Łotr 1. Gwiezdne wojny - historie (2016) - recenzja filmu i wydania Blu-ray [3D+2D, amaray]

W połowie kwietnia z okazji Star Wars Celebration, Lucasfilm opublikował długo wyczekiwany zwiastun epizodu VIII „The Last Jedi”. Do grudniowej premiery pozostało jeszcze sporo czasu, więc czas oczekiwania można sobie umilić, oglądając w domowym zaciszu pierwszy z wielu zapowiedzianych spin-offów Sagi. 26.04.2017 roku bowiem, po czterech miesiącach (z małym kawałkiem) od polskiej premiery kinowej, do sprzedaży w naszych sklepach trafił film „Łotr 1. Gwiezdne wojny – historie”.

Tytuł ten ukazał się na płytach DVD oraz w różnych wariantach wydawniczych na Blu-ray. Dostępne są więc następujące wersje do wyboru: 2D w amarayu, 3D+2D w amarayu (z tekturową nakładką – opcja dostępna tylko w merlin.pl i bez) oraz 3D+2D w steelbooku. Każde z tych wydań BD posiada bonusowy dysk z materiałami dodatkowymi. Dziś zapraszamy Was do zapoznania się z recenzją edycji na niebieskim krążku (wersja 3D+2D w amarayu).

 „Łotr 1. Gwiezdne wojny – historie” (2016), reż. Gareth Edwards

(dystrybucja w Polsce: Galapagos)

Film:

Disney i Lucasfilm kują żelazo póki gorące. Oprócz trzeciej trylogii, rozwijającej losy rodziny Skywalkerów, obie wytwórnie zapowiedziały szereg samodzielnych filmów, osadzonych w świecie „Gwiezdnych wojen”. Na pierwszy ogień poszedł obraz zatytułowany „Rogue One: A Star Wars Story”, przedstawiający w jaki sposób plany Gwiazdy Śmierci znalazły się w rękach Rebelii. Otrzymaliśmy więc spin off i prequel w jednym, bowiem wydarzenia z filmu Garetha Edwardsa rozgrywają się tuż przed tymi z „Nowej nadziei”. Kiedy jednak ogłoszono zamiar realizacji tejże historii, od razu pojawiły się sceptyczne głosy, iż jest to zupełnie niepotrzebne, a nowo obrany kierunek zespołu ludzi pod przewodnictwem Kathleen Kennedy (obecnej prezes Lucasfilm), zmierza ku potencjalnej katastrofie. Do tego co jakiś czas pojawiały się przecieki z produkcji, a te także nie napawały zbytnim optymizmem: liczne przeróbki w scenariuszu, kosztowne dokrętki w lecie 2016 roku (a więc na niespełna pół roku przed premierą; zmiany głównie dotyczyły trzeciego aktu filmu), wreszcie na sam koniec podziękowano kompozytorowi Alexandre Desplatowi,  którego zastąpiono Michaelem Giacchino.

Tymczasem „Łotr 1” okazał się sporym i pozytywnym zaskoczeniem, a dla wielu miłośników opowieści osadzonych „dawno, dawno temu w odległej galaktyce”, jest powiewem świeżości w 40-letniej już  franczyzie oraz także najlepszym odcinkiem od czasów oryginalnej trylogii, zwłaszcza po nadto odtwórczym względem epizodu IV, „Przebudzeniu Mocy”. Edwards i spółka tym razem postanowili czerpać wzorce z kina wojennego (nim „Rogu One” w istocie jest) i z podgatunku tzw. „heist movie”, dodatkowo ubogacając całą historię poprzez zniuansowanie charakterów części postaci, zarówno tych po stronie Rebelii i tych w służbie Imperium. Oczywiście wszystko w ramach przyjętej konwencji, to nadal „Gwiezdne wojny” jakie znamy i lubimy, skierowane do jak najszerszego grona odbiorców, gdzie dobro w końcu musi zatriumfować, ale zwycięstwo tutaj ma gorzki posmak, okupione dużą ilością ofiar. Tak, w tym filmie czuć ciężar i powagę wydarzeń, wszyscy bohaterowie (i widzowie zresztą też) wiedzą o jak wysoką stawkę toczy się walka.

Film ma wartkie tempo, nie ma w nim większych przestojów, chociaż w początkowych partiach, gdy twórcy dopiero co rozstawiają pionki na szachownicy i powoli, acz konsekwentnie, zmierzają do zebrania ekipy tytułowego „Łotra 1”, skacząc z jednej lokacji do następnej, można odczuć minimalne zniecierpliwienie, zadając sobie przy tym pytanie „kiedy wreszcie zacznie się jakieś starcie i bitwa”. Na szczęście, od momentu wylądowania bohaterów w Jedha City, akcja gwałtownie przyspiesza i właściwie już nie zwalnia, aż do emocjonującego finału na Scarif, który to jest jednym z najbardziej widowiskowych i rozbudowanych ciągiem sekwencji we wszystkich ośmiu dotychczasowych filmach serii. Olbrzymia w tym zasługa rewelacyjnych efektów specjalnych (zarówno klasycznych, jak i stworzonych za pomocą grafiki komputerowej), jednych z najlepszych w ostatnich kilku latach, jakimi uraczyło nas Hollywood. Trochę szkoda, że widowiskowe sceny kosmicznych bitew zostały nieco w cieniu dwóch postaci, bardzo ważnych dla fabuły i będących łącznikiem z „Nową nadzieją”, których twarze zostały cyfrowo wykreowane i odwzorowane na podstawie „oryginałów” z 1977 roku. Mowa oczywiście o Peterze Cushingu (Tarkin) i Carrie Fisher (Leia).

Nie zawsze jednak filmowcom udaje się trafić w punkt, głównie dotyczy to niektórych bohaterów, po raz pierwszy widzianych na srebrnym ekranie. I są to zarzuty, pojawiające się także w stosunku do epizodu VII. Tak jak i w przypadku Rey, tak i co do Jyn Erso, wątpliwości i zastrzeżenia względem rozwoju charakteru postaci (a właściwie jego częściowego braku),  uwypuklają się z każdym następnym seansem. Dlaczego? Otóż, obu heroinom pokonywanie kolejnych przeciwności przychodzi zbyt łatwo, mimo tego, że scenarzyści ze wszech miar starają się nadać im pozornej głębi (w uproszczeniu nazwijmy to „trudnym dzieciństwem”) i wyposażając je w przymioty, pozwalające na natychmiastową sympatię widzów. I tu taka refleksja: można wiele niepochlebnych rzeczy powiedzieć o talencie scenopisarskim i reżyserskim George’a Lucasa, ale słynny flanelowiec wiele wysiłku wkładał właśnie w jak najbardziej klarowne i należycie podbudowane osobowości swoich bohaterów, w czym zdecydowanie pomagała mu doskonała znajomość jednej z jego ulubionych lektur i zasadniczej inspiracji do stworzenia dziejów Anakina i Luke’a Skywalkerów, czyli „Bohater o tysiącu twarzy” Josepha Campbella. Twórcy spin offu tymczasem każą przyjąć nam „na wiarę” umiejętności Jyn, w myśl zasady „bo tak”. Dość jednak narzekania, bowiem otrzymujemy też kilka innych i świetnych postaci, które w niedługim czasie pewnie będą w jednym rzędzie wymieniane obok tych już ikonicznych z części I – VI. Do grona najciekawszych zaliczyć bez wątpienia można imperialnego droida w służbie Rebelii, celnie i z humorem komentującego wydarzenia – K-2SO, duet wojowników i bliskich przyjaciół – Baze i Chirrut oraz nadzorcę budowy Gwiazdy Śmierci – Orsona Krennica, najlepiej zagranej postaci z całego filmu, w interesującej interpretacji Bena Mendelsohna.

„Łotrowi 1” fani początkowo nie dawali dużego kredytu zaufania, a jednak ostatecznie obraz Garetha Edwardsa na nowo przywrócił im nadzieję w to, że „Gwiezdne wojny” nadal mogą budzić pozytywne emocje. Powstało widowisko nie wolne od wad, które jednak nikną, bo opowieść zbudowana została z poszanowaniem dla najlepszych tradycji tegoż uniwersum, dorzucając do niego kilka nowych elementów, tym samym umacniając jeszcze bardziej solidne fundamenty „Nowej nadziei”. Oby kolejne produkcje chociaż mu dorównały, a pamiętając o problemach produkcyjnych, które filmowcom udało się przezwyciężyć, miejmy wiarę, że nie był to ten jednorazowy przypadek, kiedy powstał dobry film na przekór niesprzyjającym wcześniej okolicznościom.

+4
Film

Obraz:

Nominowany do Oscara za film „Lion. Droga do domu” (2016) z Nicole Kidman w jednej z głównych rół, australijski operator, Greig Fraser, „Łotra 1” całkowicie nakręcił za pomocą cyfrowych kamer Arri Alexa 65 (wykorzystując obiektywy Panavision APO Panatar), w panoramicznym formacie 2.39:1. Natomiast samą postprodukcję filmu (tzw. DI - Digital Intermediate) wykonano w rozdzielczości 4K. Wybierając najnowsze zdobycze techniki rejestrowania obrazu, filmowcy osiągnęli tutaj szczyty w zacieraniu różnic w wyglądzie filmu, między tym pochodzącym z taśmy filmowej i tym z cyfry. Praktycznie bez informacji – przepraszam tutaj za truizm – dostępnych w internecie, nie ma możliwości odróżnienia z jakiego źródła wywodzi się „Łotr 1”. Intencje twórców w kwestii jakości obrazu, perfekcyjnie oddano na dysku Blu-ray. Nie ważne czy mamy do czynienia ze scenami plenerowymi czy we wnętrzach – wszystkie zachwycają bogactwem szczegółów. Pomimo tego, że film skąpany jest raczej w stonowanych barwach, co zresztą koresponduje z jego charakterem, przywodzącym na myśl współczesne wojenne produkcje, to nadal zachowuje on ducha „Gwiezdnych wojen” poprzez zmyślne wykorzystanie scenerii i charakterystycznych elementów tegoż uniwersum do opowiedzenia jak najciekawszej historii. Sam obraz jest bardzo ostry i wyraźny, nie szpecą go żadne szumy czy błędy na skutek niewłaściwej kompresji. Wszystkie detale także są bardzo dobrze widoczne, łącznie z teksturami podczas zbliżeń na twarze aktorów i ich kostiumy. Reprodukcja czerni i jej głębia także bez zarzutów. Wzorcowy transfer.

rogue_one_a_star_wars_story_05.jpg rogue_one_a_star_wars_story_07.jpg

rogue_one_a_star_wars_story_16.jpg rogue_one_a_star_wars_story_17.jpg

6
Obraz

Obraz 3D:

Poprzedni film z uniwersum Gwiezdnych wojen, czyli "Przebudzenie Mocy" również doczekał się na polskim rynku wydania z filmem w wersji trójwymiarowej. J.J. Abrams starał się tworzyć sceny tak, aby można było wykorzystać w nich efekty 3D i było to doskonale widoczne np. podczas scen kosmicznych bitew lub pojedynków na miecze świetlne. Niestety w przypadku "Łotra 1" głębię ekranu da się wyczuć jedynie w kilku pojedynczych scenach i jest ona zarysowana dosyć delikatnie, a w całym filmie zdecydowanie brakuje momentów, w których z ekranu wypadają elementy scenografii, pociski, czy rozpadające się elementy statków lub planet. Brak odpowiedniego wykorzystania technologi 3D można poniekąd wytłumaczyć stylistyką filmu, w którym przeważają dosyć ciasne i zamknięte scenografie, które znacznie utrudniają ukazanie efektu trójwymiaru. Nie potrafię jednak znaleźć całkowitego usprawiedliwienia dla tak kiepskiego 3D, ponieważ w filmie pojawiają się również potencjalnie wymarzone wręcz sceny, które mogły ukazać pełny potencjał, jaki drzemie w tej technologi. Niemniej warto podkreślić, że tak jak w przypadku obrazu na nośniku 2D, tak i tutaj jest on bardzo wyraźny, ostry i odpowiednio oświetlony.

3
Obraz 3D

Dźwięk:

Dyski z wersjami 3D i 2D zawierają oryginalną angielską ścieżkę dźwiękową, niestety w stratnym formacie DTS-HD High Resolution 7.1. Małym pocieszeniem jest fakt, iż nie obcięto dwóch dodatkowych kanałów do 5.1. Przygotowane specjalnie na rynek polski i niemiecki płyty zawierają przecież jeszcze sporo wolnego miejsca. I tak dysk z filmem w 3D zajmuje 44,35 GB, w 2D natomiast 43,30 GB. Nawet pobieżne wyliczenia wskazują, że gdyby zamiast obecnego na krążkach w tej formie zapisu angielskiego audio, wrzucono oryginalną ścieżkę w DTS-HD Master Audio, ta zmieściłaby się bez żadnego problemu. A tak pozostaje kolejny raz niesmak, albowiem jest to już stosowana od dłuższego czasu praktyka ze strony centrali Disneya dla tej części Europy. Owa wada nie będzie słyszalna na każdym sprzęcie, jednakże posiadacze amplitunerów i głośników z górnej półki cenowej, mogą poczuć się tym faktem rozczarowani.

Cóż, pozostańmy jednak przy tym, co zaserwował nam koncern Myszki Mickey. Nawet tak „wybrakowana” ścieżka ma wiele dobrego do zaoferowania. Oprócz czysto brzmiących dialogów, które docierają do słuchacza jak zwykle z centralnego głośnika, możemy docenić kunszt realizatorów dźwięku (zasłużona nominacja do Oscara w tej kategorii). A to za sprawą wzorcowo udźwiękowionych wszelakich sekwencji akcji (chociażby na księżycu Jedha oraz finałowa konfrontacja na Scarif) – można poczuć się jak w centrum wydarzeń. Wszelkie odgłosy, czy to scenach plenerowych czy we wnętrzach, rewelacyjnie otaczają widza i słuchacza. Tło dźwiękowe szczelnie wypełnia przestrzeń pomiędzy głośnikami, kierunkowość dźwięku również bez zarzutu.  Muzyka skomponowana przez Michaela Giacchino, z wydatnym udziałem tematów Johna Williamsa (recenzja soundtracku tutaj), także bardzo wyraźnie zaznacza swoją obecność w sferze audio, nie zagłuszana bywa przez ogrom efektów dźwiękowych (krótko: powstał wzorcowy miks).

Z czysto kronikarskiego obowiązku, wspomnijmy o polskiej wersji językowej. Tym razem jest to kinowy dubbing, opracowany przez firmę SDI Media Polska (reżyseria: Waldemar Modestowicz, dialogi: Jan Wecsile). Nagrano go w systemie Dolby Digital 5.1. Najpierw zalety: ścieżka ta jest odpowiednio zbalansowana, bez niedociągnięć w postaci wysuwania się rodzimych głosów na pierwszy plan i zagłuszania reszty tła.  Przeważają jednak wady. Niekiedy nie można zrozumieć, co dokładnie mówią bohaterowie. Polskie odpowiedniki zostały dobrane z różnym skutkiem. O ile Zbigniewa Zamachowskiego jako droida K-2S0 idzie jeszcze zaakceptować, tak już Olga Sarzyńska dubbingująca Jyn Erso brzmi zbyt „młodzieńczo” i piskliwie, co nie za bardzo odzwierciedla zawziętość postaci granej przez Felicity Jones. Jednak prawdziwym testem naszej odporności na tę formę udźwiękowienia będzie oczywiście Darth Vader. Podkładającemu głos Grzegorzowi Pawlakowi, mimo usilnych starań, brakuje tej głębi i basu, które to są tak charakterystyczne dla Jamesa Earla Jonesa. Na szczęście tym razem nazwisko głównego złoczyńcy w Galaktyce wymawiane jest poprawnie (zdaje się, że w poprzednich latach było to coś w stylu słowa „Wader”).

4
Dźwięk

Materiały dodatkowe:

rogue_one_a_star_wars_story_bonus_01.jpg rogue_one_a_star_wars_story_bonus_03.jpg

Na deser dla spragnionych poznania tajników kuchni filmowej, dodatki na osobnej płycie. Spoglądając na ich listę, wydawać się może, iż wyczerpują one proces produkcyjny, przynajmniej w stopniu podstawowym. Jednak większość z nich bardziej koncentruje się na postaciach (kolejnych sześć filmików, począwszy od „Jyn: The Rebel”) i często powielają to, co już wiemy z samego filmu. Aktorzy wypowiadają się z entuzjazmem, o swoich koleżankach i kolegach z planu mówią wyłącznie w superlatywach, tak by nikogo nie urazić. Na obejrzenie bonusów musimy zarezerwować sobie ok. 75 minut wolnego czasu. Wśród nich mamy następujące materiały:

1) Historie (01:08:58, z opcją „Play All”):

- A Rogue Idea – Rewolucyjny pomysł (00:09:00) – o pomyśle na film, który wyszedł od Johna Knolla, twórcy efektów specjalnych, o zatrudnieniu Garteha Edwardsa na stanowisko reżysera (pojawiają się jego zdjęcia z wycieczki do Tunezji w 2005 roku, gdzie kręcono pierwszy film w 1976 roku).
- Jyn: The Rebel – Jyn: Rebeliantka (00:06:16)
- Cassian: The Spy – Cassian: Szpieg (00:04:14)
- K-2SO: The Droid (00:07:43)
- Baze & Chirrut: Guardians of the Whills – Baze i Chirrut: Strażnicy Oświeconych (00:06:20)
- Bodhi & Saw: The Pilot & The Revolutionary – Bodhi i Saw: Pilot i buntownik (00:08:35)
- The Empire – Imperium (00:08:18 )
- Visions of Hope: The Look of Rogue One – Wizja nadziei: Łotr 1. Gwiezdne wojny: historie (00:08:24) – o projektach graficznych elementów scenografii i kostiumów (w tym czarnych szturmowców), które zostały zainspirowane oczywiście przez szkice koncepcyjne Ralpha McQuarrie.
- The Princess & The Governor – Księżniczka i gubernator (00:05:49)
- Epilogue: The Story Continues – Epilog: opowieść trwa (00:04:15) – relacja z uroczystej premiery w Los Angeles oraz krótkie wypowiedzi fanów.

2) Rogue Connections – Sojusz Łotrów (00:04:31) – nawiązania do filmów z serii „Gwiezdne wojny” i wiele innych „smaczków”, ukrytych w „Łotrze 1”. Najzagorzalsi fani i tak wszystko to już wiedzą, dla pozostałych widzów owe ciekawostki będą przyjemnie spędzonymi minutami.

Bardzo dobrym i nieczęsto spotykanym zabiegiem jest prezentacja dodatków w panoramicznym formacie (takim samym jak sam film). Wiele ujęć z planu można niekiedy wziąć przez pomyłkę za sceny wycięte z ostatecznej wersji montażowej. Możemy także zobaczyć kilka krótkich scenek zza kulis „Nowej nadziei”. Brakuje jednak chociażby kompleksowego dokumentu o efektach specjalnych: tych praktycznych i tych, określanych mianem CGI (wyjątkiem jest krótki materiał o cyfrowych postaciach Tarkina i Księżniczki Lei, „The Princess & The Governor”). Nie ma najmniejszej wzmianki o muzyce Giacchino, a kompozytor ten na pewno miałby wiele ciekawego do powiedzenia na temat procesu pisania partytury do „Łotra 1”. Wiele osób miało też nadzieję na zamieszczenie scen usuniętych bądź alternatywnych, których – sądząc po zwiastunach (tych także poskąpiono) – jest całkiem pokaźna ilość.

Wszystkie materiały dodatkowe są w jakości HD (1080p), z dźwiękiem Dolby Digital 2.0 i zostały opatrzone polskimi napisami, co także należy policzyć na plus i zawsze podnosi ocenę końcową.

Na koniec tej części kilka słów odnośnie wyglądu menu: animowane i interaktywne, dostępne także w języku polskim (dla płyt z filmem i dodatkami), z muzyką, która od razu kojarzy się ze Star Wars, a zaaranżowaną przez kompozytora „Łotra 1”, w tle. Miła odmiana wobec minimalistycznych wydań Warner Bros. i raczej standard dla współczesnych edycji filmów na Blu-ray z wytwórni Disneya.

+3
Dodatki

Opis i prezentacja wydania:

Trzy dyski zapakowano do niebieskiego pudełka (marki ELITE) z logiem „Blu-ray 3D” u góry. Jego grubość wynosi 12 mm, czyli więcej niż zwyczajowe opakowania na polskim rynku. By pomieścić wszystkie płyty, amaray został zaopatrzony w dwustronną tackę, toteż całość jest o wiele cięższa, niż początkowo mogłoby się wydawać. Front okładki zdobi zmodyfikowana, zbyt mocno wyretuszowana, a przez to trochę nienaturalna, wersja plakatu kinowego (z postaciami ułożonymi w kształt piramidki na tle Gwiazdy Śmierci), tył natomiast zawiera bardzo krótki, wręcz lakoniczny opis filmu, informacje o dodatkach i specyfikacje płyt 3D i 2D (format obrazu, rodzaj dźwięku, dostępne napisy). Ogólny i raczej pozytywny wygląd, trochę szpeci czerwony górny pasek, informujący o obecności dysku 3D, ale to już normalka dla Disneyowskich wydań tego typu. Na każdej z trzech płyt dominuje inny kolor: są to odpowiednio niebieski dla 2D, czerwony dla 3D oraz brązowy dla bonusowego krążka. Wpadek edytorskich nie stwierdzono.

1. Łotr 1 front.jpg 2. Łotr 1 tył.jpg

4. Łotr 1 grzbiet.jpg

5. Łotr 1 środek z płytą 1.jpg 6. Łotr 1 środek z płytami 2.jpg

4
Opakowanie

Specyfikacja wydania

Dystrybucja

Galapagos

Data wydania

26.04.2017

Opakowanie

Amaray/Steelbook

Czas trwania [min.]

134

Liczba nośników

3

Obraz

Aspect Ratio: 16:9 - 2.39:1

Dźwięk oryginalny

DTS-HD High Resolution 7.1 angielski

Polska wersja

napisy, Dolby Digital 5.1 (dubbing)

Podsumowanie:

Całkiem przyzwoita edycja Blu-ray, nawet jeśli opakowanie to „tylko plastik”, udanego filmu, poszerzającego i tak rozbudowaną mitologię, „Gwiezdnych wojen”. Jej główną zaletą, co nie powinno dziwić w przypadku najnowszych produkcji, jest referencyjna jakość obrazu. Rozczarowują odrobinę materiały dodatkowe, ale i tak są o wiele lepsze od tego, co serwuje obecnie Marvel, aczkolwiek bardzo daleko im do dobrodziejstw – by daleko nie szukać – nawet podstawowych edycji „Hobbitów” Petera Jacksona. Wydania kolekcjonerskiego, obfitującego w większy zestaw bonusów, być może doczekamy się jesienią, przed premierą części VIII (tak jak to było w 2016 roku z „Przebudzeniem Mocy”). Przysłowiową „łyżką dziegciu w beczce miodu” jest niestety brak bezstratnego audio, toteż polscy fani mogą poczuć się rozczarowani podejściem Disneya do naszego regionu i nierównego traktowania nabywców filmów na Blu-ray, podczas gdy klienci z USA czy UK otrzymują pełnowartościowy produkt.

+4
Film
6
Obraz
3
Obraz 3D
4
Dźwięk
+3
Dodatki
4
Opakowanie
4
Średnia

Oceny przyznawane są w skali od 1 do 6.

Gdzie kupić wydanie Blu-ray (3D+2D, amaray) filmu „Łotr 1. Gwiezdne wojny – historie”?

gandalf.com.pl99,99 zł

dvdmax.pl – 104,30 zł

swiatksiazki.pl104,99 zł

mediamarkt.pl109,00 zł

saturn.pl – 109,00 zł

bluedvd.pl109,82 zł

merlin.pl114,99 zł

empik.com119,99 zł

Specjalne podziękowania dla Mateusza za uzupełnienie recenzji  o opis i ocenę wersji 3D filmu.

Film do recenzji otrzymaliśmy dzięki uprzejmości firmy Galapagos.

źródło: Galapagos / Disney / Lucasfilm / Poral.eu