Jeśli kiedykolwiek mieliście opory z wejściem do komiksowego świata Matta Murdocka, to seria Marka Waida pt. „Oto nadchodzi… Daredevil” jest idealnym miejscem do rozpoczęcia przygody z tym bohaterem. Dla fanów postaci, to z kolei pozycja obowiązkowa, zupełnie inna niż wszystko to, co czytaliście do tej pory. Zapraszamy do lektury recenzji.
Daredevil to jeden z flagowych bohaterów komiksów Marvela wydawanych przez Egmont w naszym kraju. W ciągu ostatnich pięciu lat w sklepach pojawiło się łącznie 12 grubych tomów przygód Matta Murdocka napisanych przez znanych scenarzystów na czele z Brianem Michaelem Bendisem, Edem Brubakerem czy Frankiem Millerem (seria z lat 80.). Daredevil to niezwykle popularny i oryginalny bohater, który dodatkowo zdobył dużą popularność dzięki serialowi Netfliksa. Jego kontynuację już niebawem powinniśmy obejrzeć na Disney+ i jeśli chcecie wiedzieć, jak może wyglądać produkcja Disneya, recenzowany komiks Marka Waida może być ku temu idealnym drogowskazem.
Jeśli mieliście okazję choćby kartkować kolejne tomy Bendisa, czy Brubakera, pamiętacie zapewne, że były to dość mroczne, ponure i deszczowe zeszyty. Dominowała ciemność, przygnębienie i depresyjna atmosfera zarówno pod względem fabularnym, jak i artystycznym. Zupełnie jak w serialu Netfliksa. Z kolei nowe otwarcie, jakie serwuje Mark Waid jest wyjątkowo orzeźwiające, a momentami wręcz zaskakujące. Zmienia się bowiem kompletnie ton opowieści. „Oto nadchodzi… Daredevil” to komiks obyczajowo-prawniczy. Nie brakuje w nim nawet lekkiej komedii, a i sam Matt Murdock to postać zupełnie inna, niż ta z komiksów np. Briana Michaela Bendisa.
W tej przemianie, zarówno fabularnej, jak i graficznej tkwi największa siła komiksu Marka Waida. Scenarzysta nadał głównemu bohaterowi zupełnie nowego wymiaru i tym samym sprawił, że czytelnik nie znający tej postaci, mógł z łatwością wskoczyć w fabułę. Było to też niezbędne dla Domu Pomysłów, gdyż „Oto nadchodzi… Daredevil” jest częścią Marvel Now, czyli bardzo popularnej w naszym kraju serii wydawanej w USA od 2011 roku. Wydawnictwo Egmont, jak pewnie doskonale pamiętacie, wydawało w naszym kraju kilkadziesiąt tomów pierwszego Marvel Now, ale jednak sporo udanych serii wtedy pominięto (przypomnieć należy m.in. „Lepszych wrogów Spider-Mana”, których recenzowaliśmy w poprzednim miesiącu). Nieprzypadkowo przywołuję tutaj komiks Nicka Spencera, bo historie te pod względem tonu, są do siebie bardzo podobne. Lekkie, łatwe i przyjemne w odbiorze, ale jednocześnie nadwyraz inteligentne.
W pierwszym tomie „Oto nadchodzi… Daredevil” główny bohater wrzucony zostaje do nowej rzeczywistości – Nowego Jorku, w którym wszyscy twierdzą, że Matt Murdock jest Daredevilem. To pokłosie wydarzeń z poprzednich tomów, ale nawiązania są na tyle subtelne, że nie poczujecie się zagubieni. Popularność bohaterowi zdecydowanie bardziej przeszkadza, niż pomaga, a objawia się to m.in. w trudach z wiarygodnością w sądzie, gdy Matt usiłuje bronić swoich klientów. Matt niespecjalnie przejmuje się tym, że ludzie widzą w nim Daredevila, robi sobie z tego żarty np. ubierając na imprezę świąteczną sweter z napisem „Nie jestem Daredevilem". Pierwszy tom wydany przez Egmont zbiera w sobie kilka większych i mniejszych story arców. Niektóre z nich mocniej zahaczają o wątki superbohaterskie, w innych z kolei wajcha mocniej przestawiona jest na wątki detektywistyczno-prawnicze. Nie brakuje też wstawki ze Spider-Manem i Czarną Kotką (to chyba najsłabszy element całego tomu).

Czytając kolejne zeszyty, miałem wrażenie, że scenarzysta mocno ekscytuje się możliwościami, jakie daje mu postać niewidomego prawnika. W efekcie bardzo drobiazgowo, przy pomocy Matta jako narratora, stara się uzmysłowić czytelnikowi, jak główny bohater wykorzystuje swoje wyostrzone zmysły, by radzić sobie w najbardziej beznadziejnych sytuacjach.
Tutaj jednak większa część sukcesu to rysunki, które zachwycały mnie od pierwszej do ostatniej strony. Paolo Rivera i Marcos Martin wykonali kawał wyjątkowej roboty, pokazując jak funkcjonuje Daredevil w otoczeniu drapaczy chmur na Manhattanie. Artyści popisywali się również w nieco innych sytuacjach jak np. rozkładowe kadry pokazujące spacer Matta i Foggy’ego po ulicach Nowego Jorku. Zachwycały mnie też kolory, bo tym razem postawiono na dużo bardziej pastelowe odcienie, z przewagą koloru purpurowego, fioletowego i czerwonego. „Oto nadchodzi… Daredevil” to komiks barwny, jasny, przyjemny w odbiorze i co ważne – umiejący zaskakiwać wizualnie w każdym zeszycie. Jakże wielka to przeciwwaga do tego, co mogliśmy oglądać w poprzednich latach.
Podsumowanie
Być może się mylę, ale moje przeczucie mówi mi, że tak właśnie będzie wyglądał „Daredevil” na Disney+. Dokładnie tak, jak na kartach komiksu Marka Waida. Wizualnie będzie bardziej kolorowo i pozytywnie (przeciwnie do klimatu noir z Netfliksa), a scenariusz skupi się mocniej na prawniczo-obyczajowych elementach z życia Matta Murdocka. I bardzo mnie to cieszy.
Bez względu na to, czy czytaliście poprzednie tomy „Daredevila”, czy też to będzie Wasz pierwszy raz, szczerze polecam sięgnąć po ten komiks. W planach jest 5 tomów i jestem przekonany, że się nie zawiedziecie.
Więcej recenzji komiksów Egmontu, które mogą Cię zainteresować:
- „Silver Surfer. Czarny” – recenzja komiksu
- „X-Men. Punkty zwrotne” tom 2: „Wojna o mesjasza” – recenzja komiksu
- „Ultimate Spider-Man” tom 10 – recenzja komiksu
- „Doktor Strange” tom 2 – recenzja komiksu
- „Amazing Spider-Man” tom 3: „Życiowe osiągnięcie” – recenzja komiksu
- „Tony Stark: Iron Man” tom 1 – recenzja komiksu
Oceny końcowe
Oceny przyznawane są w skali od 1 do 6.
* Przystępność – stopień zrozumiałości komiksu dla nowego czytelnika, który nie zna poprzednich albumów z danej serii lub uniwersum.

Specyfikacja
|
Scenariusz |
Mark Waid |
|
Rysunki |
Khoi Pham, Marcos Martin, Paolo Rivera, Kano, Emma Rios |
|
Oprawa |
twarda |
|
Druk |
Kolor |
|
Liczba stron |
288 |
|
Tłumaczenie |
Zofia Sawicka |
|
Data premiery |
18 maja 2022 |
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza komiksu.
zdj. Egmont/Marvel