„Shang-Chi i legenda dziesięciu pierścieni” – recenzja filmu i wydania Blu-ray. Marvel w orientalnym sosie

26 stycznia swoją premierę miały wydania Blu-ray i DVD z filmem „Shang-Chi i legenda dziesięciu pierścieni”. Zapraszamy do recenzji wydania Blu-ray.

„Shang-Chi i legenda dziesięciu pierścieni” (2021), reż. Destin Daniel Cretton

(dystrybucja w Polsce: Galapagos)

Film „Shang-Chi i legenda dziesięciu pierścieni”

Kinowe uniwersum Marvela doszło w pewnym momencie do punktu, w którym właściwie każdy kolejny film wchodzący w jego skład był niejako „skazany na sukces”. W tej sytuacji zaistniała możliwość (jak również i chęć ze strony wytwórni) przenoszenia na ekran kolejnych komiksowych bohaterów, nawet takich, o których przeciętny, niesiedzący w komiksach odbiorca nigdy w życiu nie słyszał. Pojawiły się filmowe adaptacje komiksów o drugo- i trzecioligowych postaciach, a niektóre z nich odniosły gigantyczny sukces, choć gdyby się im tak nieco bliżej przyjrzeć i chwilę zastanowić, pojawiają się poważne wątpliwości, czy zasłużony. Takie filmy jak „Czarna Pantera” czy „Kapitan Marvel”, które osobiście uważam za samo dno MCU (czego uzasadnienie znalazło się w poświęconych im recenzjach), bez trudu były w stanie zgromadzić przeszło miliard dolarów na koncie, a przy okazji cieszyć się dobrymi recenzjami. No ale, gdy w obecnych czasach zrobi się film o czarnoskórym superbohaterze, czy też walącą po oczach swym ideologicznym zaangażowaniem gloryfikację girl power, w której to (co tam, że antypatyczna) bohaterka od początku do końca nie ma z niczym problemu, sukces, jak widać, murowany. A skoro w obu wymienionych przypadkach się udało, to jaka mogła być kolejna skazana na sukces nowość MCU? Oczywiście bohater-Azjata.

Tym razem jednak wystąpiły nieprzewidziane problemy, o ironio, również o azjatyckim rodowodzie. Pierwszą była pandemia koronawirusa, która na jakiś czas nie tylko wymusiła przesuwanie terminów premier (co pociągnęło za sobą dobrze ponad rok przerwy w kalendarzu premier MCU), ale i odbiła się negatywnie na wynikach kasowych (z czym skutecznie poradził sobie dopiero najnowszy „Spider-Man”). Drugim problemem okazały się Chiny, które, choć postrzegane jako jeden z najważniejszych rynków docelowych, postanowiły zakazać wyświetlania filmu u siebie za względu na pewne niefortunne wypowiedzi, które swego czasu wygłosił odtwórca roli głównej, Simu Liu. Co za tym idzie, nie zbliżono się nawet do miliarda zielonych, ba, nie udało się uzbierać nawet połowy tej sumy. Trudno powiedzieć, jaki miał na to wpływ poziom samego filmu, bowiem ten czynnik zdaje się w ostatnich latach mocno tracić na znaczeniu. Niemniej jednak pozostaje kluczowy dla autora tych słów i jest także sednem niniejszej recenzji.

00801.m2ts_snapshot_00.01.43-min.png

Dwa słowa na temat fabuły – w pierwszych scenach zostaje nam przedstawiony posługujący się magiczną mocą dziesięciu starożytnych pierścieni wojownik i zdobywca – Wenwu (Tony Leung). Jest to oczywiście wyraźne nawiązanie do postaci, którą swego czasu MCU postanowiło potraktować w dość kontrowersyjny sposób, mianowicie – Mandaryna. Żyjący dzięki magicznej mocy na przestrzeni wieków wojownik poznaje w końcu kobietę, z którą mógłby się zestarzeć (Fala Chen) i która rodzi mu dwójkę dzieci, a w jakiś czas później ginie z rąk ludzi szukających zemsty na Wenwu. Jednym z  dzieci jest tytułowy bohater, którego poznajemy, gdy wspólnie z przyjaciółką, Katy (Awkwafina), pracuje jako parkingowy w San Francisco. Pewnego dnia zostaje zaatakowany przez ludzi, którzy chcą mu odebrać otrzymany od matki naszyjnik (tu nadarza się sposobność do zademonstrowania widzom nadzwyczajnych umiejętności naszego bohatera). Okazuje się, że wysłał ich jego ojciec, szukający kontaktu z niewidzianymi od lat dziećmi, uważa bowiem, że ich matka jednak żyje i mogą mu pomóc w jej odnalezieniu. Shang-Chi i (niestety) Katy wyruszają więc do Azji, by odszukać siostrę naszego bohatera i poznać tajemnice skrywane przez jego rodzinę. Na swej drodze napotkają zarówno Wenwu, jak i ciotkę naszego bohatera, Ying-Nan (Michelle Yeoh), strażniczkę tajemniczej wioski Ta Lo.

Jak to wszystko wypada w praktyce? Z początku nawet sympatycznie. Spotkaniu Wenwu i jego wybranki towarzyszy całkiem niezła, ciesząca oko i mocno inspirowana kinem spod znaku wuxia sekwencja pojedynku. Główny bohater, choć nieco mdły i niewyraźny, daje się lubić, z pewnością bardziej niż jego irytująca comic-reliefowa towarzyszka. Zgrzyty zaczynają się jednak pojawiać dość szybko – pierwszym jest tragiczna muzyka w pierwszej większej scenie akcji, która wręcz wybija z filmu (ogólnie pod względem muzyki film raczej rozczarowuje). Już tutaj zaczyna się także dawać we znaki niezbyt dopracowane CGI (a im dalej, tym go więcej). Nim dojdzie do spotkania z ojcem, otrzymujemy jeszcze kilka przyzwoitych scen akcji, a film utrzymuje solidne tempo. Niestety w pewnym momencie (mniej więcej w okolicach pojawienia się pewnej dawno niewidzianej w MCU postaci, która będzie pełnić rolę kolejnego comic reliefa, czyli głównie irytować widza swoją głupotą) całość się nagle wykoleja. Raz, że serwuje się tu kilka dość głupkowatych, psujących klimat pomysłów, wśród których króluje pewien absurdalny CGI-stwór (ponoć wywodzący się z chińskiej mitologii), dwa – wszystko zwalnia i zaczyna się robić coraz bardziej nieciekawie, trzy – drastycznie wzrasta poziom bijącej z ekranu sztuczności (nawet sceny kręcone na lokacjach zazwyczaj straszą ewidentnie dodanymi na greenscreenie tłami). Wszystko to sprawia, że banalność scenariusza i wtórność opowiadanej historii zaczynają razić nieporównywalnie bardziej niż do tej pory, a zaangażowanie widza nagle gdzieś ulatuje, by nie powrócić już do końca seansu. Z przygodówki przyprawionej sztukami walki robi nam się nagle pełnoprawny (a przy tym całkowicie przewidywalny) film fantasy o ratowaniu świata, w którym to główną atrakcją są starożytne bestie przedstawione z pomocą przeciętnego CGI, ścierające się ze sobą na wygenerowanych w komputerze tłach. Przeciągłe ziewnięcie jest najlepszym i najbardziej adekwatnym komentarzem dla finałowego starcia, a to, jak by nie patrzeć, stanowi pewien problem. Mam nieodparte wrażenie, że coś dużo bardziej przyziemnego, o mniejszej skali, za to skupione na postaciach i efektownym zaprezentowaniu wschodnich sztuk walki sprawdziłoby się tu zdecydowanie lepiej (dobrym przykładem klimatu, o jaki mi chodzi, byłby „The Wolverine” z 2013 roku). Z pewnością przydałoby się też nieco wyraźniejsze zarysowanie organizacji Dziesięciu Pierścieni, która jest tu właściwie niczym więcej, jak nie do końca określonym elementem tła. Problematyczne bywają też scenariuszowe uzasadnienia pewnych podejmowanych przez postacie decyzji, które chwilami wydają się niewystarczająco umotywowane.

00801.m2ts_snapshot_00.18.26-min.png

Jakieś plusy, spytacie? No cóż, od biedy można by wskazać postać Wenwu, który jest chyba najciekawszym bohaterem ze wszystkich (bo reszta, za wyjątkiem tych bardziej irytujących, jest sobie, bo jest i trudno o nich cokolwiek ciekawego powiedzieć), choć przydałoby się mu poświęcić nieco więcej czasu. Poza tym choreografia walk bywa interesująca (choć to się tyczy w zasadzie tylko pierwszej połowy filmu), no i krótka scena pojedynku, w której to powracają dwie znane z innych filmów MCU postacie, jest całkiem miłym dodatkiem,  ale to w zasadzie tyle.

I w tym momencie zaczynam się zastanawiać, czy aby na wspomnianych wcześniej „Kapitan Marvel” i „Czarnej Panterze” nie bawiłem się lepiej. Trudno powiedzieć, ale wygląda na to, że „Shang-Chi” to dokładnie ta sama liga (choć bohater jednak sympatyczniejszy). Co więcej, powiedziałbym też, że spośród zeszłorocznych filmów ze sztukami walki na pierwszym planie, nawet mocno niedomagający „Mortal Kombat” dostarczył mi więcej rozrywki (kategoria R jednak zrobiła swoje). Podczas seansu „Legendy dziesięciu pierścieni” wymęczyłem się strasznie i na kolejne filmy wprowadzające do MCU bohaterów, o których wcześniej nie słyszałem, nie mam już najmniejszej ochoty (tak, „Eternals”, zwłaszcza o was mowa). Mam wrażenie, że napychane coraz większą ilością byle jakiej zawartości uniwersum zaczyna rozłazić się w szwach i coraz częściej nachodzi mnie myśl o tym, czy już aby nie pora wysiąść z tego pociągu. Ta rozpoczęta w 2008 roku podróż, tak jeszcze do niedawna satysfakcjonująca, zaczyna się robić coraz bardziej męcząca. Co się tyczy „Shang-Chi” – na Rotten Tomatoes może sobie być te 91% pozytywnych recenzji, ale ode mnie szkolna trója (i to taka, że pozwolę sobie pozostać przy kolejowych analogiach, na szynach) i wyżej nie podskoczy. Potencjał był z pewnością spory, a wyszło, jak wyszło.

3
Film

Obraz w filmie „Shang-Chi i legenda dziesięciu pierścieni”

W kwestii prezentacji video po raz kolejny mamy do czynienia z tym, do czego filmy MCU zdążyły nas przyzwyczaić w ciągu minionych lat. Próżno tu liczyć na jakąkolwiek wizualną wyrazistość czy charakterystyczny styl. Jest czysto, gładko, szczegółowo (zasługują na wzmiankę choćby detale kostiumów), czasem nawet kolorowo, ale i... dość nijako, a wrażenie psują miejscami nie-aż-tak-specjalne efekty specjalne (już w piątej minucie jest kilka przykładów tego typu paskudnych wizualnie ujęć). Z drugiej strony trudno się tu jednak dopatrzeć jakichkolwiek obiektywnych problemów z prezentacją video. Ot kolejny, taśmowy produkt w bezpiecznej i nieodbiegającej od normy oprawie, z którą przynajmniej teoretycznie wszystko jest w porządku, tyle że zwyczajnie brak jej charakteru i po tylu latach obecności standardu Blu-ray na rynku nie robi już specjalnego wrażenia. Mimo to jednak trudno znaleźć sensowny powód, by jej zaniżyć ocenę.

Shang-Chi i legenda dziesięciu pierścieni blu-ray (1).jpg Shang-Chi i legenda dziesięciu pierścieni blu-ray (2).jpg

Shang-Chi i legenda dziesięciu pierścieni blu-ray (3).jpg Shang-Chi i legenda dziesięciu pierścieni blu-ray (4).jpg

Shang-Chi i legenda dziesięciu pierścieni blu-ray (5).jpg Shang-Chi i legenda dziesięciu pierścieni blu-ray (6).jpg

Shang-Chi i legenda dziesięciu pierścieni blu-ray (7).jpg Shang-Chi i legenda dziesięciu pierścieni blu-ray (8).jpg

Shang-Chi i legenda dziesięciu pierścieni blu-ray (10).jpg Shang-Chi i legenda dziesięciu pierścieni blu-ray (9).jpg

Shang-Chi i legenda dziesięciu pierścieni blu-ray (12).jpg Shang-Chi i legenda dziesięciu pierścieni blu-ray (11).jpg

Shang-Chi i legenda dziesięciu pierścieni blu-ray (13).jpg Shang-Chi i legenda dziesięciu pierścieni blu-ray (14).jpg

Shang-Chi i legenda dziesięciu pierścieni blu-ray (16).jpg Shang-Chi i legenda dziesięciu pierścieni blu-ray (15).jpg

Wykres bitrate'u wideo na płycie Blu-ray

Poniżej prezentujemy wykresy bitrate'u video recenzowanej płyty Blu-ray, a dodatkowo także bitrate obrazu filmu „Shang-Chi i legenda dziesięciu pierścieni dostępnego w polskiej bibliotece serwisu iTunes dla posiadaczy urządzeń Apple TV i Apple TV 4K w rozdzielczości Full HD.

Po kliknięciu w obrazek przejdziecie do narzędzia, w którym można wyłączyć wybrany wykres i sprawdzać bitrate w konkretnym miejscu.

Wykres bitrate'u wideo na płycie Blu-ray „Shang-Chi i legenda dziesięciu pierścieni”

5
Obraz

Dźwięk w filmie „Shang-Chi i legenda dziesięciu pierścieni”

W zasadzie mógłbym w tym miejscu odesłać czytelnika do recenzji „Czarnej Wdowy”, bo ścieżka DTS-HD MA 7.1, którą tu otrzymujemy cierpi na te same przypadłości co i w przypadku poprzedniego filmu MCU (i wielu produkcji Disneya przed nim). Poziom głośności zdaje się niedomagać, a całej dźwiękowej prezentacji brakuje nieco głębi. Sceny akcji, które w tego typu filmie powinny robić największe wrażenie, pozostawiają niedosyt, a i w wielu innych miejscach odnosimy wrażenie, że jest nieco zbyt „płasko” i bez większego wyrazu. Nie ma natomiast problemu z wyrazistością i słyszalnością dialogów. Całościowo jest niby znośnie, ale bez fajerwerków.

Otrzymujemy oczywiście także i dubbing w DD 5.1 ze wszystkimi tego rodzaju ścieżki atrakcjami takimi jak nadekspresja rodem z kreskówek i dźwięk niepasujący do ruchu ust aktorów. Warto w tym miejscu zaznaczyć, że kwestie wypowiadane po chińsku nie są dubbingowane i aktorzy przemawiają w tym przypadku własnymi głosami, a tłumaczenie otrzymujemy w postaci napisów.

3+
Dźwięk

Dodatki w filmie „Shang-Chi i legenda dziesięciu pierścieni”

shang-chi-bd-menu-min.png

Na standardowo ubogi zestaw dodatków składają się:

  • Tworząc dziedzictwo (8:53) – krótki i bardzo pobieżny making of skupiający się na scenach akcji, lokacjach, kostiumach i fanastycznych stworzeniach, które zobaczymy w filmie.
  • Więzi rodzinne (7:28) – dokument skupiający się na głównych postaciach i aktorach.
  • Gagi z planu (2:10) – typowe wygłupy z planu.
  • Sceny niewykorzystane (14:23) – zestaw scen wyciętych (część z nich w niedokończonej postaci), wśród których znajdziemy kilka interesujących momentów.
  • Komentarz twórców – reżyser Destin Daniel Cretton i scenarzysta Dave Callaham dyskutują o szczegółach realizacji filmu, dostarczając nam sporo informacji, choć ich komentarz bywa nieco anemiczny (i oczywiście nie ma do niego polskich napisów).
3
Dodatki

Opis i prezentacja wydania Blu-ray z filmem „Shang-Chi i legenda dziesięciu pierścieni”

Jeśli chodzi o oprawę wydania, to jest w zasadzie tak, jak zazwyczaj bywało, a więc nie bardzo jest się o czym rozpisywać (wystarczy rzucić okiem na zdjęcia), aczkolwiek z jednym wyjątkiem. W przeciwieństwie do większości filmów MCU, „Shang-Chi” otrzymał w końcu sensowny nadruk na płycie – zamiast jednolitej niebieskiej powierzchni z białym napisem, otrzymujemy o wiele ładniejszy nadruk z logiem dziesięciu pierścieni.

4
Opakowanie

Podstawowe informacje z raportu BDInfo

Disc Title: MARVEL STUDIOS' SHANG-CHI - BLU-RAY™
Disc Size: 47,015,896,411 bytes
Length: 2:12:20.682 (h:m:s.ms)
Size: 41,168,326,656 bytes
Total Bitrate: 41.48 Mbps

VIDEO:

Codec Bitrate Description
----- ------- -----------
MPEG-4 AVC Video 30248 kbps 1080p / 23.976 fps / 16:9 / High Profile 4.1

AUDIO:

Codec Language Bitrate Description
----- -------- ------- -----------
DTS-HD Master Audio English 4763 kbps 7.1 / 48 kHz / 4763 kbps / 24-bit (DTS Core: 5.1 / 48 kHz / 1509 kbps / 24-bit / DN -4dB)
Dolby Digital Audio Polish 640 kbps 5.1 / 48 kHz / 640 kbps / DN -27dB

SUBTITLES:

Codec Language Bitrate Description
----- -------- ------- -----------
Presentation Graphics English 35.799 kbps
Presentation Graphics Polish 19.673 kbps

Pełny raport BD-info dostępny jest pod odnośnikiem: „Shang-Chi i legenda dziesięciu pierścieni” – raport BDInfo z płyty 2D.

Specyfikacja wydania Blu-ray z filmem „Shang-Chi i legenda dziesięciu kręgów”

Dystrybucja

Galapagos

Data wydania

26.01.2022

Opakowanie

Plastikowe

Czas trwania [min.]

132

Liczba nośników

1

Obraz

Aspect Ratio: 16:9 - 2.39:1

Dźwięk oryginalny

DTS-HD Master Audio 7.1 angielski

Polska wersja

Dolby Digital 5.1 (dubbing) i napisy

Podsumowanie

Jesli ktoś, podobnie jak ja, w epoce post-endgame'owej zaczął nieco tracić zainteresowanie MCU, „Shang-Chi” raczej nie będzie mocnym argumentem za tym, by je przywrócić. Jest to kolejna niewnosząca niczego interesującego, wyprana z jakiegokolwiek stylu historia, z tym tylko, że polana orientalnym sosem (niestety dość mdłym), w której próżno szukać budzących emocje postaci, wciągającej fabuły czy robiącej większe wrażenie warstwy wizualnej. Ot kolejna pozycja z cyklu „obejrzeć i zapomnieć” (przynajmniej do czasu aż Shang-Chi wystąpi w jakimś drużynowym filmie u boku ciekawszych i bardziej od niego lubianych bohaterów). Wydanie Blu-ray ma do zaoferowania solidny obraz, niespecjalnie imponującą ścieżkę dźwiękową i ubogi zestaw materiałów dodatkowych. Kompleciści MCU z pewnością zechcą postawić film na półce, pozostałym zakupu „w ciemno” raczej nie polecam.

Kompletne informacje na temat wydania Blu-ray z filmem „Shang-Chi i legenda dziesięciu pierścieni” znajdziecie na Filmoskopie.

3
Film
5
Obraz
3+
Dźwięk
3
Dodatki
4
Opakowanie
3+
Średnia

Oceny przyznawane są w skali od 1 do 6.

Gdzie kupić film „Shang-Chi i legenda dziesięciu pierścieni”?

Film do recenzji otrzymaliśmy dzięki uprzejmości firmy Galapagos.

zdj. Marvel / Galapagos / zdjęcia własne – Filmozercy.com