Timothy Zahn „Thrawn. Zdrada” – recenzja książki z nowego kanonu „Star Wars”

W połowie października na księgarnianych półkach zawitała trzecia część nowych przygód admirała Thrawna, autorstwa Timothy'ego Zahna. „Thrawn. Zdrada” pojawił się na polskim rynku nakładem wydawnictwa Uroboros, które odpowiedzialne jest za wszystkie gwiezdnowojenne publikacje nowego kanonu. Zapraszamy do lektury naszej recenzji wydawnictwa.

Jeden z członków Guaviańskiej Bandy Śmierci powiedział to najlepiej w „Przebudzeniu Mocy”: your game is old. Kosmiczny bandyta stojący na czele odzianych w karmazynowe pancerze najemników mówił wprawdzie o leciwym Hanie Solo, ale podobne stwierdzenie należałoby się i Timothy’emu Zahnowi. Celebrowany autor podarował nam na ten moment trzy niemałe książki nowego kanonu (cztery, jeśli liczyć nieprzetłumaczone jeszcze „Chaos Rising”; pięć, jeśli uwzględnić zapowiedziane „Greater Good”) poświęcone genialnemu Wielkiemu Admirałowi Thrawnowi. Spoiwem każdej z nich – „Thrawna”, „Sojuszów” i recenzowanej tym razem „Zdrady” – jest niekryte ani przez moment uwielbienie, które do swojej postaci ma sam autor. Wiele spośród spisanych przygód Thrawna skonstruowano tak, by najefektowniej uwypuklić taktyczny geniusz bohatera i detektywistyczny sznyt rodem z Arthura Conana Doyle’a. Ze „Zdradą” jest dokładnie tak samo, toteż powieść jak ulał wpisuje się w ustalony i utrwalany schemat. A jednak, ani w przypadku Hana Solo, ani błękitnoskórego Chissa, do zmęczenia materiału dojść najpewniej nie może. Ponowne spotkanie z genialnym admirałem raz jeszcze niesie ze sobą pokłady gwiezdnowojennej frajdy. Mało tego, Zahn wieńczy swoją (pierwszą) nowokanoniczną trylogię powieścią, która jest z całej trójki zdecydowanie najlepsza, a na pewno najbardziej wyrównana.

Owo „wyrównanie” odnosi się przede wszystkim do wątków pobocznych powieści. W obu poprzednich tomach Zahn decydował się albo na przeplatanie angażującej, głównej opowieści z mocno przeciętnym wątkiem zapasowym („Thrawn”), albo prowadzenie dwóch, równoległych historii o tych samych bohaterach, z których naprawdę dobra była w zasadzie tylko jedna („Sojusze”). Częściowego rozczłonkowania fabuły Zahn nie wystrzega się i tym razem, ale trzeba przyznać, że jako całość jego „Zdrada” wydaje się znacznie bardziej skoncentrowana. Wątki poboczne zredukowano do niewielkich dygresji, zaś rozrzuconych po fabule bohaterów zmuszono do konsekwentnego przecinania szlaków. Co najważniejsze, ani razu przy lekturze „Zdrady” nie sposób odnieść wrażenia, by historia osiągała moment niewymuszonego przestoju czy siłą wyrywała czytelnika z zaangażowania w podjęty wątek – Zahn miał z tym w ostatnich latach problem i wygląda na to, że udało mu się go skutecznie przezwyciężyć.

Akcję „Zdrady” osadzono niedługo po wydarzeniach drugiego tomu serii. Wielki Admirał, uwikłany w walkę z rebeliantami z planety Lothal, otrzymuje specjalne zadanie, od którego zależeć będzie przyszłość doglądanego przez niego programu TIE Defenderów, specjalnych myśliwców w arsenale Imperium. By utrzymać finansowanie projektu, Thrawn będzie musiał rozwiązać zagadkę znikających transportów zasilających trwającą budowę Gwiazdy Śmierci. W trakcie misji Chiss zweryfikuje swoją lojalność względem Imperatora oraz własnych, niebieskoskórych pobratymców. W międzyczasie do znanej galaktyki powróci zaginiony od czasu zakończenia „Thrawna” porucznik Eli Vanto, Watson dla Holmesa-Thrawna, zaś na trzecim planie rozegra się polityczny konflikt między wysoko postawionymi dygnitarzami Imperium. W kontekście tego ostatniego warto podkreślić, że ponieważ Zahn manewruje w coraz gęściej zapisywanym porządku nowego kanonu, w książkach dochodzi do coraz chętniejszego odwoływania się do innych opowieści spod znaku „Star Wars”. W „Zdradzie” pojawiają się między innymi dyrektor Krennic (znany z „Łotra 1”), jego sekretny projekt budowy superbroni Imperium (przetłumaczony tu jako, o zgrozo, „projekt Gwiazdeczka”) oraz wielki moff Tarkin.

Swoją drogą, Zahn ze sztywnymi ramami czasowymi radzi sobie wyłącznie na korzyść opowiadanej historii. Ponieważ powieść rozgrywa się w trakcie wydarzeń finałowego sezonu „Rebeliantów”, Zahn zamyka akcję w obrębie kilku rozpędzonych dni – tylko tyle Thrawn ma, nim zobowiązania wezwą go z powrotem do ostatnich odcinków animacji Disney+. Niejako więc z przymusu, wciągająca intryga rozgrywa się bardzo szybko, zaś akcja przedstawiana raz jeszcze w ramach różnicowanych stylów narracyjnych obfituje w interesujące i opisane z różnych perspektyw zwroty fabularne. W treści znajdą się też kolejne wzmianki o zwyczajach i tradycjach Chissów oraz, co ciekawe, lepszy wgląd w tajemniczych szturmowców śmierci, którzy przez kanon przewijają się od czasu pamiętnego debiutu w „Łotrze 1”. Pewnym rozczarowaniem pozostaje tu natomiast raz jeszcze rasa Grysków – w pewnym sensie zarówno wielkich villainów i wielkich nieobecnych trylogii. Choć po raz kolejny przysparzają głównym bohaterom nie lada problemów, obcy z Dzikiej Przestrzeni wciąż pełnią rolę marginalną i, niestety, mocno anonimową. Być może sytuacja zmieni się przy okazji pisanej przez Zahna kolejnej trylogii o Thrawnie, osadzonej wiele lat przed opisywanymi w „Zdradzie” wydarzeniami.

Dodajmy, że na dobre i na złe, sztandarowym schematem powieści jest podejście autora do opowiadania samego Thrawna. Zahn konstruuje genialnego admirała wyłącznie w oparciu o wrażenie, które ten robi na innych uczestnikach fabuły. Tak jak i w poprzednich tomach, pojawiają się tu więc kolejno: reprezentujący czytelnika bohater bezbrzeżnie Thrawnem oczarowany i bohater, który metody admirała poddaje nieustannemu zwątpieniu (to ten, którego nie lubimy). Owszem, formuła spełnia swoją rolę, bo Chiss pozostaje całkowicie nieprzenikniony i trwale intrygujący, ale chciałoby się, by autor znalazł sposób, żeby swojego ulubionego protagonistę opowiedzieć z nieco świeższej perspektywy. Szans na pewno nie zabraknie. Choć po finale „Rebeliantów” dalsze losy Wielkiego Admirała Thrawna zależą wyłącznie od Dave'a Filoniego, to możemy być pewni, że Timothy Zahn podąży gdziekolwiek hipernapęd wypluje ulubionego Chissa i jego Chimearę.

Ocena: 5/6

star-wars-thrawn-zdrada.jpg 

Zdj. Uroboros