„Ultimate X-Men” tom 4 – recenzja komiksu. Słaby punkt u mutanta

Po ponad 30 zeszytach autorstwa Matta Millara seria „Ultimate X-Men” doczekała się nowego otwarcia, za które odpowiedzialny jest jedyny w swoim rodzaju Brian Michael Bendis, dużo lepiej czujący się w uniwersum Ultimate, niż jego poprzednik. Zapraszamy do lektury recenzji.

Przyznaję, że dość krytycznie podchodziłem do poprzednich trzech tomów „Ultimate X-Men”, pisanych przez Matta Millara. Podobał mi się pomysł na samo uniwersum Ultimate, które tak dobrze wybrzmiewał w serii „Spider-Man”, ale niestety Millar nie potrafił zbyt sensownie wykorzystać możliwości, które dawało mu nowe otwarcie. W wielu miejscach zwyczajnie się pogubił, zbyt mocno skomplikował sobie historię, która pod koniec stawała się dla mnie mocno niezrozumiała. Nieprzypadkowo więc po 33 zeszytach Dom Pomysłów zaczął rozglądać się za nowym scenarzystą, który pociągnie historię dalej i nada jej blasku. W efekcie wybór wpadł na Briana Michaela Bendisa, który odnosił ogromny sukces ze swoją serią o Peterze Parkerze, osadzoną w tym samym uniwersum.

ultimate-x-men-tom-4-recenzja-komiksu-egmont-plansza-min.jpg

Na czwarty tom „Ultimate X-Men” składają się zeszyty 34-45 napisane wyłącznie przez Briana Michaela Bendisa. Przypomnę, że jest to okres, w którym był to jeden z najpopularniejszych i najbardziej cenionych scenarzystów komiksowych, a i sam autor miał w głowie pełno nowatorskich pomysłów, których dziś zdecydowanie mu brakuje. W efekcie czwarty tom „Ultimate X-Men” to nowe otwarcie dla Mutantów z uniwersum Ultimate, które dość łagodnie zahacza o poprzednie wątki, dzięki czemu nawet bez znajomości wcześniejszych tomów, bez problemu się w nim odnajdziecie.

Bendis wyszedł z założenia, że w „Ultimate X-Men” należy stopniować napięcie wychodząc od szczegółu, czyli w tym przypadku od losów Wolverine'a. Jednocześnie autor podsycił historię innymi, znanymi i lubianymi twarzami, jednocześnie dążąc do ogółu i pojawienia się grupy X-Men, która na kartach czwartego tomu w komplecie pojawia się dopiero bodaj w czwartym zeszycie. I był to świetny ruch. Uwielbiam takie zabiegi, gdy scenarzysta poświęca nieco więcej miejsca jednostce i skupia na niej kilka zeszytów. Procentuje to później w samej historii, gdy na kartach komiksu pojawia się kilku, jeśli nie kilkunastu bohaterów, co przecież w przypadku X-Men jest czymś normalnym.

W czwartym tomie Bendis pozwala nieco mocniej wybrzmieć samej postaci Logana, kreśląc jego losy i odkrywając zakamarki z przeszłości dotyczące Broni X. Jednocześnie bardzo umiejętnie wplata w historię nowojorskich herosów na czele ze Spider-Manem i Daredevilem. Epizodycznie pojawia się też Czarna Wdowa. Czuć, że całość tej historii, a właściwie prologu, jest spójna, przemyślana i prowadzi do nowego otwarcia, zahaczającego o wielką konspirację i spiski prowadzące do obalenia samego prezydenta.

ultimate-x-men-tom-4-recenzja-komiksu-egmont-plansza-spider-man-min.jpg

Z pozoru niezależny i niemający wiele wspólnego z resztą X-Menów wątek Logana, szybko przeradza się w dużo poważniejsze zagrożenie dla szkoły Charlesa Xaviera. Bendis wciąga w wydarzenia innych mutantów, w tym bardzo mocno popycha do przodu wątek Jean Grey i jej nieograniczonej mocy. Nie brakuje też tarć pomiędzy X-Menami a grupą Ultimates Nicka Fury’ego. Nagle na przestrzeni kilku zeszytów czytelnik zaczyna czuć, jak spójne jest to uniwersum i jak wiele jego elementów wzajemnie na siebie wpływa. Coś, co kompletnie nie działało u Matta Millara, w wątkach tworzonych przez Bendisa jest jedną z największych zalet.

Pod względem wizualnym trudno mi się do czegokolwiek przyczepić. Styl Davida Fincha jest bardzo podobny do prac scenarzystów poprzednich tomów, więc dość łatwo można się odnaleźć zarówno w twarzach bohaterów jak i kolorystyce. Nie jest to dzieło sztuki, ale jednocześnie rysunki wypadają przyzwoicie w stylu klasycznego superhero z lat 2000-2010.

Podsumowanie

Brian Michael Bendis w czwartym tomie „Ultimate X-Men” wykonał swoją pracę wzorowo. Dostał do napisania dwa story-arki, które nadały zupełnie nowy tor opowiadanej historii i – mam wrażenie – nieco odrodziły samą serię. Ta znalazła się w dość niefortunnym miejscu po trzech tomach Matta Millara i bardzo cieszy mnie, że nowy scenarzysta był w stanie z Mutantów w uniwersum Ultimate wyciągnąć coś więcej.

Pozostaje pytanie, jak w przyszłości pracę Bendisa wykorzystają inni scenarzyści na czele z Brianem K. Vaughanem i Robertem Kirkmanem, którzy są odpowiedzialni za kolejne tomy. A o tym przekonamy się jeszcze w tym roku, gdyż Egmont zapowiedział wydanie piątego tomu na drugą połowę 2022.

Więcej recenzji komiksów, które mogą Cię zainteresować:

Oceny końcowe

5
Scenariusz
4
Rysunki
5
Tłumaczenie
5
Wydanie
4
Przystępność*
4+
Średnia

Oceny przyznawane są w skali od 1 do 6.

* Przystępność – stopień zrozumiałości komiksu dla nowego czytelnika, który nie zna poprzednich albumów z danej serii lub uniwersum. 

Specyfikacja

Scenariusz

Brian Michael Bendis

Rysunki

David Finch

Oprawa

twarda

Druk

Kolor

Liczba stron

304

Tłumaczenie

Marcin Roszkowski

Data premiery

23 lutego 2022

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza komiksu.

zdj. Egmont / Marvel