdarza się u niektórych wydawców. Winyle zaś zapakowano do tzw. inner sleeves, pokrytych połyskliwym laminatem. Ich awersy zadrukowano grafikami z agentem 007 (LP1) oraz Jamesem Bondem i Vesper Lynd (LP2). Rewersy ozdobiono symbolem gun barrel (czyli widokiem z gwintowanego wnętrza lufy karabinu) z wpisaną w środek tracklistą i czasami trwania utworów. Niestety kopert tych wewnątrz nie wyłożono cienką i antystatyczną folią, która minimalizowałaby praktycznie do zera osadzanie się drobinek kurzu oraz zapobiegałaby elektryzowaniu się płyt.
- Plakat – poziomy, o wymiarach 60 cm na 90 cm, z logiem „Casino Royale” w prawym dolnym rogu. To poster z promocyjnym fotosem (ang. movie still lub film still), którego celem było przedstawienie publiczności Daniela Craiga jako Jamesa Bonda.
Bardzo dobre wydanie soundtracku od Music On Vinyl, lecz odrobinę ustępujące „Skyfall” tej samej firmy (choć to rzecz gustu). Oba delikatesy postawione obok siebie będą ozdobą każdej kolekcji muzyki filmowej na płytach analogowych, a już na pewno zbiorów niejednego fana bondowskiego cyklu.
Oceny końcowe:
Oceny przyznawane są w skali od 1 do 6.
Gdzie kupić?
Soundtrack można także nabyć m. in. w stacjonarnych punktach sieci Media Markt (cena może się różnić w zależności od marketu). Lista sklepów znajduje się na stronie Music On Vinyl.
Wydanie do recenzji otrzymaliśmy dzięki uprzejmości firm JAWI i Music On Vinyl.
zdj. główne EON Productions / MGM / Columbia Pictures / Sony Pictures / zdj. poglądowe wydania Music On Vinyl / zdj. własne