
Choć „Ostatni Jedi” miał ukazać wewnętrzne rozterki i ludzkie oblicze legendarnego bohatera, wielu fanów nie potrafiło pogodzić się z przemianą Luke’a Skywalkera. Mark Hamill – odtwórca tej ikonicznej roli – przez długi czas również nie był przekonany do wizji Riana Johnsona. Dopiero stworzenie własnej, alternatywnej historii pozwoliło mu naprawdę wczuć się w postać samotnego mistrza Jedi.
Mark Hamill przedstawia swoją wersję przemiany Luke'a Skywalkera
W filmie widzimy Luke’a, który po tragicznym rozłamie z Benem Solo – swoim uczniem i siostrzeńcem – zaszywa się na odległej planecie Ahch-To, gdzie niegdyś powstała pierwsza świątynia Jedi. Przepełniony poczuciem winy, dochodzi do wniosku, że Zakon Jedi był częścią cyklicznego upadku i pychy, a nie źródłem nadziei. Postanawia więc nie odbudowywać przeszłości, lecz pozwolić jej przeminąć razem z nim.
Rian Johnson wielokrotnie podkreślał, że zależało mu na pokazaniu, iż nawet wielcy bohaterowie przeżywają kryzysy wiary, a porażki mogą być równie kształtujące jak zwycięstwa.Hamill początkowo otwarcie krytykował tę wizję, ale w ostatnich latach wielokrotnie podkreślał, że żałuje tych wypowiedzi i że darzy Johnsona wielkim szacunkiem. Mimo to, by lepiej wczuć się w rolę, stworzył sobie alternatywną historię Luke’a – tragiczną, osobistą i zupełnie inną od tej z ekranu.
Sprawdź też: James Bond „to koszmar każdego aktora”? Aktor szczerze o plotkach łączących go z rolą
Hamill ujawnił, że w jego wyobrażeniu Luke porzucił Jedi nie z powodu porażki z Benem, lecz po utracie rodziny. Zakochał się, zrezygnował z bycia Jedi, miał dziecko. Pewnego dnia to dziecko przypadkowo włączyło niezabezpieczony miecz świetlny i zginęło. Załamana żona popełniła samobójstwo. Ta podwójna tragedia – według Hamilla – mogłaby rzeczywiście złamać nawet największego bohatera.
Choć filmowa wersja Luke’a poszła inną drogą, aktor zaznaczył, że ta prywatna interpretacja pomogła mu zrozumieć emocje swojej postaci i dać z siebie wszystko na planie.
źródło: Comicbookmovie/zdj.Disney