Serię „Ultimate Spider-Man” czytam systematycznie od momentu wydania w naszym kraju pierwszego tomu autorstwa Briana Michaela Bendisa. Komiks miał swoje lepsze i gorsze momenty, ale pewien poziom utrzymywał cały czas. W jedenastym tomie czuć jednak, że formuła powoli się wyczerpuje i zbliżamy się do nieuchronnego końca. Zapraszamy do lektury recenzji.
Alternatywna historia Petera Parkera pisana przez Briana Michaela Bendisa bardziej przypadła mi do gustu niż bieżące serie wydawane w ramach Marvel Now, czy Marvel Fresh. Choćby dlatego, że scenarzysta pisząc przygody Spider-Mana z alternatywnego uniwersum miał przed sobą horyzont możliwości i ogrom swobody, co dało się odczuć praktycznie w każdym zeszycie. Jednak gdy numeracja serii zrobiła się trzycyfrowa, czegoś tej historii zaczęło brakować. Lekki, nastoletni i łatwy w odbiorze styl Bendisa coraz bardziej przesłaniały głupie i dość niepotrzebne wątki. Można było odnieść wrażenie, że autor robi wszystko, by odhaczyć najbardziej popularnych złoczyńców w swoim kilkuletnim runie.
Tak było w tomie dziesiątym i tak też jest w tomie jedenastym, na który składa się obszerny story arc skupiony na Eddiem Brocku i Venomie. Niestety w tej historii nic nie trzyma się kupy. Bendis bawi się chronologią. Skacze w przeszłość, pokazując wydarzenia, których konsekwencje bohaterowie powinni odczuwać później. Jednocześnie wpycha do tej historii klona Gwen Stacy oraz…Carnage’a. W efekcie powstaje mieszanka wybuchowa, dodatkowo przesycona narracją. Wiem, że scenarzysta uwielbia bawić się w nieskomplikowane dialogi i za wszelką cenę wpychać na każdej stronie myśli Petera, ale tym razem było tego zbyt wiele.
Z perspektywy czytelnika jednak dużo ważniejsza jest druga część tomu, która jednocześnie zamyka pierwszy rozdział przygód Spider-Mana autorstwa Briana Michaela Bendisa pt. „Ultimatum”. Nie jest to jednak koniec przygód Petera Parkera w uniwersum Ultimate, gdyż Egmont już zapowiedział, że wyda dwa ostatnie tomy tej historii, którą wieńczy rozdział zatytułowany: „Śmierć Spider-Mana”. Ten wydany zostanie jednak dopiero w 2023 roku, a wcześniej, bo w październiku w sklepach pojawi się tom nr 12 (będący jednocześnie chwilowym restartem numeracji zeszytowej).

„Ultimatum” to wielki event rozgrywający się w alternatywnym uniwersum Marvela, któremu niestety brakuje kontekstu dla osób, które nie znają serii towarzyszących. Praktycznie z dnia na dzień Nowy Jork zalewa gigantyczne tsunami. Giną miliony ludzi, a Peter dowiaduje się od Charlesa Xaviera, że odpowiedzialny jest za to Magneto (zakładam, że nieco więcej kulisów odsłoni jeden z tomów serii „Ultimate X-Men”, którą również wydaje w naszym kraju Egmont). Dochodzi do globalnej katastrofy, w którą – a jakże – zaangażowani są superbohaterowie i ich przeciwnicy, w tym np. Nieśmiertelny Hulk, czy zupełnie obca mi wersja Doktora Strange’a.
W „Ultimatum” niewielką rolę odgrywa też Spider-Woman, czyli Jessica Drew, która stara się pomóc w ewakuacji miasta i ratowaniu mieszkańców. Niestety z eventu „Ultimatum” na kartach komiksu Bendisa nie wynika wiele, a niewiadomych jest dużo. Na szczęście ostatnie dwa zeszyty tego zbioru to tzw. Requiem, który odkrywa nieco kulis tej historii i wprowadza pod „Volume 2”.
Pod względem wizualnym szczególnie event „Ultimatum” wygląda rewelacyjnie. Ogromne kadry, często na dwie strony, pokazujące zalewany Manhattan robią wrażenie. Kolorystyka również daje radę, jest odpowiednio mroczna i przygnębiająca. Znam wielu, którym kreska Stuarta Immonena nie podchodziła do gustu i była zbyt „mangowa”, ale dla mnie nigdy nie stanowiła problemu.
Podsumowanie
Jestem z tą serią od początku i będę do końca. Pozostały dwa tomy z przyjemnością postawię na półce i z chęcią przekonam się, jak skończy Spider-Man Briana Michaela Bendisa. Dobrze, że tom jedenasty to koniec pewnego rozdziału. Historii, która zaczynała powoli męczyć. Szkoda też, że „Ultimatum” jest tak mało konkretne i nie każdy ten event odpowiednio zrozumie. Aż prosi się, by wzorem innych serii, Egmont wsparł czytelnika w zrozumieniu tej historii za pomocą kilkunastu zdań wprowadzenia. Nie zmieniam jednak zdania. „Ultimate Spider-Man” to idealna pozycja dla każdego, kto rozpoczyna przygodę z komiksami i boi się, że ich nie zrozumie lub nie odnajdzie się w tym świecie. W uniwersum Ultimate wszytko jest łatwiejsze.
Więcej recenzji komiksów Egmontu, które mogą Cię zainteresować:
- „Joker/Harley: Zabójczy umysł” – recenzja komiksu
- „Oto nadchodzi… Daredevil” tom 1 – recenzja komiksu. Trudny powrót do rzeczywistości
- „Avengers” tom 4: „Wojna światów” – recenzja komiksu. Kulisy wielkiej bitwy
- „Ultimate Spider-Man” tom 10 – recenzja komiksu
- „Doktor Strange” tom 2 – recenzja komiksu
- „Amazing Spider-Man” tom 3: „Życiowe osiągnięcie” – recenzja komiksu
Oceny końcowe
Oceny przyznawane są w skali od 1 do 6.
* Przystępność – stopień zrozumiałości komiksu dla nowego czytelnika, który nie zna poprzednich albumów z danej serii lub uniwersum.

Specyfikacja
|
Scenariusz |
Brian Michael Bendis |
|
Rysunki |
Stuart Immonen |
|
Oprawa |
twarda |
|
Druk |
Kolor |
|
Liczba stron |
384 |
|
Tłumaczenie |
Marek Starosta |
|
Data premiery |
29 czerwca 2022 |
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza komiksu.
zdj. Egmont / Marvel