„Avengers. Bez drogi do domu” – recenzja komiksu. Królowa Nocy jest tylko jedna

Avengers. Bez drogi do domu” to komiks, o którego nikt nie prosił, a każdy potrzebował. A przynajmniej takie mam poczucie, zarówno przypominając sobie jego nieformalną, poprzednią część jeszcze pod szyldem Marvel Now! 2.0, jak i tuż po lekturze nowego eventu autorstwa Ala Ewinga, Marka Waida i Jima Zuba.

Pamiętacie zapewne „Avengers. Nie poddamy się”, mocno niezależny event wydany przez Egmont rok temu w ramach Marvel Now! 2.0, który Bartek na naszych łamach ocenił całkiem pozytywnie. W natłoku czytanych komiksów nie jest trudno gubić pewne fakty, a z „Nie poddamy się” pamiętam głównie fragmenty nostalgii wylewające się z tego pokręconego komiksu, gdzie nie brakowało ogromnej liczby bohaterów i widowiskowych, nieco old-schoolowych pojedynków. Jak stwierdzili sami autorzy we wstępie – historia spodobała się (i sprzedała) na tyle dobrze, że władze Domu Pomysłów dały zielone światło na nieformalną kontynuację. Z mojej perspektywy jest ona jeszcze lepsza od poprzednika.

Nigdy nie byłem fanem wielkich, epickich bitew z dziesiątkami superbohaterów walczących ze sobą. Dużo bardziej cenię sobie mniejsze, bardziej kameralne historie, skupione na jednostce. „Avengers. Bez drogi do domu” aż tak kameralne nie jest, ale czuć w nim nieco lżejszy, spokojniejszy vibe, w porównaniu do „Nie poddamy się”. Podoba mi się też to, że twórcy sięgnęli tym razem po nieco mniej eksploatowanych bohaterów (takich jak np. Herkules czy Vision), którzy w samej historii odgrywają istotną rolę. Dla przeciwwagi mamy też Hulka (u Ala Ewinga, a jakże) oraz Hawkeye’a, ale i tak ekipa jest zacna i – przynajmniej z mojej perspektywy – udanie odświeżona. Nie muszę dodawać, że ponowne spotkanie Hulka i Clinta Bartona jest tutaj nieprzypadkowe i dość szybko przywróci wspomnienia z „II wojny domowej”.

Pamiętacie pewnie, jak Wojażerka wciągnęła superbohaterów uniwersum Marvela w pojedynek Grandmastera i Challengera w „Nie poddamy się”. W „Bez drogi do domu” bohaterka powraca i ponownie przewraca życie bohaterów do góry nogami. Tym razem jednak werbuje ich do swojej misji w dość przypadkowy sposób. I tak do Avengers poza wspomnianymi bohaterami dołącza też np. Rocket czy Spectrum (Monica Rambeau). W efekcie powstaje wybuchowa mieszanka charakterów, która w takiej wersji na kartach komiksu pojawia się (prawdopodobnie) po raz pierwszy.

Powrót Wojażerki nie jest przypadkowy, bo ta werbuje superbohaterów do walki z tzw. Królową Nocy o imieniu Nyx. Jej wątek i cała kreacja łotrzycy jest według mnie jednym z najlepszych elementów „Nie poddamy się”. Zarówno jej geneza, ale też to, w jaki sposób narodziły się jej dzieci i jakie mają moce, kupiłem od pierwszych stron drugiego zeszytu, gdzie poznajemy ją bliżej. Fabuła zyskuje dodatkowo dzięki materiałom dodatkowym, gdzie scenarzyści i rysownicy aktywnie tłumaczą pomysły, jakie tkwiły im w głowie w trakcie tworzenia tej historii.

Avengers Bez drogi do domu plansza z komiksu egmont

Al Ewing, Mark Waid i Jim Zub, wprowadzając postać Nyx, sięgnęli w rejony, które na kartach komiksów Marvela eksplorowane są rzadko, czyli do greckiej mitologii. I tak do fabuły wpleciony został Zeus czy Atena. Nie będę Wam spoilerował, jaką rolę odgrywają, ale ich obecność jest dość istotna z perspektywy genezy Nyx, ale też innego bardzo ważnego dla komiksów Marvela wydarzenia. „Bez drogi do domu” reklamowany jest bowiem jako… powrót Conana Barbarzyńcy. Tak. I dzieje się to właśnie w tym komiksie. W sposób absolutnie szalony i karkołomny, ale to przecież komiksy. Tutaj wszystko da się wytłumaczyć. Nawet cudowny powrót do uniwersum charyzmatycznego Cymeryjczyka. I pewnie wielu z Was w tym momencie może się rozczarować, ale ja do tego podchodzę z dużym dystansem. Szczególnie że Conana na kartach Marvela już niebawem dostaniemy więcej, w ramach zapowiedzianego komiksu „Savage Avengers”.

Wizualnie trudno mi się do czegokolwiek przyczepić. Wspominałem już o udanej kreacji Nyx i jej dzieci, która faktycznie jest Królową Nocy, co wybrzmiewa nie tylko w dialogach, ale też rysunkach. Nie przeszkadzają one w żaden sposób w odbiorze historii, ale też niczym nadzwyczajnym się nie wyróżniają.

Podsumowanie

„Avengers. Bez drogi do domu” zaskakuje pozytywnie. Na łamach Filmożerców miałem okazję trochę marudzić na fabułę głównej serii „Avengers” autorstwa Jasona Aarona, ale pomysły Ala Ewinga, Marka Waida i Jima Zuba wynagradzają mi to z nawiązką. „Bez drogi do domu” broni się przystępnością scenariusza (nie musicie znać „Nie poddamy się”), a jednocześnie jest – wbrew pozorom – bardzo ważnym dla uniwersum Marvela komiksem. Zdecydowanie jest to jeden z lepszych komiksów Marvel Fresh, która wydano w naszym kraju w ostatnim czasie.

Więcej recenzji komiksów Marvel Fresh, które mogą Cię zainteresować:

Oceny końcowe

4+
Scenariusz
4
Rysunki
5
Tłumaczenie
5
Wydanie
4
Przystępność*
4+
Średnia

Oceny przyznawane są w skali od 1 do 6.

* Przystępność – stopień zrozumiałości komiksu dla nowego czytelnika, który nie zna poprzednich albumów z danej serii lub uniwersum.

Specyfikacja

Scenariusz

Mark Waid, Al Ewing, Jim Zub

Rysunki

Carlo Barberi, Sean Izaakse, Paco Medina

Oprawa

miękka ze skrzydełkami

Druk

Kolor

Liczba stron

268

Tłumaczenie

Bartosz Czartoryski

Data premiery

19 stycznia 2022

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza komiksu.

zdj. Egmont / Marvel