Po tym, jak John Wick szturmem podbił kinowy ekran, stało się to, co musiało się stać – przyszła pora na eksploatowanie marki i próbę powtórzenia sukcesu w serialowym spin-offie. Do świata kultowego już bohatera granego przez Keanu Reevesa wracamy za sprawą prequela opowiadającego o młodym Winstonie. Serial „The Continental” trafi w piątek na Prime Video, ale czy warto po niego sięgnąć? Tego dowiecie się z naszej recenzji.
Gdzie obejrzeć serial ze świata Johna Wicka? Ile jest odcinków
- Serial „The Continental” dostępny będzie w Polsce od 22 września na platformie Prime Video.
- Produkcja złoży się z trzech minifilmów, a każdy z nich będzie debiutował z tygodniowym odstępem.
O czym opowiada „The Continental: Ze świata Johna Wicka”?
Zacznijmy od tego, że serial „The Continental: Ze świata Johna Wicka” nie jest klasycznym streamingowym czy telewizyjnym przedsięwzięciem składającym się z pełnoprawnego sezonu, liczącego sobie osiem, czy dziesięć odcinków trwających po 45 minut. Studio Lionsgate odpowiadające też za filmowe przygody Baby Jagi w interpretacji Keanu Reevesa postawiło na dosyć unikalny format spin-offu i stworzyło tak naprawdę trzy (prawie) pełnometrażowe filmy skupiające się na historii młodego Winstona. Wspólnie z bohaterem granym w filmach przez Iana McShane'a trafiamy do Nowego Jorku z lat 70. ubiegłego wieku i mamy okazję zobaczyć, jak Winston podejmuje się próby przejęcia władzy w Continentalu, nowojorskim hotelu będącym bezpieczną przystanią dla płatnych zabójców, w której nie muszą oglądać się za siebie i martwić o zagrożenie ze strony innych przedstawicieli tej specyficznej branży. Sam Continental nie znajduje się jednak w centrum opowieści. Na pierwszy plan przebija się żądza zemsty czy raczej – jak to konsekwentnie powtarza nasz główny bohater – sprawiedliwości. Aby wymierzyć rzeczoną sprawiedliwość, Winston będzie musiał podjąć się zadania wręcz niemożliwego – stawić czoła potężnym rywalom, lawirować pomiędzy zdradzieckimi sojusznikami i przechytrzyć tajemniczą organizację kontrolującą cały przestępczy świat.
Fani filmowego „Johna Wicka” z nadzieją spoglądali na serialowy prequel, licząc na to, że będzie on ciekawym rozwinięciem uniwersum stworzonego przez tetralogię o płatnym mordercy, któremu Theon z „Gry o Tron” ukatrupił psiaka. Tymczasem „The Continental” okazał się wyjątkowo rozczarowującym projektem, prequelem, który nawet w najmniejszym stopniu nie potrafił wykorzystać potencjału drzemiącego w świecie wykreowanym przez Dereka Kolstada (scenarzystę pierwszych trzech filmów). Dostajemy za to nudną, przewidywalną i telewizyjną – w najgorszym znaczeniu tego słowa – opowieść o totalnie bezbarwnych bohaterach.
Dlaczego serial wypada tak źle na tle filmów?
Jak na serial mający opowiadać o początkach Winstona w przestępczym świecie Nowego Jorku serial zbyt rzadko poświęca uwagę głównemu bohaterowi. Zamiast tego zasypuje nas masą pobocznych wątków i bohaterów i nie byłoby może w tym nic złego, gdyby nie fakt, że są to wyjątkowo miałkie postacie i jeszcze mniej interesujące historie. Scenarzyści za wszelką cenę próbują wprowadzić do świata Johna Wicka nowe persony mające stanowić tło i urozmaicenie dla głównej opowieści, ale osiągają zupełnie odwrotny efekt. Niemal każda – o tym jednym wyjątku za chwilę – z pokazanych na ekranie postaci jest tak płaska i sztampowa jak to tylko możliwe. Powiecie pewnie, że tak samo wygląda to w filmowej serii, gdzie główny bohater zajmuje się przede wszystkim mordowaniem zastępów bezimiennych najemników, a sam scenariusz nie poświęca zbyt wiele uwagi na rozbudowywanie charakteru drugoplanowych postaci?
Cóż nawet mając do dyspozycji więcej czasu na zarysowanie osobowości swoich protagonistów, serial ponosi na tym polu całkowitą klęskę. Może więc lepiej byłoby gdyby jego twórcy wzięli przykład z filmów i postawili na fabularny minimalizm? Próba kreślenia nieco bardziej rozbudowanych wątków niespecjalnie im wychodzi. Na ich niekorzyść przemawia też to, że nie mają oka do castingu. Aktorzy wprowadzeni do świata Wicka cierpią na mocny deficyt charyzmy, nie wspominając już o jakiejś chemii pomiędzy portretowanymi przez nich bohaterów. Najbardziej doświadczony przed kamerą Mel Gibson szarżuje za to miejscami tak nieudolnie, że aż szkoda na niego patrzeć, a mimo wszystko i tak bliżej mu do plusów obsady niż do minusów. Wszystko to składa się na to, że poboczne wątki zbudowane wokół głównej historii dotyczącej Winstona są nudne, przeciągnięte i totalnie nieangażujące. Co gorsza, jeśli liczyliście, że Charon będzie tutaj solidną, drugoplanową postacią, to zrewidujcie swoje oczekiwania przed seansem, bo srogo się zawiedziecie.
Koniecznie przeczytaj też:
- Keanu Reeves chciał zabić Johna Wicka! Aktor był wykończony rolą płatnego zabójcy
- Kolejne wielkie chwile dla fanów „Gwiezdnych wojen”! Kim są postacie z 6. odcinka „Ahsoki”?
- Mamy nowe ARCYDZIEŁO science fiction? Opinie o „Twórcy” robią spore wrażenie
- Kiedy „Oppenheimer” trafi na VOD? Na premierę trzeba wyjątkowo długo poczekać!
- Przedstawiamy listę serialowych i filmowych hitów na cały tydzień! Netflix, HBO Max, Disney+
No to może, chociaż sceny akcji wynagradzają nam cierpienia związane z koniecznością śledzenia słabo napisanych wątków? Niesprawiedliwym byłoby oczekiwać, że serialowa produkcja osiągnie taką perfekcję w choreografii i dynamice walk, jaką zaprezentowano nam w filmach, więc mając na uwadzę, że mówimy tutaj o projekcie szykowanym na streaming, można pokusić się o stwierdzenie, że wyczyny aktorów wypadają w „Continentalu” całkiem przyzwoicie. Miejscami jest to poziom, do którego absolutnie nie można się przyczepić, z czasem serial staje się jednak i w tym aspekcie dosyć nużący – i ponownie to samo pewnie wielu z widzów mogłoby zarzucić filmowym przygodom Wicka, ale podobnie jak w poprzednim akapicie: tym, co przemawia na korzyść kinowej sagi, jest nie tylko poziom prezentowanych walk, ale też charyzma, jaką na ekranie roztaczają aktorzy pokroju Reevesa, Halle Berry, Marka Dacascosa czy Donniego Yena, a także umiejętności reżyserskie Stahelskiego, który z każdą kolejną częścią urozmaicał swój warsztat i nie bał się eksperymentować z formą. Tymczasem Albert Hughes („Księga ocalenia”) i Charlotte Brändström („Wiedźmin”, „Pierścienie władz”), to wyrobnicy, od których trudno oczekiwać czegoś więcej niż poprawności i próby podkręcenia każdej możliwej sceny klasycznym kawałkiem z poprzednich dekad. Ktoś im chyba kiedyś powiedział, że wystarczy zarzucić „Crimson and Clover”, „La Grange”, „New York Groove” albo „Without You”, a scena z automatu zrobi się cool. Uwaga – sprowadzam na ziemię – to tak nie działa! Ich reżyserskiemu stylowi brakuje zarówno innowacyjności, jak i większej energii. To typowa telewizyjna produkcja o ograniczonym budżecie i kreatywności, do której część widzów już zapewne przywykła, ale puryści będą mieli spore powody do narzekania.
Aha, miało być jeszcze o tym jednym pozytywnym wyjątku w obsadzie. Pomijając Colina Woodella wypadającego całkiem nieźle w roli młodego Winstona prawdziwym odkryciem (przynajmniej dla mnie) serialu jest Ben Robson. Aktorsko zostawia on resztę obsady daleko w tyle, a i historia jego postaci miała znacznie większy potencjał niż wszystkich innych wątków – gdyby to na jego barkach spoczywał ciężar serialu, to mogłoby się nawet udać. Niestety grany przez niego Frankie dosyć szybko znika z ekranu, zostawiając nas z poczuciem tęsknoty i rozczarowania z tego, co przyszło nam oglądać. Serial najpierw rozbudza nasz apetyt świetną przystawką w formie prologu (który możecie zobaczyć w materiale poniżej), a następnie podaje mocno niestrawne danie główne.
„John Wick” rozmieniony na drobne niczym Marvel i Gwiezdne wojny
„The Continental” okazało się rozczarowującą produkcją, która nie będzie godnie reprezentować filmów z Keanu Reevesem na streamingowym podwórku – o dotrzymaniu im korku nawet nie wspominam. Scenarzysta Greg Coolidge nie miał żadnego pomysłu na pokazanie tego, jak wyglądał świat płatnych zabójców przed pojawieniem się w nim Johna Wicka. Stawiając na ograne schematy fabularne, bazował na tym, co zostało już pokazane w filmach, bojąc się przy tym podejmować własnych decyzji w kreowaniu czy nawet rozwijaniu uniwersum, które dobrze już znamy z kinowego ekranu. Zanudza nas natomiast nieciekawymi wątkami pobocznymi odciągającymi niepotrzebnie uwagę od głównej historii, która i tak nie jest na tyle wciągająca, żeby mogła własnymi siłami zatrzymać widza przy ekranie.
„The Continental” kończy jako następny wzorcowy wręcz przykład tego, że czasami zwyczajnie nie warto zabierać się za przenoszenie na mały ekran kinowego uniwersum, a już na pewno nie warto tego robić jeśli nie ma się na to oryginalnego pomysłu i sięga się po twórców, którzy niespecjalnie mają predyspozycje i umiejętności do tego, aby wejść w tak duże buty. „John Wick” dołącza do innych znanych marek takich jak Marvel czy Gwiezdne wojny, których serialowe spin-offy oznaczają dla wielu nic innego jak gigantyczne rozczarowanie.
Ocena serialu „The Continental: Ze świata Johhna Wicka”: 2+/6
zdj. Prime Video