
Podczas spotkań z czarnym kinem zajrzeliśmy m.in. na meksykańską pustynię czy archipelag Florida Keyes, przemierzaliśmy Nowy Meksyk (a właściwie Arizonę), odwiedziliśmy też Waszyngton i San Francisco. Pora ponownie opuścić wielkie miasta, więc zapraszam na spotkanie „Za lasem”.
Swego czasu o disneyowskich produkcjach opartych na komiksach Marvela mówiono: lepiej zacznij oglądać filmy MCU, bo prędzej czy później pojawi się tam twój ulubiony aktor i przynajmniej zrozumiesz wydarzenia na ekranie. W podobnym tonie można wypowiadać się także o czarnym kinie. Nawet jeśli niezbyt przepada się za filmami noir, to podczas poznawania filmografii ulubionych gwiazd Złotej Ery Hollywood ciężko nie trafić na jakiś obraz powstały w tym stylu. Tyczy się to nawet osób, których w pierwszej kolejności nie kojarzymy z noirami — np. Katharine Hepburn („W kręgu zła”) czy Marilyn Monroe (poza „Proszę nie pukać” zagrała jeszcze w „Asfaltowej dżungli” Hustona i „Na krawędzi” Langa). Podobnie rzecz się ma z Bette Davis. Wspominając jej karierę raczej nie myśli się od razu o filmach noir i to mimo tego, że zagrała w kilku. Jednym z nich jest „Za lasem” w reżyserii Kinga Vidora.
To opowieść o kobiecie niemogącej pogodzić się z życiem w małym miasteczku u boku doktora, który woli zapożyczyć się niż egzekwować należności od pacjentów. Rosę irytuje mąż, nużą monotonne zajęcia wypełniające jej dni oraz złości brak wielu materialnych dobór. To osoba odstająca od otoczenia i pragnąca wyróżniać się, przez co ciąża okazała się dla niej złą wiadomością, bowiem stała się wtedy taka, jak inne kobiety. Przepełniona potrzebą opuszczenia prowincji Rosa wdała się także w romans z reprezentującym wielkomiejski styl życia przedsiębiorcą z Chicago. „Za lasem” (początkowo zatytułowanym po prostu „Rose Moline”) jest historią o tym, jak wewnętrzny ból, konflikty międzyludzkie, brak akceptacji rzeczywistości i niezrealizowane marzenia doprowadziły do tragedii. Przy okazji przypomnę początek oscarowego dramatu „Kto się boi Virginii Woolf?”, gdzie główna bohaterka (w tej roli wspaniała Elizabeth Taylor) próbuje sobie przypomnieć tytuł omawianego przeze mnie filmu i w charakterystyczny sposób streszcza wydarzenia, do jakich doszło na ekranie, a przy okazji zabawnie naśladuje słynne What a dump.
Wspomniana tu straszna, czarna peruka zwróciła także uwagę części recenzentów — np. Hedda Hopper (felietonistka, która m.in. posłużyła za inspirację dla obu postaci Tildy Swinton w „Ave, Cezaar” braci Coenów) wspominała o tym, że ledwo poznała Bette Davis. Co prawda nie powiedziałbym, że aktorka jest tu nie do poznania, ale nie dziwię się, że peruka zwracała uwagę. Tym bardziej że na ekranie Davis często bawiła się kosmykami i sprawiała wrażenie, jakby na złość wytwórni (to był wyczekiwany przez nią ostatni film dla Warner Bros.) i/lub reżyserowi (podczas zdjęć Davis próbowała doprowadzić do zwolnienia Vidora) chciała podkreślać sztuczność jej włosów. Aktorka niezbyt miło wspominała „Za lasem” i nie zdziwiłbym się, gdyby moje przypuszczenia okazały się zgodne z prawdą.
Spośród wszystkich złych kobiet, które Bette Davis sportretowała w swoich licznych, wyszukanych pokazach kobiecej zabójczości, nigdy nie stworzyła nic bardziej nieprzyjemnego ani groteskowego niż istota, którą gra w Za lasem. Tym razem jest nie tylko podła: to nieczuła i wyrachowana diablica, której krzykliwy egoizm i okrucieństwo są na nieludzkim poziomie.
W ten oto sposób w 1949 roku na łamach The New York Times Bosley Crowther opisał postać Bette Davis. Dalej wspomniał jeszcze, że niekiedy jej występ graniczył z karykaturą, ale w moim odczuciu dziś to nie razi i tę nieco przerysowaną kreację ogląda się z zachwytem. I to mimo wszystkich cech, jakimi obdarzono główną bohaterkę „Za lasem”. Powiedziałbym nawet, że uczyniono z niej wręcz podręcznikowy przykład złej kobiety, przed którą ostrzegały filmy noir. Rosa jest egoistką i materialistką, nie można jej nazwać dobrą gospodynią, nie przepada za spędzaniem czasu z innymi kobietami, zdradza męża, chce rozwodu, a ponadto nie interesuje ją macierzyństwo, zaś samą ciążę postrzega jako przeszkodę stojącą na drodze do osiągnięcia zamierzonego celu. Ostatnia kwestia stała się kością niezgody pomiędzy wytwórnią a cenzorami. Jak wspomina Jack Vizzard, jeden z cenzorów:
Warner Brothers nie chciało z nami współpracować w sprawie kodeksowych cięć, których chcieliśmy w Za lasem. Twierdzili, że jest już za późno na ponowne nagranie i zmiksowanie podkładu muzycznego do dialogów i ujęć, które chcieliśmy wyciąć. Musieliśmy zagrozić im grzywną w wysokości 25 000 dolarów. (...) Najpierw zleciliśmy montażystom wycięcie ujęć sugerujących, że kobieta chciała dokonać aborcji. Ujęcie gabinetu lekarskiego zastąpili ujęciem drzwi w biurze prawnym, aby pokazać, że chciała rozwodu, a nie aborcji.
Było jeszcze kilka fragmentów, które zmieniono zgodnie z wytycznymi, ale temat aborcji wydaje mi się najważniejszy do poruszenia, bowiem starania cenzorów nie przyniosły oczekiwanego rezultatu. Niechęć Rosy do ciąży jest aż nadto widoczna, a jej czyny można interpretować równie jako chęć skrzywdzenia siebie, ale także jako próbę doprowadzenia do poronienia.
Minor Watson, David Brian i Bette Davis w filmie „Za lasem”
Prasa nie była zbyt przychylna dziełu Vidora. Philip K. Scheuer wspomniał w Los Angeles Times o widowni, która wyśmiała jedną ze scen. Dla tej samej gazety Hedda Hopper napisała:
Bette Davis nie chciała zagrać w Za lasem, ale została do tego namówiona wbrew swojej woli - a to jest silna wola. Dziś sobie uświadomiła, że powinna odmawiać do skutku.
Na łamach Independent Exhibitors Film Bulletin zamieszczono słowa właściciela jednego z teksańskich kin:
Po raz trzeci w mojej karierze opuściłem salę.
Szczerze dziwią mnie te reakcje. Jasne, scenariusza nie można nazwać wybitnym, ale daleko mu do bycia tragicznym. Jest coś w tych opowieściach o jednostkach, które chcą wyrwać się z monotonii, w jaką popadły, by zmienić swoje otoczenie i życie, że chce się poznawać kolejne ich wersje. Szczególnie jeśli te są sprawnie opowiedziane, a takie właśnie jest „Za lasem”. Dobrze poprowadzono również motyw samotności w tłumie i tym, jak zmagała się z nią nie tylko główna bohaterka, ale także jej ekranowy mąż. Dla Louisa dom przecież nie był bezpieczną przystanią, a partnerka tak naprawdę była niczym obca osoba. Do tego wszystkiego należy dodać interesujące zestawienie małego miasteczka z Chicago. To pierwsze było dla Rosy niczym piekło na ziemi, gdzie może i była gwiazdą, ale nie czuła się szczęśliwa i spełniona. Co ciekawe, jej ukochana metropolia wcale nie wypadła lepiej. Postindustrialne otoczenie, wysokie budynki osaczające kobietę z każdej strony, specyficzni ludzie oraz sytuacje podkreślające jej samotność i status (w Chicago już nie była kimś, tylko zwykłą osobą — jakich na pęczki w tym mieście) okazały się zwyczajnie koszmarne.
Seans jest też kolejną okazją do podziwiania talentu Bette Davis. To jej kolejna świetna rola. Rola, którą ogląda się z przyjemnością i choćby dla niej warto poświęcić czas na obejrzenie filmu Vidora. A jeśli to nie jest wystarczające, to na zakończenie w ramach zachęty dorzucę jeszcze słowa reżysera o innym znanym twórcy, któremu omawiany obraz mocno przypadł do gustu.
Billy Wilder lubił Za lasem. Powiedział mi, że widział go trzy lub cztery razy. Dużo mówił o symbolice ostatniej sceny.
Skoro reżyser jednych z najlepszych filmów noir (mowa oczywiście o „Podwójnym ubezpieczeniu” i „Bulwarze Zachodzącego Słońca”) obejrzał „Za lasem” trzy lub cztery razy, to tym bardziej zwykły widz powinien znaleźć kilka chwil na chociaż jeden seans.
Zdj. Warner Bros.