„Gwiezdne wojny: Skywalker. Odrodzenie” – recenzja filmu i wydania Blu-ray [opakowanie Elite]

The circle is now complete” – parafrazując Lorda Vadera. Saga Skywalkerów została zakończona, choć dla jednych stało się to jeszcze w 1983 roku, a dla jeszcze innych – w 2005. Dziewięć filmów, które część z nas uwielbia, a część uwielbia na nie narzekać, stoi dumnie na półce dzięki najnowszemu wydawnictwu Galapagos. Mowa tu oczywiście o „Skywalker. Odrodzenie”, które niedawno trafiło na krążki Blu-ray. Zapraszamy do naszego omówienia zawartości opakowania oraz samego filmu.

„Gwiezdne wojny: Skywalker. Odrodzenie” (2019), reż. J.J. Abrams

(dystrybucja w Polsce: Galapagos)

Film:

Recenzja zawiera spoilery.

O co chodzi w trylogii sequeli „Star Wars”? Cóż, obok dobrej zabawy i poczucia nieskończonej przygody, sequele, jako kompletna wreszcie całość, opowiedziały nam, że zło w bliźniaczych postaciach (Imperium, Sithowie, Najwyższy Porządek) nigdy się nie kończy, a przeznaczeniem kolejnego pokolenia jest wyciągać wnioski z przeszłości swoich przodków. Z największą możliwą przewrotnością reżyser J.J. Abrams sugeruje to, kończąc sagę pierwszym Skywalkerem, który jest nim nie z krwi, a z wyboru. By było dobitniej, jest też dziedzicem Palpatine'a. Myślę, że to ostatecznie bardzo cenne przesłanie. Z perspektywy kilku miesięcy, które dzielą nas w chwili obecnej od premiery kinowej filmu „Skywalker. Odrodzenie”, trudno mi nie patrzeć na nowe części jak na przedsięwzięcie bardzo świadomie budowane na fundamentach oryginalnej trylogii. To, co nierzadko poczytujemy w „Przebudzeniu Mocy”, „Ostatnim Jedi” i „Skywalker. Odrodzenie” jako nadmierne reprodukowanie znajomych motywów, tematycznych i wizualnych, podkreśla zaledwie cykliczność historii, tej filmowej i pozafilmowej. Fakt, że pokonane w epizodzie VI Imperium nie tyle przekształciło się w inną formację, co zainspirowało neo-reżim naśladowców, za którym kryje się ostatecznie ta sama siła napędowa, wydaje się szczególnie symboliczny. Prawda, moglibyśmy powiedzieć, że to brak oryginalnych pomysłów, a nie prowadzenie przemyślanej i dwuznacznej narracji kieruje twórcami nowej historii „Gwiezdnych wojen” i z pewnością taka teza znalazłaby odzwierciedlenie w chaotycznym kształcie trylogii. A jednak, jedyne, co tak naprawdę ma znaczenie w ocenianiu filmów przygodowych, a zwłaszcza „Gwiezdnych wojen”, to czy potrafią one nas poruszyć, rozbawić, zabrać do odległej galaktyki i zainspirować do wspólnego uczestniczenia w pięknej przygodzie, która zaczęła się ponad 40 lat. Myślę, że „Skywalker. Odrodzenie” posiada tę szczególną zdolność, choć jako całość stanowi wypadkową paru nietrafionych decyzji i chyłkiem wprowadzanych rozwiązań.

00734.m2ts_snapshot_00.19.50.jpg

O „Skywalker. Odrodzenie” pisałem w mojej pierwszej recenzji, będąc pod wpływem pierwszego seansu kinowego, który, jak dobrze pamiętam, pozostawił mnie w stanie bezdechu. Film jawił mi się wówczas jako zbyt przeładowany, trudny do przełknięcia, bo wprowadzający do uniwersum zbyt wiele nowych elementów. Wystarczy wspomnieć łamiące kontinuum zdolności użytkowników Mocy, powrót Imperatora w napisach początkowych, księżniczkę Leię walczącą mieczem świetlnym, potężną flotę o niewyczerpanej sile rażenia, której pokonanie zajmuje bohaterom mniej czasu niż sforsowanie bunkra na Endorze. Tymczasem najistotniejsze w ujęciu całej sagi wątki wkradły się w narrację Abramsa mimochodem – Rey jest Palpatine'em (jakim cudem – dowiadujemy się dopiero z nowelizacji Rae Carson), Imperator żyje, bo „magia Sithów, klonowanie”. Nawet dziś, gdy oglądam film po raz n-ty, wszystkie jego ciężką ręką wyprowadzane twisty i zwroty nie wydają mi się przekonywujące, co więcej – prowokują przeświadczenie, że zamiast jednego finałowego epizodu, twórcy mogli rozładować tempo, odstawić „Harry'ego Pottera” i pokusić się o dwa. Nie wspominając, że zyskałyby na tym wszystkie elementy, które Abrams pozostawił bez umotywowania. Jakiż byłem zdziwiony, gdy przeczytałem w książce Carson, że niedokończone wyznanie Finna z pustyni na Pasaanie miało w istocie wiązać się z jego wrażliwością na Moc i niedopowiedzianą przyszłością jako Jedi, a nie – tak jak pomyślało 99% widzów filmu – ujawnieniu miłości do głównej bohaterki.

Kwestii samego tempa nie można właśnie pozostawić bez szerszego komentarza. W porównaniu do wyważonego „Ostatniego Jedi” i szybkiej przygody „Przebudzenia Mocy”, „Skywalker. Odrodzenie” niemal zawsze pędzi na złamanie karku. I podczas gdy sceny i poszczególne ujęcia zmontowano ze sobą ze szczególnym stylistycznym wysmakowaniem, to już poważniejsze decyzje montażowe nie raz budzą wątpliwości. Wystarczy wspomnieć rozbiegany początek filmu, podkręconą szybkość finałowej bitwy nad Exegol czy osobliwą rytmikę i kadrowanie śmierci Bena Solo. Miesiące po pierwszym seansie powietrza między niektórymi momentami wciąż brakuje i nie raz chciałoby się, by film poświęcił im jedną czy dwie chwile dłużej, pokazał z innej perspektywy i zadbał o właściwy rezonans, skoro to już ostatni raz, gdy postacie te mają pojawić się na ekranie. Warto jednak podkreślić, że pacing ma też swoje plusy, bo w strukturze „Skywalker. Odrodzenie” dominuje nie refleksja, a nieco przykurzony już duch kina przygodowego. Trójka bohaterów, niczym Indiana Jones, rusza śladem artefaktu, zwiedza podziemia, zrujnowane statki, odkrywa sekrety ruin Drugiej Gwiazdy Śmierci metodą dzieciaków z „Goonies”. Abstrahując od tego, czego chciałoby się w tym filmie więcej, imperatywy zabawy pełnej serca, czystej rozrywki i eskapizmu grają w nim pierwsze skrzypce i ani razu nie odmawiają widzom znakomitego spektaklu. Wystarczy wspomnieć chociażby pościg na Pasaanie, dwa wspaniale nakręcone pojedynki na miecze świetlne czy ucieczkę w ramach mikroskoków w nadświetlną prędkość. Oprawa wizualna, charakteryzacja, scenografie i jej mieszkańcy – elementy, które wypełniają świat „Gwiezdnych wojen” – raz jeszcze stoją na najwyższym poziomie, ścieżka Johna Williamsa (o której więcej w recenzji soundtracku) rozpala wspomnienia, te stare i te nowe, zaś szybki humor iskrzy błyskotliwością. Ponadto, „Skywalker. Odrodzenie” trafia w dziesiątkę tym, jak portretuje zarówno klasyczne postacie – Leię (Carrie Fisher), nobliwego Landa Calrissiana (Billy Dee Williams), podpiętego do kosmicznego respiratora Palpatine'a (Ian McDiarmid), inspirujących zza grobu Hana Solo (Harrison Ford) i Luke'a Skywalkera  (Mark Hamill) – jak i te nowe. Abrams wie, co robi, wysyłając trójkę młodych bohaterów, zagranych znakomicie przez Oscara Isaaca, Daisy Ridley i Johna Boyegę, na wspólną przygodę. Wie też doskonale, jak wykorzystać talent Adama Drivera. Drobnych niuansów, których ten całe mnóstwo wnosi do roli Kylo Rena, nie da się nie docenić. Jego Kylo balansuje między wzorcami wyznaczonymi przez Vadera i Hana. Jego Bena Solo widzimy na ekranie przez kilka minut, a mimo to emanuje z niego charyzma Harrisona Forda.

00734.m2ts_snapshot_01.18.15.jpg

Możemy zarzucać nowej trylogii wtórność, brak zorganizowania i częściowe zmarnowanie potencjału, z jakim wiązały się trzy preteksty powrotu do odległej galaktyki. I będziemy mieli rację. Ale trudno, pozostając możliwie obiektywnym, odmówić wszystkiego, co się sequelowym częściom przy okazji udało. Od pewnego czasu zastanawiałem się, czy warto było poświęcić znakomite zakończenie sagi wytyczone „Powrotem Jedi” na rzecz rozwiązań i opowieści zawartych w nowej trylogii. Dopiero ostatnio zdałem sobie sprawę, że takie kategoryzowanie nie ma najmniejszego sensu. Granice między filmami są płynne, spójność uniwersum to kwestia umowna, która do niczego ostatecznie poza frajdą nie powinna prowadzić, a w ostatnich latach przysłużyła się niemal wyłącznie bezowocnym konfliktom zatruwającym fandom. Meritum jest ostatecznie bajecznie proste: na „Skywalker. Odrodzenie” bawię się świetnie, a odległej galaktyki nie opuszczę chyba nigdy. No i o to tylko chodzi. Taika, dawaj następny.

4
Film

Obraz:

„Skywalker. Odrodzenie” kontynuuje analogową tradycję trzeciej trylogii „Star Wars”. IX epizod został przez operatora Dana Mindela uwieczniony na trzydziestopięciomilimetrowej taśmie filmowej przy współczynnikach 2.39:1 i – tak jak w przypadku poprzednich epizodów – obfituje w niezwykłe wizualne doświadczenia. Podczas pojedynku na Kijimi wędrujemy od jednego ujęcia do drugiego, dynamicznie alternując między kolorystycznym rygoryzmem wnętrza Gwiezdnego Niszczyciela a obfitą w detale scenografią powierzchni planety – światłami rzucanymi przez pobliskie patrole, wirującymi płatkami śniegu, karmazynowym ostrzem i cieplejszym oświetleniem lamp ulicznych w głębokim tle. Na Exegol, zarówno na początku filmu, jak i w zakończeniu, Abrams oświetla oblaną błękitem scenografię niczym w filmie grozy – pojedyncze wyładowania ze stratosfery co rusz rozjaśniają zaciemnioną scenografię, rzucając trupie światło na równie trupie oblicze Imperatora Palpatine'a. Nad kubistyczną strukturą rozgrywa się masywna bitwa kosmiczna, którą opowiadają zderzenia błękitu, bieli, punktowej czerwieni i głęboko nasyconych, pomarańczowych kul ognia, w które przemieniają się X-Wingi i TIE Fightery. W bazie Ruchu Oporu paleta ciepłych kolorów wraca do brązów i sepii, tj. estetyki rodem z przedostatnich scen „Przebudzenia Mocy”. Tam, gdzie Johnson zachwycał naprzemiennie detalami i ujęciami ekstremalnie szerokimi, „Skywalker. Odrodzenie” robi szczególny użytek z dynamicznych ruchów kamery prześlizgującej się po scenografiach z wysokooktanową energią. Powracają szybkie panoramy łączone z jazdą i wstrząsaniem kamery – współczesna jakość kina akcji wpisana w przepiękne, naturalne ziarno klasycznego filmowania.

Zapis, który otrzymaliśmy na dysku, podziwia się znakomicie, szczegóły i detale, na które przenosi uwagę gęsto stosowany rack focus ujawniają kompleksowy design, twarze noszą znamiona starannej charakteryzacji, zaś ekspresja – pierwszorzędnego warsztatu aktorskiego. Trudno dopatrzeć mi się też większych słabostek w odwzorowaniu czerni. Ostrość obrazu nie pozostawia najmniejszych zastrzeżeń, tak samo jak nasycenie kolorów oraz kontrast obrazu. Warto też podkreślić, że film wygląda równie świetnie zarówno w scenach z praktycznymi, jak i cyfrowymi efektami. Mówiąc krótko, „Gwiezdne wojny” to raz jeszcze uczta dla oka.

„Gwiezdne wojny: Skywalker. Odrodzenie” – recenzja filmu i wydania Blu-ray [opakowanie Elite] „Gwiezdne wojny: Skywalker. Odrodzenie” – recenzja filmu i wydania Blu-ray [opakowanie Elite]

„Gwiezdne wojny: Skywalker. Odrodzenie” – recenzja filmu i wydania Blu-ray [opakowanie Elite] „Gwiezdne wojny: Skywalker. Odrodzenie” – recenzja filmu i wydania Blu-ray [opakowanie Elite]

„Gwiezdne wojny: Skywalker. Odrodzenie” – recenzja filmu i wydania Blu-ray [opakowanie Elite] „Gwiezdne wojny: Skywalker. Odrodzenie” – recenzja filmu i wydania Blu-ray [opakowanie Elite]

„Gwiezdne wojny: Skywalker. Odrodzenie” – recenzja filmu i wydania Blu-ray [opakowanie Elite] „Gwiezdne wojny: Skywalker. Odrodzenie” – recenzja filmu i wydania Blu-ray [opakowanie Elite]

„Gwiezdne wojny: Skywalker. Odrodzenie” – recenzja filmu i wydania Blu-ray [opakowanie Elite] „Gwiezdne wojny: Skywalker. Odrodzenie” – recenzja filmu i wydania Blu-ray [opakowanie Elite]

„Gwiezdne wojny: Skywalker. Odrodzenie” – recenzja filmu i wydania Blu-ray [opakowanie Elite] „Gwiezdne wojny: Skywalker. Odrodzenie” – recenzja filmu i wydania Blu-ray [opakowanie Elite]

„Gwiezdne wojny: Skywalker. Odrodzenie” – recenzja filmu i wydania Blu-ray [opakowanie Elite] „Gwiezdne wojny: Skywalker. Odrodzenie” – recenzja filmu i wydania Blu-ray [opakowanie Elite]

„Gwiezdne wojny: Skywalker. Odrodzenie” – recenzja filmu i wydania Blu-ray [opakowanie Elite] „Gwiezdne wojny: Skywalker. Odrodzenie” – recenzja filmu i wydania Blu-ray [opakowanie Elite]

„Gwiezdne wojny: Skywalker. Odrodzenie” – recenzja filmu i wydania Blu-ray [opakowanie Elite] „Gwiezdne wojny: Skywalker. Odrodzenie” – recenzja filmu i wydania Blu-ray [opakowanie Elite]

„Gwiezdne wojny: Skywalker. Odrodzenie” – recenzja filmu i wydania Blu-ray [opakowanie Elite] „Gwiezdne wojny: Skywalker. Odrodzenie” – recenzja filmu i wydania Blu-ray [opakowanie Elite]

„Gwiezdne wojny: Skywalker. Odrodzenie” – recenzja filmu i wydania Blu-ray [opakowanie Elite] „Gwiezdne wojny: Skywalker. Odrodzenie” – recenzja filmu i wydania Blu-ray [opakowanie Elite]

Wykres bitrate'u wideo na płycie Blu-ray

Poniżej prezentujemy wykresy bitrate'u video recenzowanej płyty Blu-ray, a dodatkowo także bitrate obrazu filmu „Gwiezdne wojny: Skywalker. Odrodzenie dostępnego w polskiej bibliotece serwisu iTunes dla posiadaczy urządzeń Apple TV i Apple TV 4K w rozdzielczości Full HD.

Po kliknięciu w obrazek przejdziecie do narzędzia, w którym można wyłączyć wybrany wykres i sprawdzać bitrate w konkretnym miejscu.

star-wars-the-rise-of-skywalker-2019-bitrate-bd-it.png

6
Obraz

Dźwięk:

No to wtopa. Po potknięciu przy okazji przedostatnich „Avengersów”, Disney po raz kolejny zrobił z polskiej widowni trzeci świat bo z rodzimego krążka pozbył się zagranicznego DTS-HD 7.1 i podarował zapis rodem z płytek DVD. Tak, „Gwiezdne wojny: Skywalker. Odrodzenie” pojawiło się na naszym rynku ze stratną ścieżką Dolby Digital 5.1, która nie może równać się z bezstratnymi formatami takimi jak Dolby Atmos czy DTS-HD Master Audio. Nie jestem w stanie zrozumieć, co kierowało Disneyem w podjęciu takiej, a nie innej decyzji. Globalnie „Skywalker. Odrodzenie” nie przyniósł może i kokosów w rodzaju boxoffisowego wyniku „Przebudzenia Mocy”, ale wciąż stanowi przecież blockbuster, który jest wręcz gwarantem dochodów na poletku wydawnictw domowych. Tymczasem, nabywając błękitny krążek w Polsce, nasze doświadczenie zostaje zrównane z formatem dźwięku dostępnym na rynku od początków ery DVD.

Czy Dolby Digital 5.1 wiąże się z tym, że jakość dźwięku jest tragiczna? Naturalnie, że nie. Zapis wiernie służył nam przez lata i w przypadku „Skywalkera. Odrodzenia” też – generalnie rzecz biorąc – nie zawodzi (oczywiście w granicach swoich ograniczonych możliwości). Ale i tak się będziemy zastanawiać, jakby to mogło brzmieć o kilka klas wyżej, a zarazem – jakby to mogło wyglądać, gdyby polskiego odbiorcę potraktowano na równi z zagranicznym, prawda? A wydając pieniądze na ogłaszaną opakowaniem „najwyższą jakość obrazu i dźwięku” chciałoby się myśleć, że otrzymujemy ni mniej, ni więcej, a właśnie to. Decyzja Disneya boli tym bardziej, że „Skywalker. Odrodzenie” to najlepiej brzmiący film nowej trylogii. Wycie TIE Silencera Kylo Rena na pustyni Pasaany, wyładowania atmosferyczne uderzające w powierzchnię Exegolu, skwierczące trzaski mieczy świetlnych na Gwieździe Śmierci, pulsujące skandowanie kultystów Sith Eternal – epizod IX ma dla miłośników brzmienia odległej galaktyki tyle atrakcji, ile oferowały obie poprzednie części razem wzięte. Niestety, jako jedynego z całej trójki przyjdzie nam doświadczyć ich w pogorszonej jakości. Pamiętam, że nie mogłem się doczekać, jak na domowym subwooferze zabrzmi wiązka „Force Lightningu”, którą wskrzeszony Palpatine wystrzeliwuje w stronę rebelianckiej floty. Na kinowej sali z Atmosem miałem wrażenie, że fotel zawibrował. Podczas seansu na Blu-ray byłem zawiedziony. Nie, nie brzmiało to źle. Brzmiało bardzo przyjemnie i dość głęboko. Nie mogłem jednak pozbyć się wrażenia, że niskie tony powinny odznaczyć się znacznie intensywniej. W pozostałym zakresie film jest przyjemnym doświadczeniem – dźwięk jest dynamiczny, przestrzenny, dialogi zupełnie poprawnie wmiksowane w teksturę, zaś muzyką ekipa Abramsa posługuje się znacznie skuteczniej niż w epizodzie VII. Inna sprawa, że chcąc poczuć namiastkę odpowiedniego brzmienia „Star Warsów”, będziemy musieli podkręcić głośność nienaturalnie wyżej niż w przypadku niejednej wysokobudżetowej produkcji. Znając wydania Myszki Miki byłem na to już przygotowany, ale wciąż – by żółte napisy wpadły na ekran tak, by sąsiadka usłyszała, trzeba będzie przytrzymać przycisk na pilocie znacznie dłużej niż zwykle.

Dodam tylko, że na płytce znalazła się też ścieżka z polskim dubbingiem (w tym samym zapisie dźwięku co oryginalna, anglojęzyczna). Serdecznie przestrzegam przed jej wypróbowywaniem, chyba że nie będziecie mieli wyboru. Aktorzy, których wybrano do odczytania rodzimych kwestii, albo są kosmicznie zmęczeni (Luke), albo wychodzą z założenia, że jak bohater jest czarnoskóry, to zapewne musi zabrzmieć niczym raper-wojownik ulicy (Finn).

3
Dźwięk

Dodatki:

skywalker-odrodzenie-bd-menu.jpgW skład dodatków specjalnych na płytce nie odnajdziemy elementów, które znalazły się w poprzednich wydawnictwach – komentarza reżysera (w przypadku „Przebudzenia Mocy” znalazł się dopiero w edycji specjalnej zawierającej film w 3D) oraz scen usuniętych. Brak tych ostatnich w każdym wydaniu filmu jest szczególnie zagadkowy. Ze „Skywalker. Odrodzenie” wycięto sporą część metrażu, toteż niedołączenie choćby jednej czy dwóch scen każe mi żywić nadzieję, że Disney nie odrzuca sklejenia w przyszłości rozszerzonej wersji filmu.

Co zatem znalazło się na osobnym dysku z dodatkami? Poniżej znajdziecie pełną listę. Każdy z materiałów zaopatrzono w polskie napisy.

  • Dziedzictwo Skywalkerów (126:06) – masywny i kompleksowy dokument poświęcony realizacji filmu i w konsekwencji punkt programu w kontekście omawiania dodatków specjalnych. Realizatorzy i aktorzy filmu „Skywalker. Odrodzenie” opowiadają o wyzwaniach stojących za ekipą i zamysłach na określone sceny. Nie brakuje tu długotrwałych wycieczek za kulisy wielkiego finału i odwoływania się, nieraz bardzo poruszająco, do szerszych motywów sagi. Dla fanów „Gwiezdnych wojen”, zwłaszcza tych, którym przypadł do gustu epizod IX, będzie to prawdziwy skarb.
  • Pasaana: pościg śmigaczy (14:16) – minidokument ukazujący kulisy pracy nad pościgiem na Pasaanie. Część ujęć zobaczyliśmy już w „Dziedzictwie Skywalkerów”, ale dedykowany materiał jest jak najbardziej uzasadniony.
  • Obcy na pustyni (05:59) – więcej zakulisowych ujęć Pasaasny, tym razem zobaczymy, jak ekipa radziła sobie na planie w Jordanii.
  • D-O: klucz do przeszłości (05:33) – krótkie backstory statku Ochiego z Beston, łowcy Jedi oraz jego deaktywowanego mieszkańca.
  • Warwick i syn (05:37) – krótki materiał poświęcony Warwickowi Davisowi, który odegrał w oryginalnej trylogii i w „Skywalker. Odrodzenie” rolę ewoka Wicketa.
  • Tworzenie stworzeń (07:46) – Neal Scanlan ekipa produkcyjna przeprowadza przez niezwykłe potwory, które zbudowano na potrzeby epizodu IX.
5
Dodatki

Opis i prezentacja wydania:

Klasyka. Zwykłe plastikowe opakowanie typu Elite. W środku dwie płytki z ładnymi nadrukami (na jednej ujęcie z filmu, na drugim zakulisowa fotka reżysera i Chewiego). Na okładce zobaczymy grafikę pochodzącą z plakatów „Skywalker. Odrodzenie”, chyba najładniejszą z dotychczasowych polskich wydań Blu-ray nowej trylogii.

DSC03451.jpg DSC03452.jpg

DSC03461.jpg DSC03464.jpg

4
Opakowanie

Podstawowe informacje z raportu BDInfo:

Disc Title: Star Wars: The Rise of Skywalker - Blu-ray™
Disc Size: 42,000,619,764 bytes
Length: 2:21:53.004 (h:m:s.ms)
Size: 39,669,258,240 bytes
Total Bitrate: 37.28 Mbps

VIDEO:

Codec Bitrate Description
----- ------- -----------
MPEG-4 AVC Video 33498 kbps 1080p / 23.976 fps / 16:9 / High Profile 4.1

AUDIO:

Codec Language Bitrate Description
----- -------- ------- -----------
Dolby Digital Audio English 640 kbps 5.1 / 48 kHz / 640 kbps / DN -27dB
Dolby Digital Audio Polish 640 kbps 5.1 / 48 kHz / 640 kbps / DN -27dB

SUBTITLES:

Codec Language Bitrate Description
----- -------- ------- -----------
Presentation Graphics English 34.730 kbps
Presentation Graphics Polish 23.572 kbps
Presentation Graphics English 0.017 kbps
Presentation Graphics Polish 0.017 kbps

Pełny raport BD-info dostępny jest pod odnośnikiem: „Gwiezdne wojny: Skywalker. Odrodzenie” – raport BDInfo z płyty 2D. Szczegółowe informacje o płycie z dodatkami znajdziecie natomiast tutaj: „Gwiezdne wojny: Skywalker. Odrodzenie” – raport BDInfo z płyty z materiałami dodatkowymi (autor: gostek86).

Specyfikacja wydania

Dystrybucja

Galapagos

Data wydania

08.05.2020

Opakowanie

Elite

Czas trwania [min.]

142

Liczba nośników

2

Obraz

Aspect Ratio: 16:9 - 2.39:1

Dźwięk oryginalny

Dolby Digital 5.1 angielski

Polska wersja

Dolby Digital 5.1 (dubbing) i napisy

Podsumowanie:

„Gwiezdne wojny: Skywalker. Odrodzenie” to jedyne w swoim rodzaju rozliczenie z dziedzictwem sagi. Przy wszystkich mankamentach, których nie brakuje i w scenariuszu, i w samej realizacji, otrzymaliśmy film wiernie wpisujący się w czterdziestoletnią opowieść, do której J.J. Abrams zaledwie i aż dopisał nowe postacie, nowe miejsca i nowe kontrowersje. Na krążku Blu-ray zobaczymy film tak, jak zażyczyliby sobie tego twórcy, lecz usłyszymy tylko tyle, na ile z niewiadomych przyczyn pozwolił nam Disney. Warto trzymać kciuki, byśmy doczekali się kiedyś wydania, które zaopatrzy „Skywalker. Odrodzenie” zarówno w należną mu najwyższą jakość dźwięku, jak i komentarz reżysera oraz usunięte sceny. W konsekwencji, mimo oficjalnego zakończenia sagi Skywalkerów, wciąż jest czego wypatrywać.

Kompletne informacje na temat wydania Blu-ray z filmem „Gwiezdne wojny: Skywalker. Odrodzenie” znajdziecie na Filmoskopie. 

4
Film
6
Obraz
3
Dźwięk
5
Dodatki
4
Opakowanie
4
Średnia

Oceny przyznawane są w skali od 1 do 6.

Gdzie kupić?

zdj. Galapagos / Lucasfilm