„Uncanny X-Men. Upadek X-Men” – recenzja komiksu. Koniec wszystkiego

Angielski podtytuł miniserii „Uncanny X-Men” brzmi: „Disassembled”, co dość jasno daje do zrozumienia, w jakim miejscu znalazła się grupa mutantów w początkowej fazie Marvel Fresh. Ich „Upadek” jest najsłabszym z ostatnio wydanych komiksów z serii „X-Men”. Jednocześnie jest to event niezbędny, aby niebawem historię mutantów zacząć tworzyć na nowo, po swojemu i przez kogoś, kto faktycznie ma na nich pomysł.

Recenzowane na naszych łamach bardzo dobre „X-Men: Czerwoni” Toma Taylora oraz doceniana, choć wwedług mnie dużo słabsza miniseria „X-terminacja” odcisnęły solidne piętno na historii mutantów, której kulminacyjny moment następuje w „Upadku X-Men” autorstwa dobrze znanych scenarzystów: Matthew Rosenberga, Eda Brissona i Kelly Thompson. I już pierwsze dwa nazwiska – z mojej perspektywy – brzmią niebezpiecznie, bo świetnie pamiętam wątpliwej jakości pomysły Rosenberga i Brissona na łamach Marvel Now! 2.0. Z kolei zawsze byłem fanem Kelly Thompson, szczególnie gdy miała okazję zabierać się za mniej popularnych bohaterów, takich jak choćby Kate Bishop.

Tercet scenarzystów miał niełatwe zadanie zmieszczenia na kartach 10-zeszytowej historii ponad 20 bohaterów, na których składają się postacie dobrze znane (takie jak Jean Grey czy Beast), ale też dzieciaki uczące się w Instytucie Xaviera, które dla nieuważnego czytelnika ze słabą pamięcią będą wyglądać dość obco. To zresztą pierwsza wada „Upadku X-Men” – bohaterów jest zbyt wielu. Scenarzyści trochę na siłę dzielą ich na mniejsze grupy, by każdy z nich miał okazję wypowiedzieć kilka słów, ale takie rozwiązanie niewiele wnosi do fabuły. Nie pomaga też rozpiska bohaterów, którą możecie znaleźć tuż przed rozpoczęciem pierwszego zeszytu.

Uncanny X-Men Upadek X-Men plansza

Pod względem fabularnym „Uncanny X-Men. Upadek X-Men” zaczyna się dość obiecująco. Świat pogrąża się w chaosie i przypomina okres przed nadejściem… apokalipsy. W Afryce zaczyna padać deszcz, a gdzieś w Meksyku pojawiają się dinozaury. Wśród mutantów również dochodzi do niewyjaśnionych wydarzeń. Kitty Pride znika w niewyjaśnionych okolicznościach, a dodatkowo pojawia się tak bardzo aktualny i odzwierciedlający rzeczywistość wątek szczepionki.

Niestety cała historia wywraca się w momencie, gdy do gry wchodzi główny sprawca całego zamieszania, zwany X-Manem, wyglądającym i zachowującym się jak zbawiciel, który w 7 dni chce zbudować świat na nowo. Towarzyszą mu Czterej Jeźdźcy Ocalenia, wśród których znajdziecie znane twarze. Kompletnie nie kupiłem tego pomysłu, motywacji X-Mana i jego zachowania. Faktu, że przetrzymuje kompletnie różnych od siebie więźniów, próbując traktować ich jako doradców. Im dalej, tym niestety gorzej, a kolejne zeszyty pogrążały całą historię jeszcze bardziej, a jej jedynym jasnym punktem był duet Jean Grey & Legion.

„Uncanny X-Men. Upadek X-Men” ma jeszcze jedną, dość męczącą wadę. Jest rozciągnięty na 10 zeszytów, a sama historia spokojnie mogłaby zostać opowiedziana w 4, maks. 5 rozdziałach. W efekcie na kolejnych stronach komiksu scenarzyści… zaczynają się powtarzać. Pojawiają się podobne do siebie walki, dialogi, które nie posuwają historii do przodu. W efekcie w zeszytach (mniej więcej) od 3. do 8. dzieje się, co prawda, sporo, ale kolejne efekciarskie pojedynki nie przybliżają nas do zamknięcia tej historii. Tym samym komiks staje się męczący, bo odbiorca chce jak najszybciej dowiedzieć się, jak to wszystko się zakończy A skończyć się nie chce…

Sprawdźcie też: Zapowiedzi na luty 2022 roku od Egmontu. Spider-Man, Batman, Cyberpunk i inne

Uncanny X-Men Upadek X-Men plansza

Wizualnie „Upadek X-Men” wypada równie przeciętnie, jak fabuła. Do prac nad kolejnymi zeszytami zatrudniono trzech rysowników o bardzo podobnym stylu, co sprawiło, że ciężko odróżnić artystów od siebie, co akurat dla mnie jest małym atutem.

Podsumowanie

Gdy dotarłem do stron końcowych „Upadku X-Men”, odczułem pewną ulgę. Nie wiem, czy Egmont będzie sięgał jeszcze po crossover „Age of X-Man” (jedynka na grzbiecie jest dla mnie trochę niejasna), czy odpuści sobie i zaproponuje swoim czytelnikom start nowego runu Jonathana Hickmana. Mutanci mieli swoje lepsze momenty w Marvel Now!, ale już w Marvel Now! 2.0 było dużo gorzej i „Upadek X-Men” udanie podsumowuje przeciętność, z jaką musieliśmy się mierzyć w ostatnich miesiącach (z małymi wyjątkami, takimi jak „X-Men: Red” Toma Taylora).

„Upadek X-Men” to komiks, o którym szybko zapomnicie. 10-zeszytowa historia jest tak naprawdę narzędziem do zamknięcia pewnego rozdziału w świecie mutantów. Zamknięcie następuje dość brutalnie, ale też w wielu momentach irracjonalnie. Już dziś jednak wiem, że będzie tylko lepiej, bo Hickman przywraca X-Menów na ich miejsce i mam nadzieje, że już niedługo wszyscy będziemy tego świadkiem.

Oceny końcowe

3
Scenariusz
3+
Rysunki
5
Tłumaczenie
5
Wydanie
2
Przystępność*
3+
Średnia

Oceny przyznawane są w skali od 1 do 6.

* Przystępność – stopień zrozumiałości komiksu dla nowego czytelnika, który nie zna poprzednich albumów z danej serii lub uniwersum.

Specyfikacja

Scenariusz

Kelly Thompson, Matthew Rosenberg, Ed Brisson

Rysunki

Mahmud Asrar, R.B. Silva, Yildiray Cinar, Adriano Di Benedetto, Pere Pérez

Oprawa

miękka ze skrzydełkami

Druk

Kolor

Liczba stron

272

Tłumaczenie

Marek Starosta

Data premiery

8 grudnia 2021

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza komiksu.

zdj. Egmont / Marvel