„Flash” tom 14: „Era Flasha” – recenzja komiksu. Czy to koniec ery Flasha?

Wraz z początkiem roku Egmont zaprezentował nam kolejną porcję komiksów ze świata DC, w tym 14. już tom „Flasha” z serii DC Odrodzenie zatytułowany „Era Flasha”.

Jest to przedostatnia część epickiego runu Joshuy Williamsona, który w tym momencie jest drugim najdłużej piszącym „Flasha” scenarzystą w historii tej postaci. Już we wcześniejszych tomach ten autor dał się poznać nie tylko jako sprawny scenarzysta typowych opowieści trykociarskich przepełnionych akcją i kolejnymi potyczkami, ale widać w nim też ambicje, aby odcisnąć swoje piętno na całej mitologii szkarłatnego sprintera. Williamson sprawnie eksploruje temat mocy prędkości oraz jej niestabilnej natury, jak również wprowadza do świata Flasha nowe postacie takie jak Godspeed. Miesza też w historii tych już dobrze znanych łotrów jak Captain Cold czy Reverse Flash.

W „Erze Flasha” poznajemy cenę, jaką płacić muszą zwykli ludzie za wojny superbohaterów. Z pozoru „zwykłe” starcie Flasha z jednym z jego klasycznych przeciwników uruchamia lawinę nieszczęśliwych wypadków, które doprowadzają do pojawienia się nowego antagonisty – Paradoksa. Ten niewiarygodnie potężny i nikczemny łotr chce wymazać z całej historii jakikolwiek ślad po najszybszym człowieku świata. W realizacji niecnych planów wspiera go wspomniany wcześniej Godspeed. Zmusza to Flasha do zawarcia sojuszu ze swoim największym wrogiem – Reverse Flashem. W tym miejscu część osób mogłaby pomyśleć, że podobny motyw był już wykorzystywany dziesiątki razy. I trudno się z tym nie zgodzić. Sojusz Supermana z Lexem czy Batmana z Jokerem to nic nadzwyczajnego i podobne zagrania widzieliśmy już wielokrotnie. Tu jednak po raz kolejny objawia się kunszt Williamsona, który potrafi tak rozpisać historie, że możemy przymknąć oko na to, że oparta jest ona na wyświechtanych kliszach i dajemy się porwać wartkiej akcji. Sam Paradoks mimo, że ma ciekawą historię narodzin oraz dosyć jasno sprecyzowane motywacje, to jednak jego występ jest (co można uznać za chichot losu) zbyt szybki. Zanim na dobre zdążymy wczuć się w grozę wydarzeń, które sprowadza na Barry’ego Allena, dochodzimy do konkluzji historii. Wątpię, aby postać ta zapadła na dłużej w pamięć czytelników i zajęła zaszczytne miejsce w rozległym panteonie największych antagonistów Flasha. Dużo ciekawiej prezentuje się wątek problematycznego sojuszu. Biorąc pod uwagę wydarzenia z poprzednich tomów, samo pojawienie się Eobarda Thawne'a buduje napięcie, które towarzyszy nam w zasadzie już do końca komiksu.

flash-tom-14-era-flasha-recenzja-komiksu-egmont-min(1).jpg

W tym miejscu muszę też wspomnieć o tym, że jeżeli nie mieliście wcześniej styczności z Flashem czy nie czytaliście poprzednich 13 tomów, to ta historia tworzy na tyle zamkniętą całość, że może po nią sięgnąć każdy, kto chce przeczytać dobrą historię z obrońcą Central City. Jeżeli jakiś wątek nawiązuje do przeszłości, to otrzymujemy szybką ekspozycję, dzięki której bez problemu możemy połapać się w fabule. To duża sztuka tak rozpisać opowieść, żeby była angażująca dla stałych czytelników, jednocześnie będąc tak przyjazną dla nowicjuszy. Sama historia jest poprowadzona niezwykle sprawnie i mimo faktu, że dość łatwo przewidzieć zakończenie, jeżeli przeczytało się choć jeden współczesny komiks superbohaterski, to końcówka potrafi zaskoczyć i sprawia, że będę wyczekiwał kolejnego tomu.

Za rysunki w „Erze Flasha” odpowiadają głównie Howard Porter i Rafa Sandoval. W komiksach o Flashu najważniejsze dla mnie jest dobre ujęcie prędkości. Obydwaj panowie wywiązują się wzorowo z tego zadania. Kadry są dynamiczne i czuć szybkość starć. To niezwykle ważne, bo w opowieści o Flashu odpowiednie przedstawienie prędkości jest kluczowe tak, jak w innych seriach oddanie siły ciosu Supermana czy mrocznego klimatu Batmana. Nie są to jednak prace, które będziemy podziwiać godzinami. To taki współczesny komiksowy standard. W kilku momentach głównych rysowników wspiera niemałe grono innych artystów i, co ważne, nie odczuwamy jakichś dużych zmian jakościowych, a to samo w sobie trzeba już uznać za zaletę. Historie rysowane przez tak dużą liczbę rysowników często cierpią na znaczne spadki jakości lub wybijającą z rytmu zmianę stylistyki, ale tego w „Erze Flasha” na szczęście nie uświadczymy.

Podsumowanie

Nie będę Was oszukiwał, nie jest to przełomowa opowieść. Jest to sprawnie poprowadzony komiks superbohaterski ze wszystkimi zaletami i wadami tego gatunku. Jeżeli znajdujecie przyjemność w tej konwencji, to „Era Flasha” zapewni Wam godziwą rozrywkę. Joshua Williamson nie będzie być może wymieniany po zakończeniu runu wśród największych współczesnych twórców komiksowych, ale zdecydowanie będzie można umiejscowić jego run obok historii Marka Waida czy Geoffa Johnsa, a to już spora nobilitacja dla autora. Może za wcześnie jeszcze na podsumowania, ale widać, że seria „Flash” wybija się na korzyść pośród innych serii z Odrodzenia i powinna zadowolić starych fanów Flasha, jak i nowych, którzy postacią mogli zainteresować się po sukcesie serialu. Ja z pewnością sięgnę po kolejny tom, aby zobaczyć konkluzje tej epickiej sagi.

Polskie wydanie zawiera materiały z amerykańskich zeszytów „The Flash” #88, #750-755 i – jak inne tomy z DC Odrodzenia – posiada miękką okładkę ze skrzydełkami.

Więcej recenzji komiksów Egmontu, które mogą Cię zainteresować:

Oceny końcowe

4
Scenariusz
4
Rysunki
5
Tłumaczenie
4
Wydanie
5
Przystępność*
4+
Średnia

Oceny przyznawane są w skali od 1 do 6.

* Przystępność – stopień zrozumiałości komiksu dla nowego czytelnika, który nie zna poprzednich albumów z danej serii lub uniwersum.

Specyfikacja

Scenariusz

Joshua Williamson

Rysunki

Howard Porter, Rafa Sandoval, Jordi Tarragona

Oprawa

miękka ze skrzydełkami

Druk

kolor

Liczba stron

160

Tłumaczenie

Tomasz Kłoszewski

Data premiery

19 stycznia 2022

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza komiksu.

zdj. DC Comics