Pamiętacie, jak w ubiegłym roku Quentin Tarantino stwierdził, że widowiska Marvel Studios doprowadziły do zdewaluowania statusu gwiazd kina? Na przykładzie Kapitana Ameryki kultowy reżyser wskazał wówczas, że to superbohater jest gwiazdą filmu – a nie wcielający się w niego aktor. Teraz do sprawy odniósł się sam Chris Evans. Co ciekawe, aktor wcielający się w Avengera przez blisko dekadę przyznał filmowcowi rację.
„To Kapitan Ameryka jest gwiazdą” – opowiadał Tarantino w podcaście „2 Bears, 1 Cave” wskazując, że pojęcie „gwiazdorstwa” niewiele ma w tym przypadku wspólnego ze wcielającym się w tę postać Evansem. „Częścią marvelizacji Hollywoodu jest to, że... masz tych wszystkich aktorów, którzy zyskali popularność, bo wcielają się w te postacie. Ale gwiazdami kina nie są. Prawda? To Kapitan Ameryka jest gwiazdą. Thor jest gwiazdą. Nie jestem przecież pierwszą osobą, która tak twierdzi. Mnóstwo ludzi już to mówiło. To franczyzowe postacie stają się gwiazdami”
„Ma rację. To bohater jest prawdziwą gwiazdą” – były Kapitan Ameryka omawia wypowiedź Tarantino
Choć wypowiedź twórcy „Pulp Fiction” i „Kill Bill” spotkała się z krytyką ze strony miłośników Marvela (krytycznie o zdaniu reżysera wypowiedział się też jeden z najnowszych aktorów MCU, Simu Liu), jeden z głównych gwiazdorów komiksowego uniwersum przyznaje Tarantino rację. W nowej rozmowie z magazynem GQ Chris Evans wyjawił, że nawet w filmach, w których wcielał się w rolę tytułową, zdarzało mu się czuć niczym postać drugoplanowa.
„To było jednak prawdziwe piękno w pracy nad filmami Marvela. Nigdy nie musiało się być w samym środku, w samym centrum. Czasami nawet we własnym widowisku. Quentin Tarantino ostatnio o tym wspominał” – tłumaczył w rozmowie zamieszczonej w sieci na początku tego tygodnia. „[Dowiedziawszy się, co powiedział Tarantino] pomyślałem sobie, że on przecież ma rację. To bohater jest prawdziwą gwiazdą. Ty, jako aktor, jesteś tam, ale nie odczuwasz całego tego ciężaru”.
W ramach tej samej publikacji GQ skierowało się o komentarz do samego Kevina Feigego, szefa Marvel Studios i producenta nadzorującego wszystkie produkcje z MCU. Odnosząc się do słów Evansa, wyjaśnił: „Myślę, że to jest coś, co on sobie po prostu mówi. Myślę, że tak samo tłumaczyło sobie to wielu Avengersów – w tym Robert [Downey Jr.]. Mówili tak, bo to pomagało im w trakcie realizacji. Ale w pewnych przypadkach – w tym w przypadku Chrisa – nie jest to całkowicie prawdziwe”.
Sprawdź też:
- Na Disney+ trafił właśnie znakomity horror science fiction! Zróbmy wokół niego więcej szumu!
- Rachel Zegler w roli Królewny Śnieżki! Wyciekło pierwsze spojrzenie na bohaterkę!
- Netflix sięga po historię ze świata „Obecności”. Przyjrzy się rzeczywistej sprawie opętania
Warto przypomnieć, że sam Tarantino wskazywał w ubiegłorocznym wywiadzie, że swoją wypowiedzią nie próbuje oczerniać filmów superbohaterskich – wyznał, że darzy je umiarkowaną sympatią, choć w żadnym się nie zakochał. „Słuchaj, jak byłem dzieckiem, to zbierałem komiksy Marvela jak szalony. Sprawa wygląda tak: gdyby te filmy wychodziły, gdybym miał koło dwudziestki na karku to pewnie byłbym k***a przeszczęśliwy i kompletnie w nich zakochany. Ale wychodziłyby też wtedy inne filmy. [Filmy Marvela] byłyby po prostu filmami pomiędzy innymi filmami. Ale no, mam prawie sześćdziesiąt lat więc aż tak mnie nie ekscytują”.
Tarantino przyznał przy tym, że ma na pieńku z Marvelem, bo odnosi wrażenie zbyt dużej dominacji komiksowych produkcji w głównonurtowym kinie. „Można odnieść wrażenie, że tylko takie filmy teraz wychodzą. I wygląda na to, że tylko one generują jakąkolwiek ekscytację: pośród fanów, czy nawet w wytwórniach, które się nimi zajmują. To ich ekscytuje. Fakt jest taki, że to [filmy superbohaterskie] w całości definiują bieżącą erę kina”.
źródło: GQ / zdj. Disney