Listopad miesiącem kina noir. „Sokół maltański”, „Noc myśliwego”, „Łowca androidów” – finał Noirvember

Przed Wami ostatnia w tym roku odsłona zabawy z czarnym kinem. Całość jest całkiem prosta. Do każdego dnia mamy przypisaną jakąś kategorię, a naszym zadaniem jest podanie tytułu filmu noir pasującego do danego tematu. Poniżej znajdziecie moje typy wraz z uzasadnieniem, ale zapraszam Was do podania własnych odpowiedzi w komentarzach – nie musicie wskazywać filmów w każdej z kategorii. Z poprzednimi częściami możecie zapoznać się tu, tu, tu, tu (mahna mahna).

Dzień 27. Ulubiony film neonoir nakręcony po 1970 roku

Harrison Ford w Łowcy androidów 
Harrison Ford w „Łowcy androidów” 

„Łowca androidów” to opowieść o łowcach i… Androidach (z których jeden widział rzeczy, którym ludzie nie daliby wiary…).

Nie brakuje dobrych filmów neonoir i wspomnieć tu należy chociażby o „Tajemnicach Silver Lake” (przypomnianych już w pierwszej części zabawy) czy „Renaissance”, które może się pochwalić nie tylko wciągającą i bardzo klasyczną fabułą (co nie dla wszystkich może być zaletą, ale dla mnie jest), ale także świetną obsadą na czele z Danielem Craigiem. To są dobre produkcje, ale będąc miłośnikiem twórczości Philipa K. Dicka, jako swojego ulubieńca mogę wskazać tylko jeden tytuł. Mowa oczywiście o „Łowcy androidów”

Dzieło Ridleya Scotta jest dla mnie pod wieloma względami fascynujące. Za każdym razem oglądam je niczym zahipnotyzowany i daję się porwać atmosferze tajemnicy, moralnej szarości i fantastycznym kreacjom aktorskim. To w końcu jeden z niewielu filmów, gdzie Harrison Ford nie gra Harrisona Forda. Deckard w jego wykonaniu ma w sobie wiele z klasycznych detektywów, ale Fordowi udało się nadać mu niemałą szczyptę oryginalności. No i oczywiście mamy tu Rutgera Hauera w roli Roya Batty'ego. Ach, co za fantastyczny występ!

Dzień 28. Postać z filmów noir, którą z uwielbieniem nienawidzisz

Robert Mitchum na zdjęciu promującym Noc myśliwego 
Robert Mitchum na zdjęciu promującym „Noc myśliwego” 

„Noc myśliwego” to film o samozwańczym kaznodziei biegającym za dziećmi. 

W filmografii Roberta Mitchuma znajdziemy wiele wspaniałych ról. Jedną z nich jest kreacja Harry’ego Powella z „Nocy myśliwego” w reżyserii Charlesa Laughtona. Mitchum z przerażającym powodzeniem wcielił się tu w zwyrodnialca jakich mało i mordercę, na którego celowniku znalazły się także dzieci. Podczas pierwszego seansu jak na szpilkach czekałem, aż draniowi w końcu poślizgnie się noga i spotka go sprawiedliwość. Nieczęsto filmom udaje się wywołać we mnie tak silne uczucia. Mitchum wykorzystał ten scenariusz do maksimum i tego dokonał.

Dzień 29. Ulubiony film noir wyprodukowany przez studio z tzw. „Poverty Row”

Ann Savage i Tom Neal na zdjęciu promującym Bezdroże 
Ann Savage i Tom Neal na zdjęciu promującym „Bezdroże”

„Bezdroże” przypomina – nie zabierajcie autostopowiczów. Nigdy. Zwłaszcza jeśli zabiliście człowieka i przejęliście jego tożsamość. Wtedy serio darujcie sobie podwożenie kogokolwiek. 

„Poverty Row” (dosłownie „rząd biedoty”) to slangowe określenie nadane małym i niezależnym studiom filmowym. Jedna z największych pereł czarnego kina nie wyszła spod strzech któregoś z gigantów, tylko wyprodukowało ją PRC. „Bezdroże” jest pozycją krótką, ale niebywale wręcz treściwą. O dziele Ulmera trudno zapomnieć, a każdy jego seans sprawia wrażenie, jakby był tym pierwszym. Fabuła nie należy do skomplikowanych (choć ma kilka ciekawych zwrotów fabularnych), ale tempo produkcji i kreacje aktorów (zwłaszcza fenomenalnie wypadła tu Ann Savage) wybijają ten film ponad przeciętność.

Dzień 30. Ulubione zakończenie filmu noir

Humphrey Bogart w filmie Sokół maltański 
Humphrey Bogart na zdjęciu promującym „Sokoła maltańskiego”

„Sokół maltański” ukazuje grupę dorosłych ludzi starających się zdobyć cenną figurkę. Oglądając film można poczuć się prawie jak na jakimś konwencie fantasy i sci-fi (tam na szczęście ludzie mordują tylko wzrokiem, jeśli kupi się jakąś fajną figurkę przed nimi). 

John Huston swoje debiutanckie dzieło zwieńczył nawiązaniem do Shakespeare’a. Z ust Spade'a padły słowa idealnie pasujące do fabuły filmu i perfekcyjnie podsumowujące działania bohaterów. Poza tym to też zwyczajnie fajny tekst. Zanim czarne kino rozkręciło się na dobre, Huston już przedstawił widzom zakończenie idealne. Przy okazji przypominam, że więcej o różnych adaptacjach przygód Sama Spade’a i jego „rodzeństwa” możecie przeczytać w tekście poświęconym ekranizacjom powieści Dashiella Hammetta.

Dziękuję wszystkim, którzy przez ostatnie tygodnie czytali (a czasami nawet i komentowali) teksty publikowane w ramach noirvemberowego cyklu. W kalendarzu mamy już grudzień, więc ostatnią część tegorocznej edycji zabawy pozwolę sobie zakończyć fragmentem komediowego filmu noir pt. „Lady on a Train”, który idealnie pasuje do obecnej atmosfery.

Fot. Producers Releasing Corporation / United Artists / Warner Bros.