„Dżentelmeni” – recenzja serialu. Już w marcu Netflix przynosi nam serial roku!

Nieco ponad cztery lata po premierze filmu „Dżentelmeni” stworzonego przez Guya Ritchiego wracamy do świata brytyjskich gangsterów hodujących Mary Jane z wykorzystaniem królewskich posiadłości. Czy warto zainteresować się serialem przygotowanym dla platformy Netflix, w którym główne role zagrali Theo James („Biały Lotos”) i Kaya Scodelario („Więzień labiryntu”)? Zapraszamy do lektury przedpremierowej recenzji całego sezonu.

Dżentelmeni – opinie o serialu. Czy warto obejrzeć nowość na Netflix?

Początek 2024 roku przyniósł nam sporo serialowego dobra. Niedawno na Disney+ debiutował „Szogun”, wcześniej świetnie na Prime Video zaprezentowali się nowi Państwo Smith, a pod koniec stycznia godną uwagi nowość zaserwowało też Apple TV+ wracające do świata drugowojennych opowieści za sprawą „Władcy przestworzy”. Pojawił się też czwarty sezonDetektywa, który mimo słabego finału można zaliczyć do tych pozytywnych premier pierwszych dwóch miesięcy bieżącego roku. Patrząc na sukcesy innych platform, Netflix mógł poczuć się zazdrosny i zakłopotany brakiem własnego hitu, ale może już odetchnąć z ulgą, bo każdy z wymienionych wyżej tytułów musi ustąpić nadchodzącej premierze od streamingowego giganta. Mówiąc krótko: „Dżentelmenito póki co serial roku i mimo że mamy dopiero marzec, to szczerze wątpię, aby miało się to zmienić. 

Początki kariery Guya Ritchiego sięgają końcówki lat 90. ubiegłego wieku. Pierwszy raz o brytyjskim twórcy głośno zrobiło się w 1998 roku za sprawą „Porachunków”, a dwa lata później do kin trafił „Przekręt”. Fani reżysera, który dwoma pierwszymi filmami zapracował sobie na miano brytyjskiego odpowiednika Quentina Tarantino, od lat prowadzą zaciętą dyskusję na temat tego, który ze wspomnianych filmów jest jego najlepszym – bo to, że w grę wchodzą tylko „Porachunki” i „Przekręt”, jest oczywistą oczywistością (stawiam na ten drugi). W 2009 roku Ritchie zaczął aspirować do hollywoodzkiej pierwszej ligi i dzięki sukcesowi „Sherlocka” bramy filmowej branży stały przed nim otworem.

Dżentelmeni recenzja serialu Netflix Guy Ritchie

Reżyser porzucił świat gangsterów i przez chwilę wydawało się, że następny oryginalny twórca skończy jako kolejny rzemieślnik zatrudniany do głośnych marek takich jak „Aladyn” czy „Herkules”, z którym był przez długi czas łączony. W 2019 roku Guy Ritchie wprowadził jednak do kin swój nowy autorski projekt – „Dżentelmenów” z Matthew McConaugheyem, Charlie Hunnamem i Michelle Dockery. Film stanowił dla Brytyjczyka powrót do gangsterskich korzeni, a jego sukces sprawił, że Netflix dostrzegł w marce potencjał na stworzenie całej franczyzy. Co ciekawe, nie jest to wcale pierwsza taka sytuacja i światy kreowane przez Ritchiego były już wcześniej rozwijane w ramach telewizyjnych projektów.

Takich spin-offów doczekały się zarówno „Porachunki”, jak i „Przekręt”. Przy pierwszym z nich Ritchie odpowiadał za scenariusz i był producentem, a przy drugim nie miał już żadnego udziału. W przypadku „Dżentelmenów” brytyjski twórca zaangażował się w serial na wszystkich możliwych płaszczyznach. Odpowiada za scenariusz, jest reżyserem pierwszych dwóch odcinków i sprawował pieczę nad całością jako główny producent. Zdecydowanie czuć, że jest to jego osobisty projekt, a nie tylko dobry pretekst do odcięcia kuponów od sukcesu kinowej produkcji.

Czy serial „Dżentelmeni ma coś wspólnego z filmem? Prequel, kontynuacja, spin-off?

Dżentelmeni serial Netflix opinie

Film z 2019 roku opowiada historię Mickeya Pearsona (Matthew McConaughey) stojącego na czele największej grupy przestępczej uprawiającej w Wielkiej Brytanii marihuanę. Jego imperium działa jak szwajcarski zegarek, ale on czuje, że nadszedł właśnie moment, w którym powinien przejść na gangsterską emeryturę. Narkotykowy biznes staje się więc obiektem licytacji, a że mamy do czynienia z szemranymi typami, to nie należy spodziewać się przestrzegania dżentelmeńskich reguł. Serial przygotowany przez Netfliksa nie jest jednak bezpośrednią kontynuacją filmowej opowieści. Co więcej, nie jest też jej prequelem, czy nawet spin-offem, bo nie znajdziemy tutaj żadnych punktów wspólnych z bohaterami, których poznaliśmy cztery lata temu. Ritchie postanowił wykorzystać serial do opowiedzenia zupełnie nowej historii z kompletnie nowymi postaciami, którą z oryginałem łączy jedynie to, że jej bohaterowie uprawiają zioło na terenie arystokratycznych posiadłości na terenie całej Wielkiej Brytanii.

Spokojnie możecie sięgnąć po serial Dżentelmeni” bez znajomości filmu. Produkcję Netfliksa można określić czymś w rodzaju rebootu, bo po tym, co pokazano w pierwszym sezonie, trudno byłoby pogodzić istnienie postaci z filmu i serialu w tym samym świecie. Nowa produkcja Ritchiego zmienia też perspektywę opowieści i do świata handlarzy ziołem wkraczamy wraz z Eddiem Hornimanem (w  tej roli Theo James), młodszym synem księcia, który niespodziewanie po śmierci ojca zostaje głową rodziny i wraz z pokaźną posiadłością dziedziczy też zobowiązania względem przestępczej organizacji, która od lat uprawia na ziemiach jego rodziny marihuanę. Eddie zrobi wszystko, aby uwolnić się od organizacji założonej przez Bobby’ego Glassa (Ray Winstone) i zarządzanej pod jego – chwilową – nieobecność przez jego córkę Susie (w tej roli Kaya Scodelario). Nie będzie to jednak łatwe zadanie, bo na głowę spada mu także opieka nad starszym bratem, który nabawił się długów u handlarzy kokainą, a jakby tego było mało, to zielony interes chce przejąć amerykański handlarz metamfetaminą, którego – oczywiście całkiem przypadkowo – gra nie kto inny jak Giancarlo Esposito (Breaking Bad).

Dżentelmeni recenzja serialu Netflix Kaya Scodelario i Theo James

Na serial składa się 8 odcinków – dwa pierwsze wyreżyserowane przez Ritchiego liczą sobie po godzinie i są tradycyjnym wstępem do historii, który rozstawia figury na szachownicy i przygotowuje nas na główne danie. Kolejne trwają już po około 40 minut i skupiają się na problemach, z którymi Eddie musi mierzyć się ze względu na swoje nowe położenie. Główny bohater oraz towarzysząca mu Susie spotkają na swojej drodze pobożnego gangstera, sadystyczną Kolumbijkę z zamiłowaniem do maczet, specyficzną grupę brytyjskich nomadów i szemranych promotorów boksu. Prowadząc nas przez kolejne perypetię Eddiego i Susie serial na przestrzeni całego sezonu skrupulatnie rozwija charakter głównego bohatera i pozwala przebyć mu tradycyjną drogę z punktu A do punktu B – mimo ciągłego igrania z ogniem, Eddie powoli zdaje sobie sprawę, że życie gangstera może okazać się jego prawdziwym powołaniem i będzie musiał zdecydować, czy naprawdę chce się wypisać z tego biznesu.

Dżentelmeni wyśmienicie radzą sobie z prowadzeniem postaci i tworzą wyjątkowo szeroką gamę interesujących i charyzmatycznych bohaterów – właściwie to mógłbym przyczepić się tylko do wiecznie zjaranego Jimmy'ego (Michael Vu), ale nigdy nie przepadałem za tego typu postaciami, więc niewykluczone, że i on się Wam spodoba. W historię Eddiego oraz całego narkobiznesu wsiąkamy od pierwszego do ostatniego odcinka i jest to podróż tak przyjemna, że nie można się oderwać od ekranu. Nowa produkcja Netfliksa odznacza się niewiarygodną wręcz lekkością i flow, które sprawiają, że czas spędzony przy niej mija w mgnieniu oka i za każdym razem chcesz włączyć kolejny odcinek. Theo James postrzegany do tej pory głównie przez pryzmat serii Niezgodna daje kolejny popis i po występie w drugim sezonie Białego Lotosu tworzy na ekranie kolejną charyzmatyczną i niejednoznaczną postać.

Samą siebie przechodzi partnerująca mu Kaya Scodelario, której w lepszej formie aktorskiej jeszcze nie widziałem. Gwiazda ostatniej (nieudanej) części Resident Evil dostarcza nam równie intrygującą co nieprzewidywalną bohaterkę, po której nigdy nie wiemy, czego się tak naprawdę spodziewać. Wszystkich ogląda i słucha się tutaj z wielką przyjemnością, ale Scodelario wybija się na pierwszy plan ze swoją elegancją i specyficznym akcentem. Scenariusz radzi sobie także z rozwijaniem drugoplanowych bohaterów takich jak chociażby brat Eddiego (Daniel Ings), którego wątek nigdy nie staje się zbyt natrętny, a wielu twórców uległoby tej pokusie i skusiło się na zbyt mocne eksploatowaniem historii uzależnionego od narkotyków arystokraty. Z wielkim wyczuciem, a w jednym przypadku nawet urokiem, serial radzi sobie też z trzecioplanowymi postaciami, których wątki potrafią nabierać blasku przy poświęcaniu im zaledwie odrobiny ekranowego czasu.  

Dżentelmeni serial Netflix recenzja 2024

Ritchie nie stroni jak zwykle od widowiskowych zwrotów akcji, zaburzania tradycyjnej chronologii i przedstawiania istotnych wydarzeń w formie zdawanych przez bohaterów relacji o tym, co się przed chwilą wydarzyło. Jego szybki styl prowadzenia fabuły, kąśliwe dialogi i sytuacyjny humor w połączeniu ze specyficznym światem stworzonym przez brytyjskiego reżysera tworzą wybuchową mieszankę. Serial urzeka i zachwyca nie tylko zgrabnym scenariuszem i lekką reżyserią, ale też swoim wyglądem. Wszystko na ekranie począwszy od skrojonych na miarę garniturów, szykownych garsonek poprzez malowniczy krajobraz brytyjskiej wsi, a na pełnych klasy wnętrzach brytyjskich pałaców kończąc, wygląda po prostu obłędnie.

Dżentelmeni” to dobrze napisana, świetnie zagrana, brawurowo wyreżyserowana i obłędnie wyglądająca rozrywka na najwyższym poziomie. Po włączeniu wsiąkniecie na dobre w pełną intryg, humoru, a także przemocy historię, która przebija to co widzieliśmy w filmowej produkcji i rozwija ten świat w sposób, na jaki zasługiwał. Mimo sięgania po zgrane motywy i klasyczne rozwiązania fabularne Ritchie urozmaicił serial charakterystycznymi dla siebie zabiegami i udało mu się osiągnąć prawdziwą serialową perfekcję. Netfliksie, masz tylko jedno zadanie: zamówić drugi sezon! I to prędko!

Serial „Dżentelmeni” debiutuje na platformie Netflix już 7 marca. W dniu premiery pokazane zostaną wszystkie odcinki pierwszego sezonu.

Ocena serialu „Dżentelmeni”: 5+/6

zdj. Netflix